Skocz do zawartości
  • Newsy

  • Newman
    U zarania antycovidowych szczepień trwa swego rodzaju Jarmark Europa pełen różnych sądów, twierdzeń, argumentów, tez, wizji, przestróg, objawień i proroctw. Wymiana trwa w najlepsze, jarmark wszak pojemny, bo social media właściwie nie mają granic. Rok 2021 zapowiada się ciekawie. Wiadomo - szczepionka powstała w pechowym roku 2020, więc stosuje się ją wciąż głównie do dyskusji, a nie w celu zaszczepienia. I w sam środek debat: tych oksfordzkich i tych wąchockich przypuszczamy śmiały atak.   Oto kilkadziesiąt argumentów za tym, aby przyjąć szczepienie przeciw SARS-CoV-2. Wśród nich znajdziecie, szanowni Państwo, mądre i głupie, znane i wydumane, teoretyczne i praktyczne. Słowem: dla każdego!   Argument merytoryczny: Dwaj producenci szczepionek na COVID-19 tj. Pfizer/BioNTech i Moderna zbadali skuteczność swoich szczepionek. Wniosek jest taki, że zmniejszają one ryzyko zachorowania na COVID19 o co najmniej 94%. Badania te zostały przejrzane przez 2 niezależne grona ekspertów: z USA oraz UE, które to odkryły, że firmy, o dziwo, nie ściemniały (1,2).   Argument historyczny: "W latach 1709–10 w czasie epidemii dżumy zmarło niemal 13 tysięcy mieszkańców miasta i całego starostwa węgorzewskiego" (3). Dżumy już na szczęście w Węgorzewie nie ma, bo myjemy ręce częściej niż raz na rok, pijemy przezroczystą wodę i nie jemy szczurów. Ale zawdzięczamy to także postępowi nauki, wiedzy z zakresu higieny i epidemiologii, wysokiej dostępności ochrony zdrowia. Medycyna przyniosła nam mnóstwo korzyści, w tym szczepienia. Nie rezygnujmy z osiągnięć medycyny, nie stawajmy się z powrotem mieszkańcami XVIII-wiecznego Węgorzewa.   Argument histeryczny: MusiMY się SZCZEPIĆ! Jak nie, to WSZYSCY umrzeMY ! !!   Argument genetyczny: COMIRNATY i COVID-19 Vaccine Moderna to szczepionki mRNA. Kwas ten - matrycowe RNA to u człowieka produkt tworzony na bazie DNA, a służy do produkcji białek, np. przeciwciał. Człowiek ma swoje geny zapisane przez mamusię i tatusia w DNA. Niestety większość z nas nie ma tam notatki, że jak się w nas pojawi koronawirus to mamy go zaatakować przeciwciałami i zwalczyć. Tego układ odporności dowiaduje się dopiero po zakażeniu (jeśli je przeżyjemy) lub po zaszczepieniu. Właśnie szczepionka uczy ludzki układ odporności jak można się "uzbroić". Nasz organizm nie umie (na szczęście) przepisać informacji z mRNA na DNA i zapisać tych danych na twardym dysku...   Argument rojalistyczny: Zaszczepili się już brytyjska królowa Elżbieta i książę Filip. Po szczepieniu są także król Szwecji Carl XVI Gustaf i królowa Silvia oraz król sudyjski Salman bin Abdulaziz Al Saud, król Jordanii Abdullah i Bahrainu Hamad bin Isa Al Khalifa. Czy szczepienia pomogą przetrwać monarchii?   Argument nacjonalistyczny: Nad szczepionką na COVID-19 pracowali Polacy! Wśród autorów publikacji na temat szczepionki Pfizer/BioNTech wymieniony jest dr Warren V. Kalina, Ph.D. (4), a nad szczepionką firmy Moderna pracował między innymi dr nauk medycznych Mat Makowski, Ph.D. o - obaj o niewątpliwie polskich korzeniach (5). Zaś Pochodząca z Polski dr Mariola Fotin-Mleczek jest szefową ds. technologii w niemieckiej firmie CureVac!
    Argument dla ludzi, którzy lubią nowe doznania: Poczuj to!   Argumentum ad verecundiam: Zaszczepili się już ważni ludzie tacy jak wiceprezydent USA Mike Pence i prezydent elekt Joe Biden wraz z Kamalą Harris, a także Sir Ian McKellen, Joan Collins, Sir David Attenborough, Oliver Stone, a nawet taka gwiazda jak Andrzej Duda (i to mimo, że boi się igieł).   Argument altruistyczny: Chcę chronić innych! Argument egoistyczny: Chcę chronić siebie!   Argument fejkowy (ale fajny): Według najnowszych badań naukowych opublikowanych w bardzo poważnych naukowych czasopismach obserwowano u zaszczepionych mężczyzn skutek uboczny w postaci powiększenia długości penisa średnio o 2,5 cala! Argument odwołujący się do własnych doświadczeń czytelników: Czy znasz osobiście kogoś kto umarł od szczepienia na COVID-19? Bo ja nie znam. A czy znasz osobiście kogoś, kto umarł na COVID-19? Ja niestety znałem...   Argument z jakiegoś ważnego forum internetowego: "Podobno jak sie ma tego czipa ze szcepiąki od Gejtsa to jest super zasieg interneta i zniszka na aktualizacje windowSa. Pewne info od Szwagra"   Argument dla twardzieli (skuteczny): Co? Igły się boisz?   Argument ilościowy: Do 14.01.2021 na całym świecie zaszczepiono już 30 milionów ludzi. To tyle, co dorosłych Polaków. Komuś mało królików doświadczalnych? (6)   Argument jakościowy: Pacjent, zanim zostanie dopuszczony do szczepienia jest weryfikowany - ocenia się potencjalne ryzyko powikłań poszczepiennych za pomocą badania lekarskiego i ankiety medycznej. Część osób nie będzie szczepiona na przykład z uwagi na to, że mają poważna zaburzenia odporności, aktywną infekcję, przebyli wcześniej polekowy wstrząs anafilaktyczny lub są w ciąży. To normalne, podobnie jest z innymi szczepieniami - wystarczy, że zaszczepione zostanie >75% populacji, aby zakończyć pandemię!   Argument dla kolekcjonerów: Jak się zaszczepisz, to dostaniesz fajną, kolorową kartę, gdzie można zbierać wpisy z datami. Podobno karta mieści się w tradycyjnym albumie, a także w klaserze.   Argument logiczny: Jeśli szczepionka może być niebezpieczna dla zdrowia, to które państwo zaryzykowałoby szczepienie w pierwszej kolejności swojego personelu medycznego?   Argumentum poeticum: (Pan Tadeusz, Księga XIII Szczepmy się!) (...) Czuły iglany dotyk śród Twych smukłych ramion Te ostrza dają życie, niegroźnie Cię raniąc...   Argument empiryczny: Autor tego artykułu zaszczepił się przeciw COVID-19 i... żyje!   ************************************************* Uwaga ANTYSZCZEPIONKOWCY: Covid Challenge! Liczę na Was! Osobiście udowodnijcie nieskuteczność szczepień na COVID: przyjmijcie 2 dawki i zachorujcie masowo na COVID. Proszę o karty szczepień i dodatnie wyniki wymazów w komentarzach... *************************************************   Nie ważne jaki argument Państwa przekona - zalecam jako lekarz szczepienie przeciw COVID-19 Mateusz Malik, lekarz   Źródła: https://www.fda.gov/ https://www.ema.europa.eu/en/news/ema-recommends-first-covid-19-vaccine-authorisation-eu Wikipedia https://www.nejm.org/doi/full/10.1056/NEJMoa2034577 https://www.nejm.org/doi/full/10.1056/nejmoa2022483 https://ourworldindata.org/covid-vaccinations

    Newman
    To już pewne: Europejska Agencja Leków w ślad za swoją amerykańską odpowiedniczką FDA zatwierdziła do użycia pierwszą w historii szczepionkę na COVID-19. Najwcześniej z całym szeregiem niezbędnych procedur uporał się amerykańsko-niemiecki duet firm farmaceutycznych Pfizer i BioNTech. Ich szczepionka o nazwie handlowej Comirnaty oparta na nowoczesnym nośniku informacji i mechanizmie działania poprzez mRNA czeka teraz szereg dalszych procedur rejestracyjnych (i refundacyjnych) w poszczególnych krajach UE.
    Europejską Agencję cechuje większa skrupulatność niż FDA, co widać w przypadku wielu innych leków i produktów leczniczych, które są rekomendowane do użycia w UE. Ochrona bezpieczeństwa obywateli państw Unii jest zawsze priorytetem wyższym niż ewentualna korzyść z zastosowania danej substancji. Obecna pozytywna rekomendacja jest i tak jedną z najszybszych w historii, co jest uzasadnione wyjątkową sytuacją pandemii.
    Pfizer i BioNTech "wyprzedzili" konkurencję m.in. z firm Moderna, AstraZeneca/Oxford czy Gamaleya, choć nie jest powiedziane, że któraś ze innych szczepionek nie stanie się w przyszłości kolejnym produktem dostępnym w UE. Na z pewnością palma pierwszeństwa da pionierom szczególne miejsce w masowej świadomości.
    Na stronie EMA można już odnaleźć anglojęzyczną wersję Charakterystyki Produktu Leczniczego (ChPL, CHMP), gdzie znajdują się podstawowe informacje z dotychczasowych badań przedklinicznych i klinicznych prowadzonych nad substancją czynną.
    Comirnaty (substancja Tozinameran, w badaniach klinicznych preparat oznaczony kodem BNT162b2) wykazała skuteczność na poziomie ok. 95%, co oznacza, że w grupie badanej (>43 tys. zdrowych ochotników), wśród wszystkich, którzy po zachorowali na COVID-19 tylko 5% stanowili zaszczepieni Comirnaty, a 95% zaszczepieni placebo (czyli niezaszczepieni).
    Szczepionka jest przeznaczona dla dorosłych i młodzieży ≥16. roku życia (nie ustalono jeszcze skuteczności i bezpieczeństwa u dzieci <16. rż. (choć badania u 12-latków i starszych dzieci też już trwają) ani dla kobiet w ciąży i laktacji (obie te grupy należą do szczególnie newralgicznych we wszystkich badaniach klinicznych nad nowymi lekami.
    Schemat szczepienia tą konkretną szczepionką obejmuje podanie 2 dawek szczepionki domięśniowo w odstępie 21 dni. Takie szczepienia już od kilku tygodni trwają w niektórych krajach spoza UE, jak np. w USA czy Wielkiej Brytanii. Na chwilę obecną nie ma żadnych istotnych doniesień o powikłaniach wykraczających poza typowe objawy poszczepienne.
    Kiedy faktycznie ruszą szczepienia w poszczególnych krajach? To zależy jeszcze od Komisji Europejskiej, wydolności produkcji, sprawności dystrybucji, a przede wszystkim dobrej organizacji programu szczepień w każdym poszczególnym kraju. Już wiadomo, że w planach jest zaszczepienie w pierwszej kolejności pracowników ochrony zdrowia oraz osób starszych i obciążonych chorobowo.
    W załączeniu ChPL (PDF)
    Mateusz Malik, lekarz, specjalista onkologii klinicznej
    Źródła:
    https://www.ema.europa.eu/en/news/ema-recommends-first-covid-19-vaccine-authorisation-eu https://www.mp.pl/szczepienia/aktualnosci/254032,co-wiadomo-o-szczepionce-bnt162b2-przeciwko-covid-19-firmy-pfizer https://emedicine.medscape.com/article/2500139-overview?src=WNL_infoc_201215_MSCPEDIT&uac=285645PX&impID=2738307&faf=1 https://informacje.pan.pl/index.php/informacje/materialy-dla-prasy/3210-stanowisko-7-zespolu-ds-covid-19-przy-prezesie-pan-szczepienie-jest-jedynym-racjonalnym-wyborem-dzieki-ktoremu-bedziemy-mogli-szybciej-wyjsc-z-pandemii?fbclid=IwAR2eHRfly2Vnkq1Y3tcxmKgUzSfKCtI27VfeqlQMZC9ilfg_iePIUIAhjQ0 https://nil.org.pl/aktualnosci/5215-stanowisko-podjete-przez-nrl-w-dniu-11-grudnia-2020-r Źródła ilustracji/zdjęć: Dado Ruvic.Illustration.Reuters/Jacob King POOL.AFP/WHO
    comirnaty-product-information-approved-chmp-21-december-2020-pending-endorsement-european-commission_en.pdf

    Derli

    Exam Space - be exam ready

    Przez Derli, w News,

    Exam Space - be exam ready
    to nowy portal stworzony z myślą o studentach kierunków medycznych- w szczególności wydziału lekarskie i lekarsko-dentystycznego
    znajdziecie tutaj ponad 11 tysięcy pytań podzielonych na kategorie i podtematy, które pozwolą się Wam przygotować do kół, zaliczeń, egzaminów.
    czeka na Was m.in. anatomia 1600 pytań, mikrobiologia 1000 pytań, biochemia 1000 pytań, histologia 1000 pytań, patomorfologia 1200 pytań (więcej na https://examspace.pl/wykaz-przedmiotow/)
    w przedmiotach typu chirurgia, pediatria, psychiatria, czy interna są zamieszczone również pytania, które pojawiły się na Lekarskich Egzaminach Końcowych
    ,,Tworząc portal chcieliśmy ułatwić naukę studentom, ale również zrobić coś dla środowiska- pamiętając ile ton papieru gromadziliśmy po każdym roku studiów, kiedy jeszcze sami byliśmy studentami" - mówią twórcy (więcej https://examspace.pl/badz-eko/ )
    Zapraszamy do rejestracji https://examspace.pl/
    oraz na facebooka https://www.facebook.com/portalexamspace
     

    MedFor.me
    Zapraszamy na Sopocki Areopag Etyczny 2020 Online - innowacyjne warsztaty dla studentów medycyny. 
    7 comiesięcznych sesji z wykładowcami-praktykami, nauka komunikacji i budowania relacji lekarz-pacjent, scenki z pacjentami symulowanymi oraz zajęcia sportowe.
    Pierwsza sesja już 5 września!
    MedFor.me patronuje wydarzeniom z cyklu.
    Więcej szczegółów na stronie: https://bit.ly/3fXzraC
    SAE 2020 - Sopocki Areopag Etyczny Online to 7 comiesięcznych warsztatów online dla studentów medycyny. Formuła wydarzenia oparta jest na założeniach współtwórcy Areopagu Etycznego - ks. Jana Kaczkowskiego i sięga 2008 roku. Zajęcia z aktorami - wówczas innowacyjne, które dziś są wykorzystywane podczas zajęć na uniwersytetach medycznych, to podstawa SAE. Oprócz wykładów, warsztatów i scenek, na kursantów czekają także zajęcia sportowe, co wpisuje się w realizację naszej misji - nauki zadbania o siebie jako profilaktyki wyczerpania zawodowego.
    10 korzyści z umiejętnego komunikowania się lekarza z pacjentem
    Aktywne słuchanie jest warunkiem uzyskania bardziej precyzyjnych danych, co umożliwia skuteczniejsze rozpoznanie choroby oraz właściwe decyzje diagnostyczno-terapeutyczne. Poczucie bycia słuchanym i rozumianym sprawia, że pacjent czuje się ważny, a ewentualne negatywne uczucia obu stron słabną. To dobry grunt do dalszej komunikacji i wymiany informacji. Umiejętność identyfikowania przez lekarza przyczyn problemów komunikacyjnych oraz świadome radzenie sobie z nimi, oszczędza cenny czas podczas wizyty Zmniejsza się ryzyko skarg na poszczególnych lekarzy oraz ilość zachowań agresywnych i roszczeniowych. Komunikacyjna umiejętność włączania chorego w podejmowanie decyzji terapeutycznych, zwiększa zaangażowanie pacjenta w leczenie i przestrzeganie zaleceń. Zmniejsza się liczba niepotrzebnych interwencji medycznych oraz nieodpowiednich i daremnych zabiegów Przekonanie o posiadaniu pełnych informacji daje pacjentowi i jego bliskim poczucie bezpieczeństwa, poczucie kontroli nad leczeniem i własnym stanem zdrowia, co w efekcie znacznie obniża lęk u pacjenta. Lekarz potrafi radzić sobie w trudnych sytuacjach, jest świadomy swoich emocji i wie, jak nimi zarządzać. Dobra komunikacja zmniejsza ryzyko wypalenia zawodowego! Rośnie poziom satysfakcji z wykonywania trudnej i odpowiedzialnej pracy lekarza, a empatyczny, wspierający, kompetentny komunikacyjnie lekarz, jest lepiej oceniany przez pacjentów W czasach, gdy nowoczesne technologie zastępują kolejne obszary w medycynie, komunikacja lekarz-pacjent to kompetencja przyszłości.
     

    dr Mateusz Palczewski
    Kilka przebadanych koronawirusow (MERS, SARS-Cov, HCov) może przeżyć na sztucznej powieszchni nawet 9 dni. Podobnie może być w przypadku koronawirusa powodującego obecną pandemię choroby Covid-19, a więc SARS-Cov-2 [1,2]. W tym aspekcie raz jeszcze warto podkreślić jak ogromną rolę odgrywa mycie rąk, pozostawanie w domu czy chociażby dezynfekowania różnych powierzchni i miejsc - nawet gdyby mogło nam się to wydawać niekiedy przesadą. Każdy szczegół, każde staranie o uniknięcie transmisji wirusa może być ważne, a gdy tylko wejdzie nam w to nawyk, korzyści mogą być na prawdę ogromne. Zachęcam do rozważenia jak wiele korzyści może przynieść nasza ludzka inteligencja w wykonywaniu codziennych czynności.   Propozycja na dziś: schodząc z mieszkania na dół do "Żabki" spróbuj nie łapać poręczy na schodach (chyba, że musisz aby się nie wywrócić!)   Dużo zdrowia i rozwagi na codzień!   Źródła: [1] https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0195670120300463  Persistence of coronaviruses on inanimate surfaces and their inactivation with biocidal agents [2] https://www.cdc.gov/coronavirus/2019-ncov/community/home/cleaning-disinfection.html

    dr Mateusz Palczewski
    Dziś rano, o godzienie 8:00, Minister Zdrowia, Łukasz Szumowski na specjalnie przygotowanej konferencji poinformował o pierwszym potwierdzonym zakażeniu koronawirusem (Covid-19) u osoby przebywającej na terenie Polski. Osoba ta jest hospitalizowana w Zielonej Górze, z notatki wynika iż jest w stanie dobrym i nie jest seniorem.
    Niech ta informacja będzie dla czytających przede wszystkim sposobnością do ponownego (albo pierwszorazowego) zapoznania się z rzetelnymi materiałami dotyczącymi tego jak zapobiegać zakażeniu - o tym chociażby na stronie Ministerstwa Zdrowia.

    Newman
    Tylko problem oswojony może być zaakceptowany. Aby uznać coś za normalne wystarczy powszechna społeczna akceptacja (wyrzucanie śmieci do kosza), narodowa tradycja (wieszanie flagi na święto niepodległości), a gdy tego wciąż brak konieczna może być rodzinna tradycja (pradziadek jadł owsiankę, dziadek, ojciec i ja też jem) lub po prostu przykład osoby, z której zdaniem się liczymy. Zgłaszalność na badania profilaktyczne i przesiewowe należą do takich kwestii.
    Tak już jest, że w jednych miejscach świata profilaktyka i wczesne wykrywanie nowotworów wychodzi lepiej, w innych gorzej. Przyczyn jest wiele, ale kluczowa jest społeczna akceptacja dla działań z zakresu promocji zdrowia. Wiele różnych aspektów problemu opisałem wcześniej.
    Kolonoskopia (czyli badanie pod kontrolą wzroku jelita grubego od kątnicy do odbytnicy) wykonana u każdej kobiety i każdego mężczyzny po 50 roku życia bez objawów chorobowych należy do najskuteczniejszych metod zarówno wczesnego wykrywania nowotworów złośliwych (przesiewowych), jak i ich zapobiegania w jednym (profilaktyka). Pojedyncze badanie z jednej strony wykrywa potencjalne bezobjawowe zmiany złośliwe (jednak takie znalezisko to wielka rzadkość), z drugiej zaś umożliwia wykrycie i jednoczasowe endoskopowe usunięcie zmian przednowotworowych! (polipy z utkaniem gruczolaka). Taki zabieg "diagnostyczno-terapeutyczny" jest największym osiągnięciem naszej cywilizacji w zakresie zwalczania raka jelita grubego, co potwierdzają dane z metaanalizy Cochrane z 2013 roku: zmniejsza o ok. 28% względne ryzyko zgonu z powodu raka, a badanie NordICC potwierdziło kosztoefektywność populacyjnych badań - w każdym cywilizowanym kraju opłaca się zapłacić z pieniędzy publicznych za "przeglądzik rury wydechowej" obywatela, bo to pozwala zaoszczędzić koszty jego ewentualnego późniejszego leczenia...
    W czasach YT, FB i Insta w popularyzacji ważnych, ale trudnych do powszechnego zaakceptowania tematów pomaga szczególnie postawa szeroko rozumianych influencerek i influencerów (nie chodzi oczywiście o nosicieli wirusa grypy). Postawy i wybory "gwiazd", "idoli", "trendsetterek" itp. ją nierzadko machiną napędową popularyzacji właściwych postaw - szczęśliwie coraz częściej w zakresie zdrowia i profilaktyki. Jedna publicznie wyrażona pozytywna opinia znanej i szanowanej aktorki np. na temat szczepień profilaktycznych przykryje wiele niepopartych na dowodach wpisów antyszczepionkowców.
    A co, gdy osoba publiczna daje PRZYKŁAD? To jest coś. Minister idzie się zaszczepić przeciw grypie, prezydent rzuca palenie, artysta wpisuje się do rejestru dawców szpiku, prezydent miasta dojeżdża do pracy rowerem, a poseł oddaje krew dla chorego na białaczkę opozycyjnego kolegi z Sejmu... Takie postawy dają społecznie najwięcej dobrego. Nic się z tym nie równa.
    Czy hollywoodzki aktor, producent filmowy i raper Will Smith zdeklasował rywali? Można śmiało zaryzykować tezę, że wygrał internety: zgodnie z zaleceniem lekarki wykonał skryningową kolonoskopię i pokazał to na videoblogu! Rozpoczynając nagranie " I Vlogged My Colonoscopy" nie wiedział jak cała sprawa się skończy i tym większy mój szacunek dla jego odważnej postawy. Nagranie jest rozrywkowe i edukacyjne jednocześnie. O tym, czy pokazano ***wszystkie*** pikantne szczegóły i jaka jest pointa całej diagnostyki dowiecie się z nagrania - nie będę spojlerował. A na koniec - wyślijcie link do tego artykułu swoim 50-letnim kolegom, przyjaciółkom, szefom, rodzicom, dziadkom, dzieciom itd... A TUTAJ WSZYSTKO O KOLONOSKOPII: http://pbp.org.pl/
    Thank Ya Will, Damn Good Job! Must watch:
    lek. Mateusz Malik, specjalista onkologii klinicznej
    Przypisy:
    Metaanaliza Cochrane https://www.cochranelibrary.com/cdsr/doi/10.1002/14651858.CD009259.pub2/abstract Badanie NordICC https://www.thieme-connect.com/products/ejournals/abstract/10.1055/s-0032-1306895 Program Badań Przesiewowych raka jelita grubego w PL http://pbp.org.pl/

    Newman
    Zwykło mówić się, że polska ochrona zdrowia jest daleko w tyle za "zachodnią". Czy to czasem nie krzywdząca opinia? Rzeczpospolita Polska aspiruje wszak do członkostwa w G20, grupie najpotężniejszych mocarstw świata. Wskaźniki finansowe, dotyczące jakości i dostępności usług medycznych oraz obrazujące efekty leczenia w kraju Lecha nie pozostawiają jednak złudzeń. Jesteśmy w ogonie cywilizowanego świata. Poniżej spróbujemy wyjaśnić czym różni się leczenie nowotworów złośliwych w Polsce w odniesieniu do krajów rozwiniętych.
    Jakie są fakty?
    Co do zachorowalności na nowotwory i odsetku osób, które umierają z powodu nowotworów złośliwych mówią polskie oficjalne statystyki dostępnie w Krajowym Rejestrze Nowotworów (KRN)?
    Zapadalność na nowotwory złośliwe jest niższa niż średnia unijna. Dane rejestru polskiego i OECD za lata 2012/13 są nieznacznie rozbieżne co do liczb, ale zgodne w zasadniczych kwestiach. Na świecie jest prosta zależność - im bardziej kraj jest zapóźniony cywilizacyjnie, tym mniej ma chorób cywilizacyjnych. W krajach środkowej Afryki czy Europy Wschodniej zapadalność na nowotwory jest znacznie - nawet kilkakrotnie - niższa w porównaniu z najlepiej rozwiniętymi.
    Niestety w parze z powyższym idzie kilka innych negatywnych onkologicznych zjawisk - w słabo rozwiniętych krajach nowotwory złośliwe są rozpoznawane w wyższych stadiach, często nieuleczalnych, pacjenci mają niższy dostęp do terapii, a niski status socjoekonomiczny wpływa na wyższą częstość zgonów z innych przyczyn (zakaźnych, sercowo-naczyniowych).


    Aby pokazać "polskie niedomaganie" trafną i nieco wstydliwą ilustracją jest powyższy, oznaczony czerwoną strzałką diagram dotyczący umieralności (błędnie zamieniono w nim kolory szary i pomarańczowy) dostępny na stronie Krajowego Rejestru Nowotworów, który do dnia publikacji tego artykułu nie został skorygowany, pomimo wysłanego przeze mnie 30.07.2019 e-maila z prośbą o poprawkę i telefonu wykonanego 2 mies później.
    W odróżnieniu od zapadalności - umieralność na nowotwory złośliwe w Polsce jest wyższa od średniej unijnej. W 2012 roku Polska była na niechlubnym podium - trzecim miejscu po Węgrzech i Chorwacji pod względem liczby pacjentów umierających z powodu nowotworu.

    Pytanie dlaczego jest tak źle? Na szereg nurtujących nas pytań odpowiedź znajdziemy w aktualnej literaturze faktu: źródłem wiedzy były dla mnie statystyki polskie i europejskie, raport Najwyższej Izby Kontroli "Dostępność i efekty leczenia nowotworów" z 30.01.2018 i aktualny "Oncoindex" fundacji Alivia z 16.05.2019, który corocznie monitoruje dostępność terapii onkologicznych w PL na tle świata.
    1. Polacy są słabo wyedukowani zdrowotnie. Wiedza na temat przyczyn nowotworów i sposobów zapobiegania jest co najmniej niska. Jeśli przysłowiowy "Stanisław z Łodzi" kojarzy papierosy z rakiem płuca, to może już nie wiedzieć, że do najważniejszych przyczyn występowania nowotworów złośliwych należy całościowo "nowotworowy styl życia": brak aktywności fizycznej, nadwaga i otyłość, regularne spożywanie alkoholu, nadmiar mięsa w diecie, niedobór warzyw i owoców w diecie, nadmierne spożycie produktów wysoko przetworzonych, niskiej jakości lub zepsutych, nadmierne opalanie, brak stosowania kremów z filtrem UV, zakażenia przenoszone m.in. drogą płciową (HPV, HIV, wirusowe zapalenia wątroby), bagatelizowanie stanów przednowotworowych (zmiany w przyzębiu, znamiona skórne, polipy przewodu pokarmowego). Tak zwana profilaktyka pierwotna jest polską piętą achillesową. Programy edukacyjne mają niską skuteczność, pokolenie 60+ jest nauczone unikania tematu i słynnego zdania "Na coś trzeba umrzeć" i uczy często tego samego swoje dzieci - pokolenie 500+. Państwo jest w tej kwestii tak dalece nieskuteczne, że nawet prywatne firmy rozpoczynają lifestylowe kampanie (patrz dr Jarosz w Lidlu). Niektóre osoby publicznie powątpiewają w rolę smogu, który wraz z innymi formami zanieczyszczenia powietrza i substancjami toksycznymi w otoczeniu (azbest, radon, metale ciężkie, tworzywa sztuczne) stanowi środowiskowy czynnik ryzyka zachorowania.
    Prawdopodobne obecni kilkulatkowie będą mieli większą wiedzę i unikniemy dziesiątek zachorowań na raka płuca, żołądka czy nerki, ale trochę szkoda rodziców...
    2. Polacy niechętnie zgłaszają się na badania przesiewowe. Dostępność do mammografii, cytologii, kolonoskopii czy urologa może nie zachwyca, ale nie jest najgorsza. Prawdziwy dramat jest ze zgłaszalnością. Najlepiej wypada mammografia, którą wykonuje (tylko/aż?) 42% zaproszonych kobiet. Przyznasz Czytelniczko i Czytelniku, że usłyszeliście już kiedyś od kogoś: "Nie idę, bo jeszcze mi coś znajdą" i prawdopodobnie naszła Was refleksja, że jest to konstatacja kompletnie bez sensu. Właśnie po to są badania skryningowe czyli przesiewowe, aby wykryć uleczalną chorobę na etapie, kiedy jest uleczalna.
    Czy Polacy nie wierzą w uleczalność raka i innych nowotworów złośliwych? To już osobna kwestia. Na szczęście coraz częściej ludzie w mediach "chorują na raka", a niekoniecznie "umierają na raka", a za lat kilka będą liczniej reprezentowani ci, którzy "pokonali raka". Wiele przed nami wiele edukacji i wody w Wiśle do upłynięcia.
    3. Na profilaktykę i wczesne wykrywanie politycy przeznaczają nieproporcjonalnie mniejsze środki niż kraje o wyższym PKB oraz brak jest metod oceny efektywności tych wydatków. Dobrym przykładem jest "ustawa antynikotynowa" i Program Ograniczania Zdrowotnych Następstw Palenia Tytoniu (POZNPT), który finansują sami palacze. Nikt nie wie, czy jeśli przeznaczymy na walkę z nikotynizmem dodatkowy miliard złotych, to ocalimy dodatkowe 100 osób, 1000 czy 10000. A można to policzyć. Około 0,5% akcyzy ze sprzedaży papierosów jest kierowane na walkę z nałogiem. Osobiście uważam to za absurd. A rzucanie palenia w Polsce, która jest w pierwszej piątce największych producentów tytoniu w UE oraz drugim w Europie producentem papierosów i wyrobów tytoniowych wciąż polskim politykom wydaje się nieopłacalne i szkodliwe dla budżetu. Szczęśliwie produkcja spada, konsumpcja też, co wpisuje się w światowy trend, ale rozwiązania antynikotynowe w PL wydają się wciąż "importowane", a nie dostosowane do polskich realiów. Brakuje poradni antynikotynowych, fajnej edukacji w szkołach, egzekwowania zakazów palenia w miejscach publicznych, przykład z góry jest średni (Wisława Szymborska, Beata Tyszkiewicz, prezydent Duda ponoć rzucił). Naszym wartym odnotowania polskim osiągnięciem, z którego możemy być dumni (i piszę to bez ironii) jest słynny plakat Andrzeja Pągowskiego "Papierosy są do dupy".
    Jeśli ktoś ma wątpliwości co do tego czy dużo wydajemy na zdrowie jako państwo, proszę wpisać w wyszukiwarkę hasło "6,8% PKB".
    4. Polscy lekarze za rzadko badają pacjentów - dotyczy to zarówno wywiadu i badania fizykalnego, jak i kierowania na badania dodatkowe w uzasadnionych sytuacjach. Nie jest to moja własna opinia. Raport NIK przynajmniej w zakresie badania fizykalnego piersi czy per rectum w przychodniach POZ wskazuje na rzadkie użycie tych "zaawansowanych metod diagnostycznych" w grupie docelowej 45-55 lat. Nie wiem, czy trzeba mieć specjalizację z urologii czy chirurgii, by zbadać palcem przez odbyt. Co więcej, wśród lekarzy różnych specjalności daje się zaobserwować niepokojący trend "tunelowego" zamiast holistycznego spojrzenia na pacjenta: np. jestem ginekologiem, badam ginekologicznie, czasem sprawdzam zdrowie piersi, ale już brzucha nie dotykam i nie osłuchuję serca czy płuc, nie badam węzłów. Takie podejście wielu z nas jest szkodliwe, szczególnie dla pacjentów mniej świadomych zdrowotnie. Oczywiście przyczyną tego stanu rzeczy nie jest zła wola środowiska medycznego - najczęściej za pobieżność odpowiedzialny jest pośpiech i błędy w organizacji systemu ochrony zdrowia - wiele jest do poprawy.
    5. Proces diagnostyczny w onkologii trwa wciąż za długo. To się zmienia, ale zbyt wolno. Wprowadzenie pakietu DILO z tzw. zieloną kartą, czyli skierowaniem do szybkiej diagnostyki i obowiązkowym konsylium pozwoliło pomóc tym grupom pacjentów, którzy albo czekaliby zbyt długo na termin TK, MR czy operacji, albo byliby bez wielospecjalistycznego konsylium kwalifikowani do nieoptymalnego leczenia (np. sama operacja żołądka bez wstępnej chemioterapii, leczenie raka płuca sekwencyjne zamiast jednoczasowego). Ale za rogiem mamy kolejne dwie duże przeszkody nie do przejścia:
    a. specjalistyczne badania obrazowe wykonać łatwo, ale dramatycznie brakuje lekarzy specjalistów radiologii i diagnostyki obrazowej, którzy mogliby je szybko, ale starannie opisać,
    b. finansowanie patomorfologii jest patologicznie niskie, badanie wycinków z biopsji i całych wyciętych guzów w ogóle nie istnieje w publicznym systemie finansowanym przez NFZ, a lekarzy specjalistów patomorfologów, od których zależy prawidłowa diagnoza jest dramatycznie mało i to jeszcze ze średnią wieku 56+; dodatkowo Polska kompletnie nie jest gotowa na cały nawał badań genetycznych i molekularnych, które są obecnie przepustką do coraz większej liczby leków celowanych.

    6. Dostępność do leków onkologicznych i nowoczesnych metod terapii onkologicznej jest wciąż na dramatycznie niskim poziomie. Tutaj bardzo szczegółowo sprawę monitoruje Alivia w "Oncoindex". Oncoindex może mieć wartość od -100 do 0. Wartość -100 oznacza, że pacjenci nie mają dostępu do żadnego z leków zarejestrowanych w Europie od roku 2004, a wartość zero to sytuacja, w której każdy pacjent może być leczony zgodnie z aktualną wiedzą medyczną. Można się zatem dowiedzieć, że na wrzesień 2019 wskaźnik dostępności leków onkologicznych w Polsce wynosi -70, co oznacza, że więcej leków, w poszczególnych wskazaniach jest  nierefundowanych niż refundowanych pomimo, że zalecają je w terapii towarzystwa naukowe. Gorzej jest w guzach litych (raki, mięsaki, czerniaki) (-71), lepiej w hematoonkologii (białaczki, chłoniaki) (-55). Najlepiej leczymy raka gruczołu krokowego (-30), a najgorzej chłoniaka grudkowego i raka pęcherza (-100)! A indeks nie uwzględnia wszystkich nowotworów, tylko najczęstsze.
    Dlaczego jest jak jest? Po pierwsze, drugie i trzecie - kasa. Niskie państwowe nakłady na ochronę zdrowia w Polsce nie pokrywają ogromnych kosztów refundacji niektórych rodzajów chemioterapii, wielu leków celowanych, większości leków immunokompetentnych, nie mówiąc już o takich finansowych "godzillach" jak terapie personalizowane np. CAR-T. Po czwarte co miesiąc na świecie i w Europie rejestruje się nowe leki i nowe wskazania już stosowanych leków, co sprawia, że nawet bogatszy Zachód zastanawia się skąd wziąć na to środki. Po piąte proces "przyjęcia do wiadomości", że na świecie jakaś terapia jest uznana za skuteczną i wartą zainwestowania publicznych środków trwa w Polsce średnio około 460 dni! Po szóste najnowocześniej leczy się tam, gdzie prowadzone są badania kliniczne. W Polsce absolutna większość badań jest "importowana" - polscy lekarze prowadzą je na zlecenie i za pieniądze firm z USA, Niemiec, Szwajcarii, Francji, więc profity z wprowadzenia przełomowego leku na rynek czerpią prywatne firmy płacące podatki na Zachodzie. Ośrodki badań medycznych w Europie tworzą i prowadzą też tzw. niekomercyjne badania kliniczne, aby lepiej wykorzystać metody które już są. Ale że nie ma w Polsce kultury współpracy między ośrodkami akademickimi, a raczej dominuje konkurencja, to polsko-polskie i polsko-europejskie duże badania niekomercyjne w onkologii można liczyć na palcach.
    Co więcej poza farmakoterapią wiele metod leczniczych związanych z radioterapią (terapia protonowa) czy chirurgią (robot da Vinci) nie jest finansowane ze środków publicznych, albo jest w skali homeopatycznej.
    Jeśli więc ktoś jeszcze sądzi, że onkolodzy w Polsce leczą pacjentów z rakiem według aktualnej wiedzy medycznej to mówię jasno: nie! Czy to wina lekarzy? Nie.
    7. Dostęp do rehabilitacji osób z chorobą nowotworową jest niedostateczny. Raport NIK wskazuje, że średni rzeczywisty czas oczekiwania na rehabilitację leczniczą dla przypadków pilnych i stabilnych (stan na koniec 2016) wypada drastycznie źle. Np. w przypadkach pilnych na przyjęcie do oddziału rehabilitacji narządu ruchu czekało się średnio 5... miesięcy. W onkologii dodatkowo sprawę komplikuje fakt, że zapyziałe przesądy dotyczące wpływu fizjoterapii na ryzyko wznowy, które nie odnajdują odzwierciedlenia w faktach mają wpływ na częste odmowy kierowania osób wyleczonych z nowotworu na turnusy uzdrowiskowe czy zabiegi rehabilitacyjne. Ten dramat dzieje się w większości polskich POZ i co gorsza ma umocowanie w przepisach i niektórych zaleceniach. Niski jest też poziom rehabilitacji społecznej - zbyt mało pacjentów korzysta ze wsparcia stowarzyszeń chorych i ozdrowieńców tj. amazonki, gladiatorzy, sowie oczy. Tutaj chlubnym wyjątkiem (jak we wszystkich dziedzinach polskiej onkologii) są dzieci po leczeniu onkologicznym.
    8. Opieka paliatywna i hospicyjna wciąż jest niedostępna w pewnych rejonach Polski. Problem dotyczy nie tylko fizycznej bliskości lekarzy medycyny paliatywnej, ale i oczekiwania na miejsca w hospicjach stacjonarnych w uzasadnionych przypadkach, gdzie połowa pacjentów po prostu nie dożywa dnia przyjęcia.
    9. Nie wiemy jak leczymy. Nie ma w Polsce żadnej ustalonej metody, aby sprawdzić które centrum onkologii lepiej leczy np. raka jelita grubego. Ocena jakości i efektywności opiera się na przypuszczeniach, opiniach i sprawozdawaniu procedur do NFZ. Nawet opinie pacjentów nie są w żaden sposób oficjalnie zbierane, aby móc porównać chociażby jakość obsługi. Ten wstydliwy proceder trwa w najlepsze, bo próby centralnego ustalenia metod oceny jakości rozbijają się wciąż o indywidualne ambicje dyrektorów i ordynatorów, rozgrywki między konsultantami onkologii i przekonanie o talencie własnym u części profesorów. Ponadto elektroniczne bazy danych dotyczące samego leczenia (NFZ) i efektów populacyjnych (KRN) są niezależne i utrudniają postawienie prostych wniosków.
    10. Po dziesiąte, ale w mojej ocenie najważniejsze: brakuje nam kadr. Nie pomoże wydanie nawet miliarda złotych w rok - tutaj potrzebne jest skoordynowane działanie polityków nastawione nie na kadencję, ale na dziesięciolecia. Niedobór i niepokojący średni wiek wymienianych już patomorfologów, radiologów, onkologów klinicznych, radioterapeutów, hematologów czy chirurgów to jedno, ale brakuje nam przecież wszystkich "ogniw" łańcucha onkologii: pielęgniarek, fizjoterapeutów, dietetyków, psychologów, rejestratorek, sekretarek medycznych, a szpitali nie stać nawet na własne kucharki. Zamykanie kolejnych oddziałów szpitalnych i całych jednostek jest dobitnym dowodem na zapaść kadrową. Działania Porozumienia Rezydentów OZZL i Porozumienia Zawodów Medycznych wciąż są nakierowane na zmianę myślenia polityków o ochronie zdrowia. Niestety Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych na lata 2016-2024 możemy bardziej rozpatrywać w kategoriach pobożnych życzeń niż realnych zmian, bo na wszystko nie ma zagwarantowanych środków. Cytat: "Planowane nakłady z budżetu państwa na realizację działań przewidzianych w ramach  Programu nie mogą być w poszczególnych latach wyższe niż 250 000 000 zł". Czyli jakie są/będą? Nie ma minimum.
    Podsumowując, na marny efekt składa się szereg niedociągnięć: w zakresie profilaktyki pierwotnej, profilaktyki wtórnej, diagnostyki i leczenia onkologicznego, a nad tym złej koordynacji. Mamy ogromne pole do poprawy i ogromną polityczną niemoc. Czy zmieni to najbliższa dekada?
    Polecam szczególnie lekturę raportu NIK, który w syntetyczny sposób nazywa problemy i wskazuje sposoby ich rozwiązywania.
    lek. Mateusz Malik, specjalista onkologii klinicznej
    KRN: http://onkologia.org.pl/nowotwory-zlosliwe-ogolem-2/#e EUROSTAT: https://ec.europa.eu/eurostat ECIS - European Cancer Information System: https://ecis.jrc.ec.europa.eu/index.php Raport NIK: https://www.nik.gov.pl/plik/id,15932,vp,18449.pdf ONCOINDEX: https://oncoindex.org/ Wywiad z twórcami Oncoindexu Alivia: http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,18332706,30-tysiecy-polakow-umiera-co-roku-na-raka-mimo-ze-mogliby-zyc.html#TRrelSST OPEN: http://www.open.poznan.pl/epidemiologia-nowotworow-mapy Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych na lata 2016-2024: https://www.gov.pl/web/zdrowie/narodowy-program-zwalczania-chorob-nowotworowych-na-lata-2016-2024 Zobacz inne artykuły z serii: A.B.C. ONKOLOGII


    dr Mateusz Palczewski
    Nie na co dzień spotykamy się z całkowicie nowymi metodami operacyjnymi i zabiegowymi. Taką jednak zaprezentowali ostatnio naukowcy ze stolicy Chin, Pekinu.
    Mowa o trudnej do przetłumaczenia na język polski metodzie C-BLART (clip band ligation anti-reflux therapy) w leczeniu opornej choroby refluksowej przełyku (GERD). W wolnym tłumaczeniu C-BLART to antyrefluksowa terapia podwiązania opaską. Sam zabieg polega na podchwyceniu w dwóch miejscach śluzówki dystalnej części przełyku i założeniu na nią okrężnej opaski z mocowaniem przy pomocy klipsa. Ma to służyć zwężeniu połączenia żołądkowo-przełykowego poprzez uniesienie podwiązanej masy i przez powstawanie blizn.
    Grupę badaną 60 osób, które zostały poddane metodzie C-BLART + IPP (inhibitory pompy protonowej) porównano z grupą kontrolną 43 pacjentów u których wdrożono tylko leczenie IPP. Warto dodać, że w grupie badanej IPP były przyjmowane przez 2 tygodnie po procedurze (a następnie decyzja w zależności od objawów), a w grupie kontrolnej stosowano je przez minimum 6 miesięcy.
    Do oceny wyników zastosowano 24-godzinną pH-metrię, pomiar ciśnienia w dolnej części przełyku (manometria), ocenę GERD-Q oraz częstotliwość i dawkę przyjmowanych IPP.
    Wyniki sugerują, że metoda C-BLART ma potencjał antyrefluksowy. W grupie badanej uzyskano znacząco wyższe ustępowanie objawów, a jakość życia oceniono wyżej - w porównaniu do grupy kontrolnej. Autorzy zaznaczają jednak, że nie u wszystkich pacjentów grupy badanej objawy ustąpiły.
    W ocenie przyjmowania IPP odnotowano, że po 6-miesiącach od procedury 43% pacjentów odstawiło te leki, a ponad 96% zmniejszyło dawkowanie.
    Zachęcamy do zapoznania się z pełnym artykułem z obrazami z zabiegu [1]. Z niecierpliwością czekamy na kolejne doniesienia i być może porównanie skuteczności z grupą pacjentów poddawanych fundoplikacji?
    Piśmiennictwo:
    [1] Liu, Shengzhen & Chai, Ningli & Zhai, Yaqi & Zou, Jiale & Feng, Xiuxue & Li, Zhenjuan & Li, Longsong & Zhang, Xiaobin & Wang, Xiaoxiao & Wang, Shasha & Linghu, En-Qiang. (2019). New treatment method for refractory gastroesophageal reflux disease (GERD): C-BLART (clip band ligation anti-reflux therapy)—a short-term study. Surgical Endoscopy. 10.1007/s00464-019-07238-3.  ( https://www.researchgate.net/publication/337268393_New_treatment_method_for_refractory_gastroesophageal_reflux_disease_GERD_C-BLART_clip_band_ligation_anti-reflux_therapy-a_short-term_study )

    dr Mateusz Palczewski
    Ciekawiej brzmi sformułowanie "przeszczep głowy", jednak jeśli do podobnego zabiegu miało by dojść, to tak na prawdę byłby to przeszczep ciała. W 2017 roku pisaliśmy o planowanym przez włoskiego neurochirurga dr Canavero wykonaniu takiego zabiegu. Do operacji kandydował Valery Spiridonov, chorujący na SMA (rdzeniowy zanik mieśni, typ I - choroba Werdniga-Hoffmana) - ten jednak zmienił zdanie. Pan Siridonov ożenił się, został ojcem i prowadzi własną firmę. Nie zamierza pozostawiać swojej rodziny bez jego uwagi, nawet na kilka miesięcy. Można więc odnieść wrażenie, że na znaczącą i wystarczającą poprawę jakości życia zdołały na Pana Valeriego wpłynąć właśnie te pozytywne wydarzenia.
    Warto dodać, że dotychczasowe doniesienia o próbach przeszczepów ciała u małp, psów i myszy kończyły się niepowodzeniem i zgonami, a osoby, które miały do czynienia z tymi doświadczeniami twierdziły, że to co się wydarzało to było złem, horrorem, ogromnym cierpieniem czy wręcz było gorsze od śmierci.
    Ciężko wyobrazić sobie taki zabieg, w erze, gdy nie umiemy przywracać czynności rdzenia kręgowego po jego poprzecznym przerwaniu np. w wyniku urazów. Kontrowersji i trudności jest cała lista.
    Zapraszam do materiałów wideo, w których wypowiada się pierwszy, niedoszły kandydat:
    Wypowiedź z 2016 - Spiridonov zdecydowany na operację
    Wypowiedź aktualna
    https://www.dailymail.co.uk/news/article-6901981/Russian-says-wont-worlds-head-transplant-patient-parental-duties.html?ito=social-facebook

    meomartino
    Przecież ja płacę składki!
    Oczywiście! Składki do ZUS płaci niemalże każdy i każdemu się należy! Tylko, że z pustego to i Salomon nie naleje. A z takimi pretensjami zamiast do lekarzy, ratowników i pielęgniarek to należałoby się zwrócić do Ministerstwa Zdrowia czy chociażby dyrekcji szpitala (która to w mojej ocenie i tak często zapewne ma związane odgórnie ręce). Zawsze będę pamiętał z wykładu prof. Tomasza Jurka na zajęciach z prawa medycznego jakże trafne założenie, że w codziennych zmaganiach systemu stronami są pacjenci i medycy i to między nimi iskrzy, to oni się "widzą" - nie zauważamy jednak, że to co między nimi zachodzi, reguluje i organizuje trzecia strona - zacznijmy z samej góry i wymieńmy Ministerstwo Zdrowia. To jest ten bufor i katalizator.
    Jako lekarz, jaki ja mam wpływ, że o godzinie 1 w nocy podczas dyżuru, przed izbą przyjęć w której pracuje jest tłum? Żaden... co najwyżej mogę wyjść i zorientować się czy wszyscy oby na pewno wymagają szpitala o tej godzinie, ale to już zapewne sprowokuje kilka niesympatycznych komentarzy w moim kierunku. No i właśnie dziś kilka moich wspomnień jako lekarza. Ponieważ z reguły narzekamy jako pacjenci, ile to musieliśmy czekać, ile było "zbędnej" dokumentacji, że i tak nie wszystkie badania można zostały wykonane itp itd. I te narzekania oczywiście bardzo często są słuszne, ale źle zaadresowane a przez swoją bezskuteczność, nie mają większego sensu (chyba, że wliczyć wyładowanie złości)
    Godzina 23:30: Panie Doktorze, bo ja tutaj wyczułam takiego guzka na obojczyku - mówi młoda pacjentka. Ja troszkę zagryzam zęby, bo zastanawiam się "no ale co, wyrósł tak w nocy"? Pani neguje urazy i odpowiada na kilka pytań, ja zachowuję pokerową twarz, przechodzę do badania fizykalnego, następnie zlecam RTG i dodaję, że "uważam, że w takiej sytuacji lepiej byłoby przyjść rano" ... i w tym momencie zbliża się do mnie postać o gabarytach 2 x 2 m, partner pacjentki, zbliża się na odległość, że ciężko kartkę między nas włożyć i mówi "a co, masz jakiś problem?". I przestaje być miło...
    Godzina 20:00: Na korytarzu nie ma gdzie usiąść, przyjmuje pacjenta, puka ktoś do drzwi. Puka znów, mocno, wielokrotnie. Wychodzę. Proszę Pana, tu jest dziewczynka, która przechodziła przez plan filmowy - mówi Pani z plakietką z obsługi tego właśnie planu - i ktoś z okna, z drugiego piętra, rzucił cegłówkę na jej stopę, proszę się zająć. Zwracam wzrok w kierunku pacjentki - dziewczynka stoi, stąpa na obydwu stopach, widać, że płakała, ale teraz się do mnie uśmiecha, obok niej Rodzice. Oczywiście, proszę usiądźcie - odpowiadam - jak przyjdzie Państwa pora, to się zajmę (widzę, że nic zagrażającego życiu się nie dzieje, dotknąłem tą stopę i w ogóle powątpiewam czy cokolwiek się stało). I w tym momencie się zaczyna ... Proszę Pana, jeśli nie zajmie się Pan natychmiast dziewczynką, to gwarantuję Panu, że za chwilę będzie miał tu Pan TVN, Onet i Gazetę wyborczą i będzie zrobię Panu tu takie piekło, że ...
    Godzina 14:00: Wchodzę do gabinetu Izby Przyjęć po bandaż, za biurkiem Doktor z ponad 30-letnim stażem, na chwilę przed emeryturą. Słyszę jak tłumaczy pacjentowi, że w obrębie nadgarstka nie widać żadnych cech urazu i szkoda robić zdjęcie i naświetlać itd. Pacjent zbliża się do Doktora i zaczyna ... A przypier**** Ci ktoś kiedyś porządnie? I nigdy nie zapomnę reakcji Pana Doktora, a w zasadzie jej braku. Poker face. Nie wciągnął się w żadne zaczepki. Nie wiem jak ja bym zareagował akurat już na tak otwarty ofens.
    Powstanie powyższych sytuacji miały różne powody - jednak to nie lekarz był ich powodem czy jego zła wola, o co wydaje mi się czasem jesteśmy posądzani. W mojej ocenie, w 99% przypadków agresji, problem leży wyżej - stąd, jeśli ktoś denerwuje się, że tyle musiał czekać, że to już kolejne miejsce w które został odesłany, że nie mógł umówić się planowo itp itd, zawsze proszę aby zwrócić się do wyższej instancji z prośbą o poprawę sytuacji (i to może pomóc!). A nawet ze skargą! Bo raz jeszcze... jaka w tym moja wina, że pacjent musiał tyle czekać? Pretensje powinny być adresowane do tego, kto rzeczywiście za to odpowiada!
    Zachęcam do takiego spojrzenia na sprawę!
    PS. Przytoczone przykłady agresji to niestety wersja light.

    dr Mateusz Palczewski
    Przeszczep własnego serca? A tak na prawdę wycięcie własnego serca, zabieg resekcyjny i ponowne wszczepienie serca - taki zabieg 22 listopada 2019 odbył się w Centrum Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Wszystko z powodu guza szczelnie wypełniającego lewy przedsionek serca - usunięcie serca poza ciało dało możliwość wyłuskania guza z tej komory w całości. Następnie serce wszczepiono z powrotem. To piąty tego rodzaju zabieg w Polsce. Więcej szczegółów w artykule Uniwersytetu Medycznego, w którym wypowiadają się dr Roman Przybylski, prof. Piotr Ponikowski oraz Dyrektor USK Piotr Pobrotyn.
    Pierwsze opisy autoprzeszczepu serca pochodzą z lat 70 i 80 ubiegłego wieku - początkowo metodę próbowano zastosować w dławicy odmiennej (angina Printzmetala), jednak to zastosowanie porzucono. W 1985 roku Dr Cooley zaprezentował tą metodę na nowo wykorzystując ją w celu usunięcia dużego guza chromochłonnego lewego przedsionka, którego nie można było usunąć bardziej standardowymi metodami.
    Źródła:
    1. https://www.umed.wroc.pl/content/pierwsza-na-dolnym-slasku-autotransplantacja-serca
    2. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC116735/

    dr Mateusz Palczewski
    Kto z nas nie przeczuwa, że niebawem nastąpi dzień, w którym ogłoszone zostanie pokonanie wirusa HIV?
    Można rzec, że wiele małych bitew zostało już wygranych, potwierdzono dwa wyleczenia ('pacjent z Berlin [1]' i 'pacjent z Londynu [2]  '), ale wciąż każdego roku dochodzi do zakażenia niemal 2 milionów ludzi! Na świecie ponad 37 milionów ludzi jest zainfekowanych wirusem HIV, a w roku 2018 z powodu chorób związanych z AIDS zginęło 770 tys. ludzi - za jedną z wygranych potyczek z wirusem można uznać spadek ilości zgonów w stosunku do poprzednich lat -  1.7 miliona zgonów w 2004 i 1.2 mln w 2010!
    Teraz pierwsze doniesienia wskazują na możliwość kolejnego, być może przełomowego, kroku na przód! Wszystko dzięki implantowi [3], który wszczepiony w ramię dawkuje niewielkie ilości islatrawiru - taki sposób podawania przedekspozycyjnej profilaktyki może okazać się znacznie skuteczniejszy niż przyjmowanie jej doustnie (badane kobiety w Afryce oraz homo- i biseksualni mężczyźni z Ameryki Łacińskiej w większości porzucali przyjmowanie leków po kilku-kilkunastu tygodniach od rozpoczęcia profilaktyki).
    W przedstawionym niedawno badaniu uczestniczyło 16 uczestników, których losowo przydzielono do grupy otrzymującej wszczepialny islatrawir - 54 mg lub 62 mg - lub placebo. Następnie rozpoczynała się 12 tygodniowa obserwacja. W badaniach stężenia leku we krwi obserwowano czy przekracza on oczekiwany poziom 0,05 pmol/106. Implanty zostały następnie usunięte, a uczestnicy byli obserwowani przez kolejne 4 tygodnie, aby ocenić stężenie leku we krwi. W grupie "54 mg" oczekiwany poziom utrzymywał się przez tydzień, natomiast w grupie "62 mg" odpowiednie stężenie notowano przez 3 kolejne tygodnie. Dr Rudolph Matthew, autor badania z firmy Merck, estymował, że w przypadku ciągłego utrzymywania implantu, żądane stężenie utrzymywało by się przez rok. Szybko jednak, obecni na konferencji, na której ogłaszano wyniki tego badania, wypunktowali, że nie można tych danych (ocena poziomu leku) przyrównać z osiągnięciem prewencji HIV.
    Niewątpliwie jest to jednak pierwsze badanie, w którym celem prewencji HIV wykorzystano wszczepialny implant.
    Literatura i źródła
    [1] https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4287108/
    [2] https://www.nature.com/articles/d41586-019-00798-3
    [3] https://www.medscape.com/viewarticle/915997
    [4] https://www.lanl.gov/discover/news-release-archive/2017/November/1130-mosaic-hiv1-preventive-vaccine.php

    dr Mateusz Palczewski
    Jedną z fundamentalnych potrzeb jakie spełnia chirurgia dziecięca to operacje wad wrodzonych tuż po urodzeniu. Bez nich, zdecydowana większość noworodków dotkniętych tym problemem nie miałaby szans na przeżycie. Wady wrodzone dotyczą różnych układów - układu krążenia (np. tetralogia Fallota, koarktacja aorty), układu pokarmowego (np. zarośnięcie dwunastnicy czy innych odcinków jelita) czy układu nerwowego (np. rozszczep kręgosłupa).
    W przypadku niektórych wad czas operacji ma decydujące znaczenie na wynik. O ile noworodek z zastawką cewki tylnej (ZCT, PUV - posterior urethral valve) będąc zacewnikowanym może chwilę poczekać, tak już w przypadku rozszczepu kręgosłupa z przepukliną oponowo-rdzeniową (myelomeningocele, MMC) wprost mówi się, że zabieg powinien się odbyć wcześnie - do 24 godzin od urodzenia.
    Przepuklina oponowo-rdzeniowa wiąże się dla większości pacjentów, nawet przy perfekcyjnie wykonanym zabiegu, z całą kaskadą powikłań z jakimi zmagać przyjdzie się przez całe życie. Ponad 80 % dzieci w przyszłości rozwinie (albo rozwinęło już prenatalnie) wodogłowie. Samodzielne chodzenie będzie możliwe tylko w niewiele ponad 20% przypadków. Do tego dochodzą bardzo skomplikowane powikłania w postaci pęcherza neurogennego czy zaburzeń pasażu stolca.
    I w tym momencie warto zadać sobie pytanie - czy można coś zrobić jeszcze przed urodzeniem aby zmniejszyć ryzyko wystąpienia tych powikłań? Wszystko obecnie wskazuje, że odpowiedź brzmi TAK. Skąd jednak ta różnica wynikająca z momentu operacji?
    Istnieje teoria tzw. dwóch uderzeń. W pierwszym etapie embriogenezy dochodzi do nieprawidłowego morfologicznego rozwoju rdzenia kręgowego na zajętym obszarze. W drugim etapie, szczególnie od 28 tygodnia życia płodowego dochodzi do dotkliwego uszkadzania nieosłoniętego rdzenia kręgowego. W tym właśnie czasie płyn owodniowy, w którym znajduje się płód i który bezpośrednio oddziałuje na rdzeń, staje się szczególnie toksyczny (chociażby przez zwiększoną ilość oddawanej do niego smółki). Do tego dochodzi także do dalszego mechanicznego uszkadzania rdzenia poprzez m.in. ocieranie się o ścianę macicy niepokrytej tkanki nerwowej. W tym czasie może już dochodzić do pierwszych zmian powodujących wystąpienie wodogłowia - wyciek płynu mózgowo-rdzeniowego (PMR) przez rozszczep powoduje "zasysanie" struktur wewnątrzczaszkowych ku dołowi - te klinują się w otworze wielkim czaszki (zespół Arnolda Chiariego) zaburzając przepływ PMR i w konsekwencji rozwijanie się wodogłowia.
    Zmiany, które zajdą na tych etapach w rdzeniu kręgowym stają się nieodwracalne. Trzeba działać więc odpowiednio szybko. W roku 2011 opublikowano wyniki wieloośrodkowego randomizowanego badania klinicznego [1] (MOMS Trial), w którym nienarodzone dzieci ze zdiagnozowaną przepukliną oponowo-rdzeniową (+ spełniające inne kryteria takie jak np. wklinowywanie tyłomózgowia) były poddawane przed 28 tygodniem życia płodowego (pomiędzy 19 a 25+9) otwartej operacji zamknięcia przepukliny.
    Ciężarna podczas takiego zabiegu leży na stole operacyjnym w pozycji na plecach, wykonywana jest laparotomia (patrz Obraz 3.), a następnie wykonywane jest cięcie w uwidocznionej macicy. Dziecko układa się odpowiednimi manewrami w taki sposób aby plecami było skierowane ku górze. Gdy rozszczep jest już widoczny wykonuje się ten sam zabieg jak po urodzeniu - tj. warstwowe zamknięcie  - zamknięcie opony twardej, warstwy mięśniowo-powięziowej i skóry.
    Taki zabieg niesie za sobą szereg różnych niebezpieczeństw zarówno dla płodu jak i matki. Wymienić należy chociażby związane z ingerencją w ścianę macicy niebezpieczeństwo przedwczesnego odpłynięcia wód płodowych i zagrożenie przedwczesnym porodem.
    Wcześniactwo ze swoimi konsekwencjami to jeden z największych problemów związanych z operacjami prenatalnymi. Szuka się więc wciąż nowych rozwiązań i nowych dostępów aby ingerencja była jak najmniejsza i aby dzieci mogły rodzić się w optymalnym czasie. Wstępne wyniki badań wskazują, że na przeciw skutecznie wychodzą zabiegi z dostępu fetoskopowego, gdzie macica również jest uwidaczniana po wykonaniu laparotomii, jednak dostęp do płodu jest uzyskiwany przez 2-3 porty podobnie jak przy laparoskopii. Wynik badania MOMS wskazuje, że średni czas urodzeniowy wynosił w badanych przypadkach 34 tygodnie życia płodowego. Dostęp fetoskopowy, w zależności od ośrodka, w przedwstępnych wynikach pozwalał osiągać wiek urodzeniowy pomiędzy 33 ( ośrodek A ) a 38 ( ośrodek B ) tygodnia życia płodowego.
    Czy warto operować w łonie matki dzieci z przepukliną oponowo-rdzeniową? W przypadku standardowego zaopatrzenia wady po urodzeniu, 80% pacjentów rozwija wodogłowie i wymaga założenia układu drenującego komorowo-otrzewnowego (często nazywanego "zastawką"). U pacjentów z badania MOMS wystąpienie wodogłowia i założenie zastawki następowało w połowie mniej przypadków, bo było to 40% dzieci (ocena w 12 miesiącu życia). Wstępne wyniki badań z zastosowaniem opisanej powyżej techniki fetoskopowej wskazują, iż taka konieczność nastąpi tylko w 20% przypadków - koniecznie należy jednak podkreślić, że są to wciąż wyniki wstępne.
    Chirurgia prenatalna znajduje obecnie zastosowanie nie tylko w przypadku rozszczepu kręgosłupa. Zabiegi w łonie matki są bardzo często wykonywane także w zespole przetoczenia krwi między płodami (TTTS), w których podczas fetoskopii koaguluje się naczynia, którymi jeden z bliźniaczych płodów "podkrada" krew drugiemu. Wśród innych wad wrodzonych należy wymienić chociażby przepuklinę przeponową czy wady cewki moczowej (np. jej zarośnięcie).
    Autor tekstu:
    dr n. med. Mateusz Palczewski
    Katedra i Klinika Chirurgii i Urologii Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu
    Stażysta Cincinnati Fetal Center, CCHMC, Cincinnati, Ohio, USA


    Materiały wideo z zabiegów prenatalnych w przebiegu przepukliny oponowo-rdzeniowej:
    Dostęp klasyczny
    Dostęp fetoskopowy (na filmie widoczni m.in. chirurdzy Jose Peiro z Cincinnati Children's i Michael Belfort z Texas Children's Hospital):
    Źródła:
    [1] Hand of Hope - a photo of Samuel Adams
    [2] Adzick NS, Thom EA, Spong CY, et al. A randomized trial of prenatal versus postnatal repair of myelomeningocele. N Engl J Med. 2011;364(11):993–1004.
    [3] Źródła własne lub należące do Katedry i Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej UMED Wrocław
    [4] https://www.youtube.com/watch?v=qRtspxmhYnA
    [5] https://www.youtube.com/watch?v=Q9e1MBvdem4

    inkalekarka
    Minęły prawie dwa lata od moich ostatnich wpisów.
    Czy wiele się zmieniło? Nadal pracuję na prowincji, nadal na internie, mam nadzieję, że wiem już znacznie więcej.
    Od niedawna poznaję się też całkiem blisko ze Szczeklikiem (biblią internistów) - powoli kończę specjalizację i egzamin czyha tuż za rogiem... Chyba też lepiej radzę sobie ze stresem, mniej dyżuruję, więcej żyję poza pracą, ale też w ostatnich dwóch latach sporo życia straciłam (albo zyskałam?) na podróżach specjalizacyjnych - na stażach, kursach obowiązkowych do ukończenia specjalizacji. W międzyczasie zmieniłam też tryb pracy - od grudnia jestem rezydentką. Rok temu w lipcu po zwolnieniu się z Oddziału kilku osób zredukowaliśmy liczbę łóżek o połowę - zamknęliśmy całe jedno skrzydło, dzięki czemu jesteśmy w stanie zająć się prawidłowo pacjentami, nie narażając ich zdrowia i życia z powodu zbyt małej liczby lekarzy.
    Ale jak widać nie wszyscy tak twierdzą i nie zawsze jest tak miło, jakby człowiek tego oczekiwał.
    Siedzę właśnie na dyżurze, mam akurat chwilę, żeby zjeść, więc pomyślałam, że napiszę kilka słów, bo dawno aż tak się nie zdenerwowałam.
    Zaczęło się dzień wcześniej - przyjęta w trybie pilnym dwudziestokilkulatka z bólami w nadbrzuszu, z podwyższonymi parametrami zapalnymi, po włączeniu IPP znaczna redukcja dolegliwości, spadek CRP bez właściwie żadnego leczenia poza inhibitorem pompy protonowej (leku hamującego wydzielanie kwasu solnego w żołądku), wczoraj wykonana gastroskopia, USG brzucha, liczne inne badania, na dziś rano ustalono wypis do domu. Wczoraj jeszcze bardzo miły ojciec, z córką stojącą tuż obok, dopytywał o jej stan, o wyniki wykonanych badań, o dalsze plany.
    Wyszłam z pracy zadowolona z dobrego dnia. Ale nic nie trwa wiecznie - dziś od rana jedna wielka afera, matka pacjentki wykrzykująca do mnie, jak to jest zbulwersowana moim zachowaniem (widzi mnie po raz pierwszy w życiu), jak to ordynator powinien mnie nauczyć zachowania (podczas całej rozmowy milczę, ewentualnie przytakuję), no i tam różne inne ciekawe historie, jak to m.in. w POZ nawet brzucha nie zbadają, jak to tylko odsyłają na dodatkowe badania.
    Podsumowując – dostało mi się za całą ochronę zdrowia. Po chwili przychodzi córka okropnie niezadowolona, oczekująca informacji - rozmawiałyśmy wczoraj, dziś rano, ale w porządku, tłumaczę po raz trzeci wszystko od nowa, córka nie pozwala matce słuchać - odsyła matkę do pakowania rzeczy, krzycząc, że ona jest przecież dorosła. Na koniec, w chwili wręczania obu paniom karty informacyjnej  matka przeprasza mnie za swoje zachowanie i dopytuje, czy przyjmuję gdzieś prywatnie, bo ona bardzo by chciała mieć takiego swojego lekarza. Czasem zastanawiam się, czy przypadkiem nie pracuję w psychiatryku....
    I niby człowiek po 6 latach pracy w zawodzie lepiej radzi sobie ze stresem, ale jednak wytrąca go to z równowagi na cały dzień... A tu jeszcze prawie cała doba przede mną i leczenie naprawdę ciężkich stanów, ratowanie życia... Pozostawię to po prostu bez komentarza.
    Ale może to ze mną jest coś nie tak...?

    Newman
    Medycyna zaczyna się od rozmowy. Umiejętność komunikacji  pacjentem to podstawowa umiejętność lekarza niemal każdej specjalności. Dlaczego wciąż z tym tak ciężko w Polsce? Ludzie nie rodzą się z umiejętnością. Trzeba ją nabyć na drodze nauki. Gdzie?
    Sopocki Areopag Etyczny to tygodniowe warsztaty dedykowane studentom ostatnich lat medycyny będące kontynuacją projektu patrona naszej fundacji – księdza Jana Kaczkowskiego, tworzone we współpracy z polskimi i międzynarodowymi ekspertami.
    Postanowiliśmy zacząć od początku, od ludzi, którzy chcą i mogą zmienić przyszłość. Ucząc dobrej rozmowy i przekazując wiedzę oraz wartości, które są nam bliskie, chcemy kształtować sposób myślenia przyszłych specjalistów. Szkolenie oparliśmy na trzech modułach:
    wykładach prowadzonych przez polskich i międzynarodowych ekspertów, warsztatach z aktorami wodnych zajęciach sportowych pod opieką instruktorów. A wszystko to tuż nad brzegiem morza, w sercu Sopotu.
    Zapraszamy do zapisów za pomocą formularza online http://bit.ly/zglossae. 
    Warsztaty odbędą się w dniach 31.08-7.09 2019, wszystkie szczegółowe informacje organizacyjne znajdują się na stronie 
    SOPOCKI AREOPAG ETYCZNY
    Oficjalnymi patronami merytorycznymi Sopockiego Areopagu Etycznego są m.in. Polskie Towarzystwo Komunikacji Medycznej, Polska Unia Onkologii, Kolegium lekarzy Rodzinnych w Polsce oraz Polskie Towarzystwo Psychoonkologiczne.

    MedFor.me obejmuje wydarzenie patronatem medialnym! Zapraszamy do uczestnictwa i przypominamy wywiad, którego x. Jan Kaczkowski udzielił nam u schyłku życia:
     "Lekarzu! Pacjent kompetentny rzadziej będzie podważał Twoje decyzje". Ostatni wywiad z ks. Janem Kaczkowskim!

    meomartino
    Pracuję na chirurgii. Kilka razy w miesiącu pracuję w izbie przyjęć. Na nią zgłaszają się następujący pacjenci:
    1. Do planowych przyjęć
    2. Skierowani do szpitala w trybie nagłym
    3. Przywiezieni przez karetki
    4. Przychodzący samodzielnie, bez skierowań
    Poniedziałek rano. 7:45.
    Jestem na oddziale, mam swoich pacjentów, więc obchód, zlecenia, rozmowa z pacjentami. Dzwoni telefon z Izby:
    - Doktorze, z nocy został "brzuch" i pacjent po urazie głowy, ale chyba są do wypuszczenia. Zejdzie Doktor?
    - Tak, ale musze najpierw załatwić sprawy na oddziale, będe za jakies 20 minut (na Izbie nie ma na stałe zatrudnionego lekarza, przecież to nie SOR...)
    Schodzę 8:10
    - Doktorze doszło jeszcze dwóch nowych pacjentów i mamy już 3 "planówki" (pacjenci do przyjęcia do zabiegów na następny dzień)
    - Świetnie
    No więc zadaję sobie pytanie od czego zacząć. Oglądam, badam i faktycznie "wypuszczam" pacjentów z nocy. Jest już 9:00. Puka ktoś do drzwi i mówi, że od 7:30 już czekają, a palec bardzo boli, bo się uderzył. Drugi pacjent zza ramienia woła, że też czeka i mu krew leci (widać lekko podsączony plaster na łokciu - nic się nie dzieje). Zaczynam więc przyjęcia planowe.
    Ponieważ zapowiadano wielokrotnie zmniejszenie biurokracji ... no właśnie. Po części żeby się wyżalić, a po części dla osób, które zastanawiają się "dlaczego to tyle trwa" poniżej przykładowe przyjęcie i to jak "zmniejszyła się" biurokracja.
    Dziś przyjęcia zaczynamy od 6-miesięcznej Milenki z zespołem Downa, która jutro ma zostać poddana zabiegowi odtworzenia ciągłości przewodu pokarmowego po wyłonieniu kolostomii w przebiegu zarośnięcia odbytu. Poniżej przeplatać się będą rozmowy z Mamą niemowlęcia, moje przemyślenia i spis kolejnych dokumentów oraz spraw do załatwienia.
    - Czy dziecko jest obecnie zdrowe? Nie przechodziło żadnej infekcji przez ostatnie 3 tygodnie? Nie przyjmowało antybiotyku?
    - Jest całkowicie zdrowa, ostatnia jakakolwiek gorączka była 2 miesiące temu, miała wtedy też lekki katar.
    Wstępnie więc wiem, że pacjentka będzie do przyjęcia, proszę Panią Pielęgniarkę by Milenka została przyjęta w systemie. Po chwili słyszę, że system się zaciął i Pani wychodzi do rejestracji.
    Przechodzę więc do badania fizykalnego - osłuchuję dziecko, badam brzuch, oglądam stomię. Nad sercem słyszę szmer skurczowy. Zaglądam do ankiety anestezjologicznej i konsultacji anestezjologicznej. Adnotacja: dziewczynka przed zabiegiem wymaga ponownej konsultacji kardiologicznej. Pytam więc mamę czy się ona odbyła.
    - Nie, nie odbyła się, bo powiedziano mi, że jak już się przyjmiemy to się ją zrobi
    Zobaczymy czy tak się "ją zrobi". No więc dzwonię na kardiologię i słyszę, że najszybciej jutro rano - proszę przysłać dziecko na 8:00. No tak, tylko, że dziewczyna miała iść jako pierwsza w planie, czyli trzeba będzie zmienić kolejność zabiegów. Ale ok, mamy jakieś wyjście.
    Wróciła Pani Pielęgniarka, mówi, że jeszcze 5 minut zanim dziecko pojawi się w systemie. Otwieram więc ... notatnik i spisuję wywiad.
    Dochodzę do pytania o inne choroby przewlekłe i dowiaduję się, że dziewczynka ma także padaczkę i niedoczynność tarczycy. Przechodzę do leków: Euthyrox i Depakine.
    - W jakich dawkach?
    - Euthyrox o tu mam spisane, a Depakine ... wie Pan co zostawiłam w domu opakowanie a na nim miałam zapisane, ale chyba 100-0-100. Już dzwonię do męża się upewnić ... mąż nie odbiera... Doktorze, to ja później podejdę do Pana i Panu powiem.
    No tak, tylko, że później to ja będę cały czas tu na izbie...
    - To już proszę przekazać to lekarzowi dyżurnemu w takim razie
    I wpisuję w kartę zleceń z adnotacją, że dawka do uzupełnienia.
    Ok, Milena jest już w systemie, więc otwieram dokumenty z przyjęcia i uzupełniam spisany wcześniej wywiad. Dodaję badanie przedmiotowe. Rozpisuję plan hospitalizacji (kolejne nowe zadanie).
    Pytam Rodzica czy ma grupę krwi dziecka - tak, ma, ale widnieje zapis [x] Grupa niepotwierdzona (czyli tak jakby w zasadzie grupy krwi nie było). Więc zlecam ponownie badanie grupy krwi i wypełniam zlecenie na rezerwę 100 ml UKKCz do zabiegu na jutro.
    Otwieram kolejny dokument: okołooperacyjna profilaktyka antybiotykowa (kiedyś przed zabiegiem po prostu się pytano czy podać i w jakiej dawce - teraz kolejny, nowy dokument). Zapisuję, drukuję, podbijam, wsadzam do historii (no przecież papierowa dokumentacja nadal istnieje).
    I kolejny dokument: przesiewowa ocena stanu odżywienia. Spisuję wagę, wzrost. Liczę BMI. Szukam siatek centylowych, przekładam pomiary na wykresy WHO, wpisuję do dokumentu (to także stosunkowo nowy obowiązek - jak dla mnie, na ten moment to średnio kolejne 5-7 minut)
    Jest 9:25. Teraz szukam odpowiedniej zgody na zabieg. Do izby jednak puka i wchodzi ratownik (patrzę za okno - stoi karetka) - Doktorze, mamy poparzonego chłopca, 15 miesięcy, ściągnął na siebie gorącą herbatę. Oparzona klatka piersiowa, szyja i częściowo twarz.
    Przerywamy więc przyjęcie, proszę mamę z Milenką o chwilowe opuszczenie gabinetu... Wjeżdża zespół pogotowia z chłopcem i jego tatą. Po ściągnięciu tymczasowych opatrunków wygląda na to, że oparzenia głównie I stopnia, jeden niewielki pęcherz w okolicy prawego ramienia. Dziecko wyjątkowo spokojne jak na tego typu sytuację. Jedynie 15-minutowa przerwa w przyjmowaniu Mileny. Jest 9:40
    Znalazłem odpowiednią zgodę na zabieg, chcę wydrukować - brak papieru w drukarce. W szafce nie ma zapasu. Pielęgniarka idzie do sąsiedniego gabinetu.
    Znów pukanie i drzwi od razu się otwierają... Doktorze, czekamy już ponad 2 godziny z tym palcem... ile jeszcze będziemy czekać? Ciągle ktoś wchodzi, wychodzi, my czekamy, a zaraz jeszcze pewnie kolejna karetka przyjedzie. Troszkę ciśnienie mi się już podnosi, bo powstają myśli typu "pacjent ze stłuczonym (wczoraj!) palcem przychodzi do szpitala i marudzi", ale grzecznie odpowiadam "Musicie Państwo czekać, tu jest jeden gabinet, jestem jedynym lekarzem i ja ustalam kolejność, wiem, że Państwo czekacie".
    W drukarce mamy już papier, drukuję zgodę, Mama Milenki czyta i dopytuje o możliwe powikłania, rozmawiamy kolejne 5 minut. Zgoda podpisana.
    Uzupełniam okładkę historii - wpisuję rozpoznanie słownie, ICD 10, podbijam. Ok, to wszystko!
    A nie, przecież jeszcze karta epidemiologiczna (paradoksalnie zaczęliśmy ją wypełniać jakoś tydzień po zakończonym strajku, gdzie jednym z postulatów poza 6,8% PKB na ochronę zdrowia, było zmniejszenie biurokracji).
    Wypełniam z Mamą: przyjęcie z domu, planowe, szczepienia pełne, na WZW A/B/C nie chorowała lub brak danych, na HIV wynik nie był nigdy robiony, czy przez 6 ostatnich miesięcy był hodowany u Mileny patogen alarmowy? (Konieczne wytłumaczenie oraz przewertowanie dotychczasowej dokumentacji). Czy przez 6 ostatnich miesięcy był stosowany antybiotyk? Panie Doktorze, mnóstwo (znów wertujemy i wypisujemy - w końcu obowiązkowe). Czy były stosowane leki immunosupresyjne? (Konieczne wytłumaczenie, że chodzi o sterydy czy po prostu leki obniżające odporność) ... i jeszcze kilka "fajnych" pytań. Ok, kończymy
    Jest 10:00 - skończyliśmy pierwsze przyjęcie! Proszę o zaprowadzenie pacjentki na oddział i jeszcze sprawdzenie kto czeka do nas poza kolejnymi 2 przyjęciami planowymi, stłuczonym palcem, raną łokcia.
    - Panie Doktorze jest jeszcze kolejny uraz głowy (wczoraj dziecko wieczorem uderzyło się o łóżko i jest jakieś nieswoje wg Rodziców), resztka kleszcza, nadgarstek i jedna Pani pyta czy ją Doktor przyjmie, bo w poradni nie ma miejsc, ona zapomniała się zarejestrować, a w rejonie nie chcieli jej zdjąć szwów, a jutro wyjeżdzają na wakacje.
    Grrr. Jak żyć? Jeśli choć trochę wczuliście się w te realia, to teraz przełóżcie to na całą dobę pracy. Bardzo delikatnie mówiąc, o komforcie pracy nie ma mowy. Czekam na Wasze spostrzeżenia i komentarze.
    Tak w rzeczywistości wygląda przyjęcie do szpitala... przynajmniej u mnie
     


    Newman
    W dniach 5-6 kwietnia 2019 r. w Warszawie odbyła się VII Konferencja Naukowa Czasopisma "Nowotwory. Journal of Oncology" pt. Debaty Onkologiczne. Zjazd był przede wszystkim areną medycznych dyskusji nad najbardziej kontrowersyjnymi zagadnieniami współczesnej onkologii takimi jak postępowanie lecznicze u pacjentek z potrójnie negatywnym rakiem piersi, wiarygodność predykcyjna biomarkerów w immunoterapii czy długość uzupełniającej chemioterapii u pacjentów po operacji raka jelita grubego z czynnikami ryzyka. Ale wśród tematów znalazło się także wiele takich, które wykraczają poza mury ośrodków onkologicznych i mogą być interesujące dla ogółu polskiego społeczeństwa.
    Należy tu wspomnieć o szeroko dyskutowanej roli medycznej marihuany w leczeniu wspomagającym, kontrowersjach wokół szkodliwości e-papierosów i podgrzewaczy tytoniu czy modnym temacie badań przesiewowych w kierunku raka płuca u palaczy niskodawkową tomografią klatki piersiowej. Nie zabrakło rozmowy na temat mitów o leczeniu onkologicznym dotyczących przyczyn nowotworów oraz ich leczenia konwencjonalnego i niekonwencjonalnego. Ta debata, utrzymana w humorystyczno-refleksyjnym klimacie, okazała się strzałem w dziesiątkę i dała zgromadzonym onkologom szansę do zastanowienia w jakim stopniu brak lekarskiej komunikacji z pacjentami i wynikający z niej brak zaufania odpowiadają w ostatnich latach za dynamiczny rozwój rakowej szarlatanerii i onko-biznesu żerującego na ciężko chorych.
    Osobna debata poświęcona została Krajowej Sieci Onkologicznej (KSO), której pilotaż jest już realizowany przez Ministerstwo Zdrowia w kilku województwach. Sieć chwalona za próbę wdrożenia korzystnych dla polskich pacjentów powiązań pomiędzy większymi i mniejszymi ośrodkami onkologicznymi w danym rejonie jest jednocześnie ostro krytykowana przez wielu prominentnych onkologów za brak zaplanowanej wiarygodnej, merytorycznej i naukowej oceny swojej efektywności, ponieważ nie powołano eksperckiej instytucji kontrolnej. Wyniki leczenia pacjentów leczonych w KSO będą więc oceniane w sposób stronniczy, gdyż analizą mają zajmować współautorzy całego projektu. Lekarze licznie obecni na sali plenarnej zwracali uwagę na to, że ogromne środki przeznaczone na program mogą zostać "utopione" w wątpliwym projekcie, a nie będzie żadnej rozsądnej metody oceny koszt-efektywność.
    Zarówno ta, jak i pozostałe debaty miały interaktywny charakter i umożliwiały wszystkim uczestnikom oddanie głosu ZA lub PRZECIW.
    Na koniec organizatorzy przygotowani wyjątkowy plebiscyt pt. Największe absurdy w polskiej onkologii. Głosy z całej Polski zbierano już od kilku miesięcy. W czasie obrad podsumowano je wszystkie i poprzez głosowanie uczestnicy wskazali jeden. Część z wymienionych poniżej problemów to zasługa politycznej niemocy i dysfunkcyjnego systemu ochrony zdrowia w Polsce, wiele dotyczy złego prawa, ale praktycznie każdy jest powodem ogromnej frustracji całego środowiska. Trudno podchodzić do sprawy bez emocji, gdy na drodze do lepszej pomocy pacjentom z potencjalnie śmiertelną chorobą stoją przeszkody administracyjne i pułapki prawne.
    Największe absurdy w polskiej onkologii to między innymi:
    Krajowa Sieć Onkologiczna Utrudniony dostęp do zabiegów rehabilitacyjnych, szczególnie dla pacjentek po leczeniu raka piersi, gdy jest to wysoce zalecane i pomaga przyspieszyć powrót do życia społecznego Programy Lekowe NFZ, w ramach których finansowane są najdroższe leki (wymagają od lekarzy ogromnej biurokracji, zawierają konieczność wykonywania zbędnych badań laboratoryjnych, narzucają niekoniecznie medycznie uzasadnioną kolejność stosowania różnych leków i przede wszystkim ograniczają poprzez liczne wykluczenia dostęp pacjentom do wielu leków) A zwycięzcą okazał się absurd absurdów:
    Realizacja w Polsce zapisu artykułu 6. ustawy z dnia 6 listopada 2008 r. o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta (Dz.U.2017.0.1318) o treści:
    Pacjent ma prawo do świadczeń zdrowotnych odpowiadających wymaganiom aktualnej wiedzy medycznej.
    Wszyscy uczestnicy zgodzili się, że prawo może i ma, ale państwo polskie za aktualną wiedzą medyczną nie nadąża.

    Mateusz Malik, lekarz
    Fragment ustawy pochodzi ze strony www.lexlege.pl

    Kot

    Oferta kursów Dantego

    Przez Kot, w News,

    Zapraszamy do uczestnictwa w naszych szkoleniach. Oferta rozrosła się znacznie:
     
    >> 18 maja 2019 Kurs "EKG - niebo czy piekło?" - nowy kurs omawiający podstawy interpretacji EKG, obejmuje również leczenie zaburzeń rytmu i przewodzenia oraz rozpoznanie i postępowanie w OZW. Niezbędny dla każdego dyżuranta NPL, SOR i ZRM. Przeznaczony również dla ratowników medycznych i pielęgniarek.
    https://www.facebook.com/events/2192906720950655/
    >> 25-26 maja 2019 Kurs Pediatryczny - jak przetrwać w piekle SOR! - zupełnie nowy kurs skupiający się na pacjencie pediatrycznym. Dziecięca wersja kursu SOR.
    https://www.facebook.com/events/1996350410666058/
    >> 6-7 kwietnia 2019 Kurs Dantego - jak przetrwać w piekle SOR (dla dorosłych) - znany i lubiany kurs przygotowujący do pracy na SOR.
    https://www.facebook.com/events/1941310722605312/
    >> 1 czerwca 2019 Kurs "Poród nagły" - przyjęcie porodu nagłego w warunkach przedszpitalnych, ćwiczenia na symulatorach porodu, opieka nad ciężarną i noworodkiem, resuscytacja noworodka, stany zagrożenia życia u kobiety w ciąży.
    https://www.facebook.com/events/384462175436376/
    >> 7-8 września 2019 TRAUMA KURS z WIR SOF-MED-CENTER - podsumowanie najnowszych wytycznych cywilnych i wojskowych dotyczących leczenia urazów. Drugiego dnia kursu głos oddajemy wojskowym medykom, którzy przedstawią najnowsze wytyczne medycyny wojskowej i poprą je swoim doświadczeniem z działań w Iraku i Afganistanie.
    https://www.facebook.com/events/1168425296658948/
     Zapraszamy!

    MedFor.me
    Liczne kampanie społeczne podkreślają istotę ochrony najmłodszych pacjentów. Dzieci są też pod szczególną opieką medyczną licznych specjalistycznych oddziałów pediatrycznych - w tym chirurgów dziecięcych. Ośrodków specjalizujących się w zabiegowym leczeniu pacjentów do 18. roku życia jest w Polsce 53. Ale czym właściwie zajmują się pracujący w nich lekarze?
    Chirurdzy dziecięcy zapewniają opiekę nad dziećmi wymagającymi postępowania zabiegowego zarówno w schorzeniach ostrych jak i przewlekłych oraz wadach genetycznych. Zakres ten obejmuje chirurgię w ujęciu powszechnym, ortopedię i traumatologię oraz chirurgię plastyczną - ze szczególnym naciskiem na rekonstrukcję.
    Przekrój pacjentów trafiających do chirurga dziecięcego jest niezwykle szeroki - od noworodka, często urodzonego przed kilkoma minutami, przez dzieci w wieku szkolnym, po nastolatków tuż przed osiągnięciem pełnoletniości. Ale nie tylko - coraz częściej przeprowadzane są operacje in utero, przed narodzinami. Pierwsza z nich odbyła się już 1981 roku w Stanach Zjednoczonych, a techniki, doskonalone przez niemal czterdzieści lat, dotarły również do Polski, gdzie rozwinęły się na znaczącym w Europie poziomie.
    Oddziały zabiegowe wraz ze specjalistycznymi klinikami pediatrycznymi tworzą kompleksowy system ochrony zdrowia dzieci. Całościowo przyczyniają się one do zmniejszenia umieralności noworodków (doskonale przedstawiają to prognozy GUS, które zakładają dwukrotny spadek współczynnika umieralności noworodków do roku 2050). Dbają o pacjentów przez pierwsze osiemnaście lat ich życia z uwzględnieniem dynamiki zmian zachodzących w rozwijającym się organizmie, oraz zmiennego profilu chorób ich dotykających.
    SKN Chirurgii Dzieci działający przy Katedrze i Klinice Chirurgii i Urologii Dziecięcej we Wrocławiu stwarza okazję do bliższego zapoznania się z tematyką pediatryczną oraz do zgłębienia arkan chirurgii dziecięcej.
    Dziedziny te będą przedmiotem Czwartej Wrocławskiej Konferencji Ogólnopediatrycznej, która odbędzie się w dniach 22-23 marca 2019 roku. Szczegóły tu.

    Natalia Jakubiak i Piotr Dryjański

    Newman
    PALOMA, MONALEESA, MONARCH, HERA, SPARTAN, TRITON, MAGIC, CLEOPATRA, PICASSO...
    Ten zbiór brzmi jak akapit ze słownika dla miłośników krzyżówek? Może coś pomiędzy mitologią a historią sztuki? Bynajmniej. Są to skrócone nazwy poważnych badań klinicznych, które zmieniały standardy leczenia chorób układu krążenia czy nowotworów złośliwych!
    Akronim, czyli skrótowiec to słowo utworzone przez skrócenie wyrażenia składającego się z dwóch lub więcej słów, których nie literuje się, ale czyta, jakby były jednym wyrazem. W słowniku mamy wiele takich wyrażeń, takich jak KNF, Polmos, cepeen, NATO, laser czy PZKosz. W codziennej mowie są ich tysiące. A jak znalazły się w literaturze naukowej? Historia jest bardzo ciekawa...
    Domeną medycznych badań naukowych przez wieki były opisy przypadków. Na ich podstawie wysuwano śmiałe hipotezy i formułowano wnioski. Z biegiem czasu serie kazusów okazywały się niewystarczające, bo przebieg chorób i efekty ich leczenia nie były w wystarczającym stopniu powtarzalne, a zatem nie dawały mocnych, przekonywających dowodów. Spowodowało to rozwój statystyki w medycynie i dało impuls do badań obserwacyjnych, a szczególnie kohortowych. Stosowanie leków lub metod leczniczych jest dziś możliwe w medycynie wtedy, gdy dowiedzie się ich co najmniej takiej samej skuteczności jak metody uznanej za standardową, a gdy takiej nie ma - gdy wykaże się przewagę nad placebo. Złożoność badań naukowych jest związana zarówno z liczbą biorących w nich udział pacjentów, jak i rygorami metod statystycznych - powoduje to, że prace naukowe w dziedzinie medycyny to rozbudowane artykuły z dziesiątkami przypisów, tabel i wykresów. Ich przydługie tytuły po prostu nie mogą być przyjemną dla oka lekturą... A jeśli weźmiemy pod uwagę, że każde badanie kliniczne jest oznaczone złożonym numerem, którego nikt nie jest w stanie zapamiętać to szansa na atrakcyjny dla czytelnika przekaz spada do zera! Jak zatem przekazać całemu środowisku ważne wyniki badania skoro nikt nie będzie nawet wiedział jakiego tytułu szukać?
    I tu z pomocą przychodzi skrótowiec - wpadający w ucho, łatwy do powtórzenia, a najlepiej jeszcze kojarzący się pozytywnie. Choć pierwsze skróty zaczęto stosować w anglosaskiej literaturze w latach 70. XX wieku, to za swoisty przełom można uznać badanie Multiple Risk Factor Intervention Trial z 1981 roku - w skrócie MRFIT. Był to interwencyjny program badawczy, którego celem było zmniejszenie ryzyka zgonu z powodu choroby wieńcowej. Zatem potoczny "Mr Fit" stał się nie tylko mnemotechnicznym sposobem zapamiętania nazwy trialu, ale też tematycznie do niego nawiązywał.
    To właśnie kardiologia była w awangardzie nowej mody, a kolejnym krokiem było zastosowanie akronimów o patetycznych i historycznych konotacjach. Dobrym przykładem jest tu ISIS-1, gdzie egipska bogini Izyda stała się "patronką" atenololu podawanego pacjentom po zawale serca w dużym badaniu klinicznym First International Study of Infarct Survival Collaborative Group z lat 80. Dziś przykład akronimu ISIS nie jest może zbyt fartowny, ale kolejne niekontrowersyjne przykłady historycznych i mitologicznych skrótowców posypały się jak z rękawa. Badania ATHENA, PALLAS, TRITON czy PLATO, SOCRATES, ARISTOTLE pozwalały autorom uszczknąć nieco dodatkowej potęgi i prestiżu postaci z przeszłości.

    I tak w ciągu 30 lat tytuły badań klinicznych przeszły ewolucję od całkiem anonimowych, poprzez charakterystyczne inicjały czy homonimy, aż po dobrze rozpoznawalne neologizmy, których nie da się pomylić z niczym innym. Przybywało publikacji (w samej tylko kardiologii w roku 1992 ogłoszono około 250 dużych badań, a w roku 2002 już ponad 4100!), wiedza stawała się coraz mniej egalitarna. W krótkim czasie dla wszystkich naukowców i grup badawczych stało się jasne, że aby zyskać rozgłos i zainteresowanie trzeba dołączyć do tej słownej zabawy. Można śmiało mówić o akronimanii czy akronimofilii (pojęcia ukute przez wiodącego krytyka, prof. Tsung O. Cheng z Waszyngtonu). Macie państwo do dyspozycji nawet internetowy generator akronimów: http://acronymcreator.net/ (polecam spróbować!).
    Schody zaczęły się w erze internetowych wyszukiwarek, gdy okazało się, że na przykład pod skrótem HEART kryje się ponad 40 różnych badań, a takich przykładów jest więcej. Co gorsza niektóre potoczne wyrażenia i słowa używane jako akronimy (CURE, SMART) kompletnie nie dają się odnaleźć w PubMed czy Medline. Przy ogromnej liczbie badań skrótowce tworzono od pierwszych, czasem pierwszych dwóch liter wyrazów składających się na tytuł badania, potem używano litery ze środka. Zaczęło jednak przybywać nazw sztucznie rozbudowanych, sztukowanych na siłę czy akronimów akronimów (badanie AIMS, czyli APSAC International Mortality Study). Powstały też pseudoakronimy (np. The EINSTEIN Study), które miały tylko ładnie brzmieć, ale w ogóle nie odnosiły się do liter tytułu. Problemem stało się także używanie wyrazów kojarzonych pejoratywnie lub delikatnie mówiąc niestosownych. Zdarzają się, szczególnie w kardiologii, takie antynomie powagi, jak chociażby akronimy kulinarne (APRICOT, BIG-MAC, DISH, GUSTO, MOCHA, SALAD, SALT, TOAST), geograficzne (MIAMI, NEVADA, PARIS, SIAM, THAMES, TIBET) czy też z zacięciem romantycznym (CASANOVA, M-HEART, KISS).
    W 2014 roku w British Journal of Medicine grupa Duńczyków z typowym dla siebie poczuciem humoru opublikowała przewrotną pracę przeglądową SCIENTIFIC czyli "SearCh for humourIstic and Extravagant acroNyms and Thoroughly Inappropriate names For Important Clinical trials". Wskazali w niej algorytm, który za pomocą dwóch kryteriów:
    pozytywnego: BEAUTY = Boosting Elegant Acronyms Using a Tally Yardstick negatywnego: CHEATING = obsCure and awkHward usE of lettArs Trying to spell somethING ocenia punktowo jakość utworzonego akronimu. Punktów dostaje się za poprawne wykorzystanie liter czy zgodność powstałego skrótowca z daną dziedziną medycyny, a traci za obecność liter kompletnie niezwiązanych z tytułem pracy. Autorzy ze smutkiem konkludowali, że choć rośnie ilość akronimów od roku 2000 w dziedzinach takich jak kardiologia, pulmonologia czy endokrynologia, to ich jakość systematycznie spada. Wśród potworków odnaleźć m.in SU.FOL.OM3 (SUpplementation with FOLate, vitamins B-6 and B-12 and/or OMega-3 fatty acids and B-12 and/or OMega-3 fatty acids). Autorzy chwalą za to akronim badania 4D (Die Deutsche Diabetes Dialyse Studie).
    Inni autorzy zwrócili uwagę na to, że powszechnie stosowane nazwy badań klinicznych nie powinny tendencyjnie nawiązywać do potencjalnego pozytywnego skutku, ponieważ jest to rodzaj wywierania wpływu na pacjentów, którzy rozważają świadomą zgodę na udział. Wskazano takie akronimy jak ALIVE, CURE, HELP, IMPROVED, LIVE, MIRACL, RESCUE czy SAVED. Istnieje poważna obawa, że pacjent podświadomie chętniej zgodzi się na udział w badaniu "MIRRACLE", "HOPE" czy "LIFE" niż " DEATH" lub "DEVIL" (wszystkie nazwy autentyczne).
    W związku z dynamicznym rozwojem onkologii także ta dziedzina przeżywa akronimowy boom. Podczas gdy badania nad leczeniem raka z lat 90. pełnie były tajemniczych numerów, po roku 2000 zaczęły dominować skrótowce. Dalece niepełną ich listę z odniesieniami odnajdziemy tu. Obecnie każdy licząca się firma lub niekomercyjna grupa badawcza tworzy wpadające w ucho nazwy dla swoich triali, co faktycznie usprawnia komunikację na onkologicznych zjazdach, ułatwia naukę, a nawet zachęca do daleko idącej mnemotechniki: już na kilku konferencjach byłem świadkiem, jak prelegent przedstawiał wyniki badań trzech głównych leków z grupy inhibitorów cyklin CDK4/6 w formie... obrazków! Czy jest lepszy sposób, by wspomnieć o badaniach PALOMA, MONALEESA i MONARCH niż grafiką w stylu poniższej?

    W artykule korzystałem z interesującego tekstu Christophera Labos The Alphabet Soup of Clinical Trial Acronyms.
    Mateusz Malik, lekarz
    Źródła:
    Christopher Labos, MD CM, MSc. The Alphabet Soup of Clinical Trial Acronyms. ACRONYM: an Albeit Cool but Really Obtuse Naming strategY for Medical studies https://www.medscape.com/viewarticle/857543 Multiple risk factor intervention trial. Risk factor changes and mortality results. Multiple Risk Factor Intervention Trial Research Group. JAMA 1982 https://www.medscape.com/medline/abstract/7050440 SearCh for humourIstic and Extravagant acroNyms and Thoroughly Inappropriate names For Important Clinical trials (SCIENTIFIC): qualitative and quantitative systematic study, BMJ 2014 https://www.bmj.com/content/349/bmj.g7092 Orlowski JP, Christensen JA. The potentially coercive nature of some clinical research trial acronyms. Chest 2002;121:2023-8. Cheng T O. Acronymophilia. The exponential growth of the use of acronyms should be resisted (https://www.bmj.com/content/309/6956/683?ijkey=0ec7dae766b79a2d7b41eb1a36296b661c535187&keytype2=tf_ipsecsha) http://acronymcreator.net/

    Newman
    Choć nierzadko próbuje się w dokumentacji medycznej ukryć przed pacjentami ich obecność czy podejrzenie (na przykład w opisie tomografii wpisując "meta" lub "mts") to fakt pozostaje faktem - lekarzowi chodzi o PRZERZUTY. Zwyczaj chronienia pacjentów przed bolesną prawdą wyrósł głównie z kancerofobii - obecnej wciąż nie tylko wśród pacjentów, ale i medyków. Mniej lub bardziej uzasadniona obawa, by niepotwierdzonym wynikiem nie wywołać u pacjenta szoku ma swoje jasne i ciemne strony. I choć łacina w medycynie coraz bardziej zanika, a diagnozy wpisuje się w językach narodowych to można spodziewać się, że popularne skróty od łacińskiego (i angielskiego) słowa metastasis na długo pozostaną w onkologicznym slangu.
    Słowem wstępu: Każdy rak to nowotwór złośliwy. Nie każdy nowotwór złośliwy to rak. Rak dotyczy komórek w nabłonkach (skóra, błony śluzowe). Ale mamy w organizmie inne rodzaje komórek i stąd szereg innych typów nowotworów złośliwych które istotnie różnią się charakterem, sposobem leczenia, rokowaniem i wszystkie mogą dawać własne przerzuty:
    mięsaki - z komórek tkanki łącznej czyli na przykład kości, chrząstki, mięśni; grupa bardzo zróżnicowana; czerniaki - z komórek barwnikowych skóry i błon śluzowych; glejaki i inne wywodzące się z komórek układu nerwowego; nowotwory germinalne - z tak zwanych sznurów płciowych, czyli upraszczając - z komórek rozrodczych; białaczki - z komórek krwiotwórczych; chłoniaki - z komórek układu chłonnego (limfatycznego); inne, na przykład nowotwory neuroendokrynne (NET-y) z komórek wydzielających hormony które są już tak pokręcone, że mogą być zarówno rakiem jak i nie-rakiem, a co więcej złośliwe, jak i niezłośliwe I chociaż te "nie-raki" bardzo różnią się od nowotworów nabłonkowych to często (szczególnie w mediach) są wrzucane do jednego worka pt. "rak". Jak na pobliskim obrazku, gdzie pani Marzena (55 l.) została "cudownie uzdrowiona" ze śluzaka serca, który to z rakiem nie ma nic wspólnego. Nie dajcie się zmylić!
    Dlaczego niektóre nowotwory dają przerzuty, a inne nie? Wiemy, że zależy to od wielu czynników. Na przykład uogólnienie choroby jest bardziej prawdopodobne, gdy nowotwór jest mocniej zaawansowany, "głębiej" nacieka czy ma dostęp do naczyń krwionośnych, ale i tu medycyna nierzadko nas zaskakuje.
    Oto kilka świętych zasad dotyczących słynnych "meta":
    Obecność przerzutów zawsze wiąże się z gorszym rokowaniem dla pacjentki/pacjenta niż ich nieobecność. Przerzuty mogą być lokalne (do regionalnych węzłów chłonnych) lub odległe (do innych narządów, do jamy otrzewnej/opłucnej, do skóry, do węzłów chłonnych). Pierwsze często usuwa się chirurgicznie razem z guzem i ich obecność nie przeszkadza w całkowitym wyleczeniu choroby. Nie zawsze przerzuty odległe oznaczają, że choroba jest nieuleczalna. Zazwyczaj jednak tak jest. Tylko chirurgiczne usunięcie (względnie radioterapia) wszystkich ognisk rozsianej choroby umożliwia całkowite wyleczenie RAKA. Trochę inaczej jest w "nie-rakach" wymienionych wyżej. Jeśli u osoby wyleczonej z raka w ciągu kilku lat od zakończenia leczenia wykryje się przerzuty, to najczęściej przyjmuje się, że jest to nawrót tej samej choroby. Gdy wykryje się guz nowotworowy należy wykluczyć przerzuty. Gdy wykryje się przerzuty należy odnaleźć guz pierwotny. Niekiedy wykrywa się przerzuty, a nie udaje się odnaleźć guza pierwotnego! Taki przypadek nazywa się FPI, z łacińskiego focus primarius ignotus = nieznane ognisko pierwotne. Można mieć przerzuty z dwóch lub nawet więcej nowotworów jednocześnie, ale zdarza się to bardzo rzadko. Jeśli ktoś ma raka narządu "A" i przerzut do narządu "B", to leczenie systemowe (chemioterapia, leki celowane, immunoterapia) ukierunkowuje się na nowotwór narządu "A". Przerzutami nie można się zarazić! Nowotworem nie można się zarazić! Dotychczas nikt nie opublikował jednej, spójnej, systematycznej i powtarzalnej dla wszystkich nowotworów teorii, która tłumaczy mechanizm powstawania przerzutów. Najbardziej prawdopodobne wydaje się, że z guza  pierwotnego "odrywa się" pojedyncza komórka, wędruje drogą krwi oraz limfy i osadza się w innym miejscu. Wciąż jednak poruszamy się wśród hipotez. Z jednej strony doświadczony onkolog potrafi w chwili rozpoznania ocenić, u kogo z pacjentów w ciągu kilku najbliższych miesięcy choroba prawdopodobnie się rozsieje, z drugiej strony łatwo o pomyłkę. I dlatego w opiece onkologicznej tak istotna jest regularna kontrola po wyleczeniu. Teoretycznie KAŻDY nowotwór złośliwy może potencjalnie dać przerzuty. Są takie, które rozsieją się na 99% i takie, które nie rozsieją się na 99%, ale w onkologii nigdy nie mów nigdy.
    Są miejsca w ludzkim ciele, gdzie przerzuty osiedlają się częściej. Są to węzły chłonne, bo leżą na przebiegu naczyń limfatycznych; wątroba, bo przepływa przez nią ogromna ilość krwi; wiele nowotworów może też przenieść się do płuc.
    Ciekawym i wciąż badanym zjawiskiem jest tendencja wielu nowotworów do przerzucania się w specyficzne miejsca i to niekoniecznie położone blisko pierwotnego guza. I tak przerzutów z raka prostaty spodziewamy się głównie w węzłach chłonnych i kościach, czerniak skóry ma tendencję do umiejscowienia przerzutów w węzłach chłonnych, skórze, płucach, wątrobie czy mózgu, a rak żołądka skłonny jest uogólnić się w wątrobie, otrzewnej, płucach i kościach. Oczywiście zgodnie z regułą "nigdy nie mów nigdy" zdarzają się niespodzianki. W swojej krótkiej onkologicznej karierze widziałem już takie cuda jak przerzut glejaka mózgu do płuc czy z nerki na środek czoła.
    Jak było wspomniane powyżej czasem przerzuty odległe raka (względnie mięsaka, czerniaka lub nowotworu germinalnego) można spróbować usunąć. Takie operacje podejmuje się wyłącznie gdy liczba stwierdzonych przerzutów jest niewielka, gdy ich rozmiar jest odpowiednio mały i przede wszystkim gdy możliwe jest wycięcie wszystkich ognisk choroby. W większości przypadków metastazektomia czyli chirurgiczne usunięcie przerzutu i tak nie chroni przed nawrotem, ale wykonuje się ją w takich nowotworach, gdzie postępowanie to ma udowodniony korzystny wpływ na rokowanie. Można usunąć przerzut z wątroby, płuca, mózgu, węzła chlonnego czy kręgu kręgosłupa, ale są i miejsca, które z zasady nie nadają się do tego typu interwencji z uwagi na duże ryzyko. Czasami próbuje się zastąpić chirurgię radioterapią lub radiochirurgią, aby zmniejszyć inwazyjność i zredukować powikłania pooperacyjne. Niestety stereotaktyczne napromienianie, gamma-knife czy terapia protonowa jest leczeniem możliwym do wykonania tylko w wybranych przypadkach.
    Bywa, że rak daje pojedynczy odległy przerzut, który po usunięciu +/- terapii uzupełniającej nigdy nie nawraca. Bywa też, że metastazy są niemal w każdym miejscu ciała...
    Odpowiadając na pytanie z tytułu posłużę się przykładem: U pacjenta z pierwotnym nowotworem kości, czyli mięsakiem, który rozwinął przerzuty do płuc leczymy pierwotną chorobę, czyli mięsaka. Obecnie w sytuacji uogólnienia tej choroby rokowanie jest bardzo niepomyślne, a w leczeniu standardem jest chemioterapia + terapia paliatywna. Jeśli natomiast mamy pacjenta z rakiem płuca, u którego stwierdzimy rozsiew do kości terapię możemy spersonalizować. Badamy jaki to podtyp raka płuca (jaką ma budowę, czy występują mutacje). W zależności od wyniku i stanu sprawności pacjenta w leczeniu możemy stosować immunoterapię inhibitorem punktów kontrolnych, terapię celowaną, a jeśli nie ma już innej opcji zastosować chemioterapię i różne metody objawowe... Jak widać podejście fundamentalnie odmienne. W leczeniu ważne więc skąd nowotwór wyszedł, a nie dokąd trafił.
    Wielu rzeczy jeszcze o nowotworach nie wiemy. Tak wielu, że im bardziej doświadczony onkolog, tym mniejszą ma tendencję do wyrokowania...
    Mateusz Malik, lekarz
    Zobacz inne artykuły z serii: A.B.C. ONKOLOGII

    Newman
    W sercu sejmowej dyskusji na temat obywatelskiego projektu znoszącego obowiązek szczepień dzieci pojawiła się informacja o kilkudziesięciu nowych przypadkach zachorowań na odrę. Zaczęło się od 10 podejrzanych o zakażenie wirusem w Pruszkowie. Odra (łac. morbilli, ang. measles) jest chorobą wirusową o ogromnej zakażalności - wystarczy przebywanie z zakażonym w jednym pomieszczeniu. O tym jednak, że ktoś zaraża nie wiadomo przez ponad tydzień, bo wtedy choroba się wylęga. W populacjach niezaszczepionych choroba rozprzestrzenia się więc w tempie geometrycznym. Rocznie na odrę umiera około 120 tysięcy ludzi, głównie małe dzieci.
    Według informacji ze strony WSSE w Warszawie na dzień 9.11.2018 w całym Województwie Mazowieckim potwierdzono laboratoryjnie 11 przypadków odry, ale wciąż u wielu hospitalizowanych dzieci i dorosłych trwają badania mikrobiologiczne. Podejrzenia kolejnych zakażeń zgłoszone są w powiatach pruszkowskim, piaseczyńskim, lipskim, żyrardowskim i warszawskim. Za "ognisko zapalne" uważa się Szkołę Podstawową nr 1 w Pruszkowie. Wiadomo, że wśród 23 chorych zgłoszonych w okolicach Pruszkowa aż 22 nie było nigdy szczepionych. Wśród nich znalazło się sześcioro członków jednej rodziny. Pomimo rzucanych na forum publicznym oskarżeń, że pierwszym ogniskiem choroby (tzw. pacjentem zero) może być dziecko pochodzenia ukraińskiego to nie ma na to dowodów. Ponadto, za rozszerzanie się wirusa odpowiedzialność ponosi każdy rodzic, który nie wywiązał się z obowiązku szczepień. Podejrzenie endemii wiąże się z ogromnym nakładem starań i środków regionalnych placówek ochrony zdrowia, epidemiologów, służb, osób odpowiedzialnych za edukację szkolną. Koszty leczenia powikłań i zwalczania epidemii są znacząco większe niż szczepień.
    To, co w Polsce zostało niemal zapomniane stanowi poważny problem w krajach rozwijających się i w tych głęboko zacofanych cywilizacyjnie. Przed erą powszechnych, obowiązkowych szczepień epidemie odry wybuchały także w Polsce co kilka lat powodując zgon nawet do 300 osób. Na odrę umierają osoby z obniżoną odpornością (np. dzieci chore na białaczkę), których nie można było bezpiecznie zaszczepić, a także takie, u których wystąpią ciężkie powikłania odry (np. zapalenie płuc czy mózgu).
    Przed zachorowaniem na tę chorobę zakaźną zabezpieczają wyłącznie przebycie choroby i szczepienie ochronne, tzw MMR (dostępne preparaty: Priorix, M-M-RvaxPro i Trimovax, Tresivac, MMR-II). Jeśli jednak ktoś "wybierze" opcję nabycia wtórnej odporności przez przechorowanie odry to z całą pewnością w okresie wylęgania zarazi wszystkie niezaszczepione osoby w swojej okolicy. Aby odrze postawić tamę poziom tak zwanej wyszczepialności musi być w społeczeństwie na poziomie co najmniej 95% - tak podpowiada statystyka. Niestety wysoki, 98-procentowy poziom sprzed kilku lat niebezpiecznie spada.
    W bieżącym, 2018 roku liczba potwierdzonych przypadków jest już ponad dwukrotnie większa niż w 2017.
    Medialne poruszenie wokół chorób zakaźnych i szczepień zbiegło się w czasie z sejmową debatą o obowiązku szczepień. Obywatelski projekt ustawy go znoszący był przedmiotem prac w Sejmowej Komisji Zdrowia. Argumenty naukowe i wynikające z codziennego doświadczenia sprawiły, że drugie głosowanie nad niebezpiecznym projektem skończyło się jego odrzuceniem zdecydowaną większością głosów po debacie w dniu 8.11.2018. Zdumiewa, że w imieniu wnioskodawców głos zabrała między innymi lekarz z Białegostoku, doktor nauk medycznych D. Sienkiewicz, wykazując się niewiedzą i insynuując, że niektóre pierwiastki zawarte w szczepionkach stanowią dla szczepionych zagrożenie. Nikt takiego zagrożenie nigdy nie dowiódł, a z drugiej strony bezpieczeństwo szczepionek jest potwierdzone i ustawicznie kontrolowane. Profil Pani doktor na stronie http://stopnop.com.pl/ nie był dostępny w chwili powstawania tego artykułu - strona została zawieszona.
    Za pozytywny efekt debaty publicznej i sejmowej uznaje się wzrost świadomości wielu Polaków na temat wartości ochronnej szczepień obowiązkowych. Także każda sytuacja zgonu w Polskim szpitalu dziecka na chorobę zakaźną, przed którą chroni szczepionka wywołuje masowe zainteresowanie szczepieniami wśród rodziców.
    Mateusz Malik, lekarz
    Grafika: http://digital.lib.ecu.edu/21161

    Newman
    Nowotwór złośliwy piersi to choroba, która pojawia się praktycznie w każdej rodzinie. Dzieje się tak nie bez powodu - na raka piersi w ciągu całego życia ma szansę zachorować 1 na 8 kobiet (ponad 12% całej światowej kobiecej populacji). To więcej, niż sądziliście? Ale takie są fakty [1], a niewykluczone, że ta liczba w XXI wielu jeszcze urośnie. Większość z chorujących pań zostanie całkowicie wyleczona (lub umrze z innej przyczyny niż rak piersi, bo ryzyko zachorowania rośnie z wiekiem), ale wciąż ten złośliwy nowotwór stanowi ogromne wyzwanie dla całego medycznego świata.
    Wiemy już dziś, że nie istnieje jeden "rak piersi" jako zbiorcza jednostka chorobowa: są różne raki piersi. Niektóre rokują nie najgorzej nawet w stadium przerzutowym i dają możliwość wieloletniej kontroli choroby (znany mi osobiście rekord to Pani z uogólnieniem choroby leczona już od ponad 16 lat), ale są też i takie raki, które pomimo wczesnego wykrycia, radykalnego wyleczenia i ogromnych starań całego zespołu terapeutycznego nawracają i zabijają w krótkim czasie.
    Jak ma się do tego "czerwona i biała" chemioterapia, hormonoterapia czy terapia celowana. O tym poniżej...
    W chwili, gdy kobieta (lub znacznie rzadziej mężczyzna) dowiaduje się o rozpoznaniu raka piersi w głowie rodzi się pytanie "Dlaczego?". Sugerowałbym, aby odpowiedź na nie odłożyć na później, a skupić się na "Co z tym fantem zrobić?". Już po leczeniu warto wrócić do tematu przyczyn, szczególnie w przypadku pacjentek przed 40 rokiem życia lub mężczyzn, bo może mieć to znaczenie w tak zwanej wtórnej profilaktyce.
    Wszystko zaczyna się najczęściej na dwa sposoby: "Wyczułam guzek i poszłam się przebadać" lub "Byłam na kontrolnej mammografii i coś mi znaleźli". O chorobie można dowiedzieć się na różne sposoby, ale tak naprawdę kluczowe jest to, aby lekarz przed rozpoczęciem terapii dowiedział się o chorobie wszystkiego, co niezbędne. Do tego służy zawsze:
    Mammografia, USG piersi i węzłów chłonnych, a gdy są podstawy, by sądzić, że jest to nowotwór złośliwy czyli rak, a nie łagodny gruczolak, włókniak, tłuszczak, torbiel itp, to koniecznie także:
    Biopsja gruboigłowa, która dostarcza materiału do badania mikroskopowego (tzw. histopatologiczne lub patomorfologiczne). W zależności od sytuacji wśród badań może (ale nie musi) znaleźć się też ocena laboratoryjna parametrów z krwi, badanie obrazowe lub dodatkowa biopsja. Rozpoznanie nowotworu można postawić wyłącznie na podstawie badania mikroskopowego pobranej tkanki, ale w przypadku stwierdzenia raka piersi niezbędna jest również dodatkowa ocena tzw. IHC, aby ocenić podtyp raka. Za pomocą takiego badania sprawdza się czy na powierzchni komórek raka znajdują się receptory dla substancji pobudzających ich wzrost: hormonów płciowych (receptor estrogenowy ER, progresteronowy PR i androgenowy AR) oraz dla naskórkowego czynnika wzrostu (receptor HER-2). To ich obecność i liczba decyduje w dużym stopniu o tym jaki to nowotwór i jak będzie leczony.
    Niekiedy wykrywa się raka przedinwazyjnego (tzw. rak in situ - DCIS, LCIS), który rokuje bardzo dobrze i oprócz zabiegu (a czasem radioterapii) nie potrzebuje dodatkowego leczenia. Natomiast gdy rak jest inwazyjny ("naciekający") należy działać szybko.
    Na podstawie badań genetycznych komórek nowotworowych wyróżniono cztery główne podtypy inwazyjnego raka piersi:
    Luminalny A - silnie wrażliwy na działanie leków hormonalnych, rzadko używa się w nim chemioterapii. Luminalny B - wrażliwy na działanie leków hormonalnych, ale wymagający często dodatkowych leków. Nieluminalny, HER-2 dodatni - niewrażliwy na działanie leków hormonalnych, ale bardzo podatny na działanie połączenia chemioterapii i leków celowanych. Nieluminalny, HER-2 ujemny, czyli tzw. trójujemny - niewrażliwy na działanie leków hormonalnych i celowanych, w jego leczeniu zawsze stosuje się chemioterapię, a obecnie rozważa się też immunoterapię [2]. W przypadku nowotworów ograniczonych do piersi (jednej lub obu) i węzłów chłonnych regionalnych dla piersi postępowanie jest całkowicie odmienne niż w sytuacji stwierdzenia odległych przerzutów. W pierwszej sytuacji postępowanie niemal zawsze nastawione jest na CAŁKOWITE WYLECZENIE (tzw. leczenie radykalne). W drugim przypadku niemal zawsze całkowite wyleczenie jest NIEOSIĄGALNE i celem jest kontrola choroby (tzw. leczenie paliatywne).
    Kluczowym elementem w każdej terapii radykalnej jest: operacja (zabieg) dotycząca piersi i węzłów chłonnych. Ale przed lub po operacji bardzo często korzysta się z rożnych metod leczenia systemowego (chemioterapia, tzw. hormonoterapia, terapia celowana, radioterapia, leki wspomagające), aby maksymalnie zwiększyć skuteczność chirurgii, ograniczyć jej zakres do niezbędnego minimum i/lub poprawić rokowanie (zapobiec wznowie).
    W terapii paliatywnej - przeciwnie - z chirurgii korzysta się rzadko, a cały ciężar leczenia spoczywa w rękach onkologów klinicznych (wykorzystujących całą dostępną farmakoterapię) i radioterapeutów (specjalistów od terapii promieniami).
    Po tym przydługim wstępie można zrozumieć o co chodzi z "chemioterapią czerwoną i białą".
    Z leczenia cytostatykami czyli chemioterapią korzysta się czasami w przypadku raków luminalnych, a zawsze w rakach HER-2 dodatnich i trójujemnych.
    W chemioterapii raka piersi od wielu lat korzysta się z dwóch dużych i sprawdzonych grup leków:
    ANTRACYKLIN (m.in. doksorubicyna, epirubicyna) - których kolor i nazwa "-rubi-" to bezsprzecznie czerwień. TAKSOIDÓW (paklitaksel, nab-paklitaksel, docetaksel) - które są bezbarwne, jak większość cytostatyków. Obie grupy leków podaje się dożylnie w postaci wlewów, a ich efektywność jest porównywalna. Ich użycie jest powszechne - są skuteczne i to zarówno w leceniu radykalnym, jak i paliatywnym. W związku z tym, że większość pacjentek jest leczona z założeniem radykalnym, a chemioterapia w strategii postępowania zyskuje nowe znaczenie to bardzo wiele wiele pacjentek staje przed wyzwaniem przyjęcia takiej serii wlewów. Okazuje się, że jednym z najczęściej wybieranych przez onkologów schematów w terapii radykalnej jest sekwencyjne stosowanie antracyklin i taksoidów (albo odwrotnie). Samopoczucie pacjentek jest obniżone częściej na etapie "czerwonym" w związku z występującymi mdłościami czy zapaleniem w jamie ustnej niż w okresie leczenia "białym" taksoidem. Ale i tu nie ma reguły - znam osoby, które właśnie "czerwoną chemię" zniosły lepiej. Do najpoważniejszych powikłań antracyklin należy uszkodzenie mięśnia sercowego, które może doprowadzić nawet do niewydolności serca (stąd trwają wciąż debaty, czy leki te można czymś zastąpić bez utraty skuteczności leczenia), ale z kolei efektem długiego stosowania taksoidów mogą być trwałe zaburzenia czucia i bóle kończyn. Na szczęście te groźne powikłania chemioterapii nie zdarzają się bardzo często.
    Skuteczności i wartości tych leków dowiodły liczne badania kliniczne, a za sprawą coraz częściej stosowanego leczenia przedoperacyjnego (cała chemia przed zabiegiem) efekty leczenia obserwują na sobie sami pacjenci: w czasie 5-6 miesięcy terapii guz zmniejsza się, czasem nawet znika całkowicie, a węzły pod pachą wracają do normalnej wielkości. Zdarza się, że w materiale pooperacyjnym w ogóle nie znajduje się "żywych" komórek raka.
    Co ciekawe, użycie tych dwóch ważnych grup leków nie ogranicza się bynajmniej do raka piersi. "Czerwone" antracykliny pełnią ważną rolę w terapii: chłoniaków, raka jajnika, mięsaków czy raka żołądka, a taksoidy są używane w wielu schematach do leczenia raka płuca, żołądka, jajnika, szyjki macicy, endometrium, prostaty, pęcherza moczowego, trzustki, głowy i szyi, a czasem jeszcze czerniaka.
    Chociaż jest jeszcze wiele innych grup leków p/nowotworowych, to widocznie te właśnie dwie omawiane zasłużyły na opowieści pacjentów i swoistą legendę.
    Mateusz Malik, lekarz
    Zobacz inne artykuły z serii: A.B.C. ONKOLOGII

    Źródła:
    Noone AM, Howlader N, Krapcho M, et al. (editors). SEER Cancer Statistics Review, 1975-2015. Table 4.17. National Cancer Institute. Bethesda, MD. Accessed on April 19, 2018. http://seer.cancer.gov/csr/1975_2015/, 2018. https://www.medscape.com/viewarticle/903734?src=WNL_confalert_181020_MSCPEDIT&amp;uac=285645PX&amp;impID=1775390&amp;faf=1

    Kot
    Boisz się pracy na SOR? Uważasz, że to piekło od którego trzeba się trzymać z daleka? Zapraszamy na czwartą edycję Kursu Dantego - czyli jak poradzić sobie w piekle SORu + warsztaty praktyczne.
    Zapraszamy na naszą stronę na FB: https://www.facebook.com/kursyDantego/
    Rejestracja: https://kursdantego4.konfeo.com/pl/groups
    Jedyny w Polsce survivalowy kurs przygotowujący do pracy na SOR.
    + spotkasz doświadczonych lekarzy, którzy od wielu lat pracują na SOR
    + odkryjesz praktyczne algorytmy, wskazówki, triki jak radzić sobie w najczęstszych przypadłościach
    + poznasz aspekty prawne, organizacyjne i specyfikę pracy lekarza na SOR
    + dowiesz się jak uniknąć najczęstszych pułapek
    + nie popełnisz błędów, które popełnili inni
    + SOR przestanie już Cię przerażać

    Możliwość wpłat ratalnych 2x 500zł. Pierwsza rata w ciągu 5 dni od rejestracji, druga rata do 16 listopada 2018.
    Wiedza i umiejętności, które pozyskasz na naszym kursie przydadzą się także:
     > w POZ i NPL
     > na oddziale szpitalnym
     > w pogotowiu ratunkowym
     > na obstawach i podczas transportów medycznych
    Kurs objęty patronatem:
    > Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala MSWiA w Warszawie z jej ordynatorem dr Rafałem Wójtowiczem
    > Polskiego Towarzystwa Pielęgniarstwa Anestezjologicznego i Intensywnej Terapii
    > Porozumienia Rezydentów OZZL
    > Portalu i czasopisma PrzypadkiMedyczne.pl
    > Portalu MedFor.me
    Partner wydarzenia:
    Baxter Polska;
    Live-Med.
    Cena kursu zawiera:
    1) certyfikat z punktami edukacyjnymi
    2) materiały kursowe (wydrukowane prezentacje, algorytmy praktyczne, spis literatury, opisy zabiegów)
    3) przerwy kawowe (woda, soki, kawa, ciastka)
    4) obiad w sobotę i niedzielę
    5) przestronną, nowoczesną i kompleksowo wyposażoną salę z pięknym widokiem
    6) opiekę merytoryczną naszych instruktorów. Przez rok po kursie przez 24h/7 dni w tygodniu. Jeśli na dyżurze natraficie na problem z pacjentem to będziecie mogli uzyskać poradę przez telefon.
    7) udział w WARSZTATACH PRAKTYCZNYCH (Warsztaty z procedur ratujących życie oparte w dużej cześci o procedury Tactical Combat Casuality Care (TCCC) wykorzystując doświadczenia wojskowych)
    Cena kursu nie zawiera:
    - kosztów noclegu;
    - kosztów parkingu.
    WARSZTATY PRAKTYCZNE
    a) Zabezpieczanie dróg oddechowych: intubacja, maska krtaniowa, rurka nosowo-gardłowa - ćwiczenia na fantomie;
    b) konikotomia ratunkowa - ćwiczenia na preparatach odzwierzęcych;
    c) zastosowanie materaca próżniowego, deski i kołnierza, czy zawsze deska i kołnierz są niezbędne?;
    d) pokaz mechanizmu powstawania odmy prężnej na preparacie odzwierzęcym, odbarczenie odmy opłucnowej na fantomie oraz pokaz jedynych skutecznych opatrunków wentylowych;
    e) szybkie badanie urazowe;
    f) bezpieczna defibrylacja z minimalizowaniem przerw w uciskaniu klatki piersiowej;
    g) użycie opaski uciskowej (stazy taktycznej) i tamowanie krwotoku metodą wound packingu.

    dr Mateusz Palczewski
    O wielu rzeczach można i należy dyskutować.
    O tym jednak, że dzieci należy szczepić dyskutować po prostu nie trzeba. Na szczęście!
    Bardzo szeroko zakrojona dyskusja dotycząca szczepień jednak odbyła się po roku 1998, kiedy Andrew Wakefield opublikował swoją pracę w uznanym czasopiśmie Lancet. Dotyczyła ona rzekomego powiązania szczepienia szczepionką przeciwko odrze, śwince i różyczce (szczepionka MMR - measles, mumps, rubella) z wystąpieniem u dzieci nią szczepionych autyzmu. Badanie zostało uznane jednak za oszustwo, artykuł wycofany, a Wakefieldowi odebrano licencję - sprawę badano i omawiano w licznych artykułach, które nie potwierdzają powiązania tego szczepienia z wystąpieniem autyzmu [1-4].
    Oczywiście, każdy lek może wywołać działania niepożądane i trzeba mieć tego świadomość. Czy jednak przyjmując ibuprofen pamiętamy o potencjalnej niewydolności nerek? Czy chociażby w przypadku klarytromycyny i azytromycyny zdajemy sobie sprawę o możliwości wystąpienia zespołu Stevens-Johnsona? Nawet witamina C w skrajnych przypadkach może wywołać reakcje nadwrażliwości. Tak samo i szczepionki nie są wolne od potencjalnych działań niepożądanych. Dysproporcja pomiędzy korzyścią zabezpieczenia naszych dzieci przeciwko danej chorobie i częstym, poważnym powikłaniom jakie za sobą niosą, a znikomym ryzykiem działań niepożądanych jest jednak ogromna. Na korzyść wykonywania szczepień.
    Z roku na rok, wśród małych pacjentów, którzy zgłaszają się do szpitala, w którym pracuje, jest coraz więcej osób nieszczepionych.
    - Czy Pani dziecko jest szczepione zgodnie z kalendarzem szczepień?
    - Nie.
    (wtedy moje serce zaczyna bić szybciej)
    - A czy Pani dziecko jest w ogóle szczepione?
    - Nie.
    W tych przypadkach, a dotyczą one w moim przypadku najczęściej profilaktyki przeciwtężcowej, powstają znaczne trudności. Wystąpienie choroby jaką jest tężec wiąże się z ogromnym zagrożeniem dla życia dziecka. Jeśli personelowi uda się przekonać Rodziców do powagi sytuacji (co też często implikuje kolejne trudności) należy podjąć odpowiednie działania - niestety w przypadkach dzieci nieszczepionych podanie popularnego ATX (a więc dawki przypominającej, tj. szczepionki, anatoksyny) jest niewystarczające. Należy podać surowicę (antytoksynę), której dostępność jest znacznie mniejsza, a lek jest drogi.
    Pewna zła praca już się dokonała. Zasiano ziarno niepewności w społeczeństwie. Odpowiednią postawę możemy jednak starać się przywracać. Prowadzone są różne prężne akcje. Ja tym krótkim artykułem, chciałbym zachęcić, aby właśnie każdy z nas przy okazji spotkania "pacjenta nieszczepionego", każdorazowo przedstawił kilka argumentów, które wg mnie naprawdę trafiają do świadomości:
    artykuł, który zasiał wiele wątpliwości został obalony (sprawa Wakefielda) każdy lek, w tym szczepionki, mogą wywołać jakieś działania niepożądane (stawiamy sprawy jasno i zwracamy uwagę na chociażby przedstawioną przeze mnie powyżej dysproporcję) jako lekarze-rodzice szczepimy swoje dzieci (to jest ogromny argument i najlepiej przedstawia nasze zaufanie wobec szczepień - w końcu gdybyśmy mieli wątpliwości, nie robilibyśmy "tego" własnym dzieciom) Kropla drąży skałę!
    I jeszcze na koniec: na stałe utkwiły mi w pamięci słowa prof. Leszka Szenborna (Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu, Katedra Pediatrii i Chorób Infekcyjnych)
    "Nieszczepienie dzieci to tak jak jazda autostradą pod prąd." W mojej ocenie trafione w punkt.
     
    Piśmiennictwo:
    1. https://www.nejm.org/doi/10.1056/NEJMoa021134
    2. https://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736(99)01239-8/fulltext
    3. https://jamanetwork.com/journals/jama/fullarticle/193604
    4. https://www.bmj.com/content/342/bmj.c7452

    dr Mateusz Palczewski
    Jeszcze 100 lat temu zachorowania na krztusiec były codziennością, a choroba mogła doprowadzić małe dziecko nawet do śmierci. Wydawało się, że dzięki szczepieniom udało się opanować epidemię, ale ta podstępna choroba nadal pozostaje groźną. Ilość zachorowań w ostatnich latach rośnie, między innymi dlatego, że coraz więcej osób odmawia szczepień, zaś osoby dorosłe zapominają, że najlepszą ochroną przed krztuścem są regularne szczepienia.
    Po wielu latach małej ilości zachorowań w Polsce, co zawdzięczamy szczepieniom, notuje się coraz więcej przypadków krztuśca: „Krztusiec jako choroba nadal nas zaskakuje i pozostaje problemem zdrowia publicznego w skali globalnej – zauważa dr Iwona Paradowska- Stankiewicz, krajowy konsultant w dziedzinie epidemiologii z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego Państwowego Zakładu Higieny (NIZP-PZH) – W 2016 roku 6,5 tysiąca mieszkańców naszego kraju zachorowało na krztusiec. Ponieważ wzrosty i spadki zachorowań są naturalne w przypadku chorób zakaźnych, należy pamiętać o szczepieniach, aby chronić siebie i najbliższych przed chorobą i jej następstwami”.
    Stanisław Średnicki autor publikacji „Ważniejsze wiadomości dla młodych matek o krztuścu” z  1938 roku przedstawia niezwykle sugestywny opis kaszlu podczas krztuśca:
    „Oto wśród względnego spokoju dziecko, które przedtem bawiło się, czy siedziało przy stole- nagle zrywa się, porzuca swoje zabawki, chwyta się krawędzi stołu, łóżka lub kolan ojca czy matki, zmienia się na twarzy, czerwienieje, krztusi się (stąd nazwa choroby), robi głęboki wdech, a następnie wyrzuca z siebie kaskadę kaszlnięć, po czym wciąga ze świstem powietrze (dziecko zanosi się i pieje). Taki napad powtarza się kilka albo kilkanaście razy, dopóki dziecko nie wykrztusi z siebie plwociny, lub nie zwymiotuje.”  Ten okres choroby, kiedy występuje napadowy kaszel, trwa od 3 do 6 tygodniu. W pierwszym okresie rozwoju choroby kaszlu nie ma, zaś w trzecim kaszel występuje, lecz ma on znacznie łagodniejszy charakter, ale trwać może jeszcze kilka-kilkanaście dni. Oznacza to, że w  przypadku zachorowania na krztusiec,  kaszel, z różnym natężeniem, trwa średnio około 3 miesiące.
    Szczepionki pozwalają uniknąć zachorowania, ale w razie jego wystąpienia dziś na szczęście antybiotyki pomagają w skutecznej walce z krztuściem, choć najlepiej działają podane w pierwszej fazie choroby. Niestety, ponieważ kaszel jest objawem wielu chorób, to najczęściej krztusiec diagnozowany jest dość późno, po kilku -kilkunastu dniach, a czasem dopiero w szpitalu. Jeśli mamy skuteczne lekarstwo, po co się szczepić?
    „Szczepienie chroni przed cierpieniem związanym z chorobą, które w przypadku wszystkich, ale przede wszystkim małych dzieci i osób starszych, jest naprawdę bardzo duże - mówi dr Paradowska-Stankiewicz - poza tym przyjęcie nawet całej serii antybiotyków nie powoduje, że kaszel znika od razu. Jest on słabnący, ale trwa jeszcze wiele dni. I, co niezwykle ważne, szczepienie chroni przed powikłaniami krztuśca, do których zaliczamy, między innymi, zapalenie ucha, zapalenie płuc oraz zapalenie opon mózgowych”.
    W Polsce w 1961 obowiązkowymi szczepieniami przeciw błonicy, tężcowi oraz krztuścowi (szczepionka DTPw) objęto wszystkie  dzieci w 3, 4, 5 i 18-24 miesiącu życia. Dziś to szczepienie wchodzi w skład kalendarza szczepień . Nie oznacza to jednak, że walkę z krztuścem można uznać za wygraną.
    „Badania pokazują, że po zaszczepieniu odporność wynosi nie 10-12 lat, jak kiedyś sądzono, ale raczej 5. Nie wolno zapominać więc o przyjmowaniu dawek przypominających szczepionki- przypomina dr Paradowska-Stankiewicz- Szczepienia pozwalają również na realizację tzw. strategii kokonu, czyli szczepienia osób mających kontakt z tymi, którzy jeszcze zaszczepieni być nie mogą, na przykład noworodkami. Innymi słowy, jeśli w rodzinie ma się urodzić dziecko, to osoby mające z dzieckiem kontakt, powinny się zaszczepić przeciwko krztuścowi. Powinna to zrobić także przyszła mama, a jeśli nie uda się przed ciążą to począwszy od 3 trymestru ciąży, jest taka możliwość. To nie jest choroba, o której można zapomnieć – pozostaje groźna dla wszystkich, a szczególnie dzieci i seniorów”.
    Piśmiennictwo:
    [1] Stanisław Średnicki, Ważniejsze wiadomości dla młodych matek o krztuścu, Biblioteka “Młodej Matki”, zeszyt XV, Warszawa, 1938, str. 7-8
    [2] http://szczepienia.pzh.gov.pl/szczepionki/krztusiec/6/#jak-szczepionka-przeciw-krztuscowi-byla-stosowana-w-przeszlosci
    INFORMACJE DODATKOWE:
    Zaszczep się wiedzą to akcja informacyjna i edukacyjna prowadzona od 2015 roku. Jest przewodnikiem po wiarygodnych i sprawdzonych informacjach dotyczących szczepień. Rzetelne i sprawdzone informacje na temat szczepień można znaleźć na stronie internetowej www.zaszczepsiewiedza.pl. Osoby stojące przed decyzją: „szczepić, czy nie szczepić?”, znajdą tu źródła wiedzy, sprawdzone przez autorytety wspierające akcję. Są wśród nich uznani eksperci oraz instytucje od lat zajmujące się wakcynologią, czyli nauką dotyczącą szczepień. Akcję „Zaszczep się wiedzą” wspierają: Centrum Zdrowia Dziecka, Fundacja Rozwoju Pediatrii, Krajowy konsultant w dziedzinie neonatologii, Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych, Polskie Towarzystwo Alergologiczne, Centrum Medyczne Damiana, Polskie Towarzystwo Higieniczne, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, Polska Akademia Nauk, Polskie Towarzystwo Oświaty Zdrowotnej, Polskie Towarzystwo Pielęgniarskie, Krajowy konsultant w dziedzinie pediatrii, Ogólnopolski Program Zwalczania Grypy.

    Biuro prasowe „Zaszczep się wiedzą”
    Karolina Zioło
    e-mail: karolina.ziolo@msg.biz.pl

    dr Mateusz Palczewski
    W Sejmie toczyła się debata dotycząca obowiązku szczepień. Padało wiele stwierdzeń, które, wbrew wiedzy medycznej, podważały sens tej ratującej życie procedury. Jeśli nie przekonują badania naukowe, to nadszedł czas, aby to historia pomogła nam w uzyskaniu odpowiedniej perspektywy. Przed erą szczepień choroby dziesiątkowały mieszkańców wszystkich kontynentów, dzieci chorowały, umierały, pozostawały okaleczone na całe życie. Warto poznać kilka nazwisk osób, którym zawdzięczamy nasze zdrowie, a czasem i życie. Bez ich pracy nasz świat wyglądałby całkiem inaczej, a choroby byłyby codziennością.
    Kobieca szczepionka
    Szczepionkę przeciwko krztuścowi zawdzięczamy czterem amerykańskim badaczkom. Na początku XX wieku, kiedy kobiet - lekarzy było niewiele i one dopiero torowały drogę do zawodu kolejnym, te pionierki postanowiły rzucić wyzwanie groźnej chorobie wieku dziecięcego. Praca nad szczepionką przeciwko krztuścowi rozpoczęła się od razu po wyizolowaniu bakterii powodującej chorobę w 1906 roku, gdyż skuteczne zapobieganie chorobie oraz jej prawidłowa diagnoza, a co za tym idzie zalecenia dotyczące izolacji chorych, stanowiły podstawę w walce z cyklicznie pojawiającymi się groźnymi epidemiami. Kiedy w 1932 roku w Atlancie wybuchła kolejna epidemia krztuśca, Leila Denmark (1898-2012), jedna a pierwszych kobiet-pediatrów praktykujących w Atlancie oraz najdłużej pracujący lekarz pediatra w historii USA (ponad 70 lat), rozpoczęła własne prace nad mechanizmami tej choroby[1]. W ciągu sześciu lat, przy wsparciu Emory University w Atlancie, powstała pierwsza szczepionka.
    Równocześnie trzy badaczki: Grace Eldering, Pearl Kendrick i Loney Gordon pracowały nad szczepionką przeciwko krztuścowi. Ich badania zaowocowały powstaniem nowoczesnej szczepionki skojarzonej przeciwko krztuścowi, błonicy i tężcowi. W 1943 roku Amerykańskie Towarzystwo Pediatryczne zarekomendowało tę szczepionkę do powszechnego użytku. W Polsce natomiast w 1961 obowiązkowymi szczepieniami przeciw błonicy, tężcowi oraz krztuścowi (szczepionka DTPw) objęto wszystkie  dzieci w 3, 4, 5 i 18-24 miesiącu życia. Dziś to szczepienie wchodzi w skład kalendarza szczepień[2].
    Szczepionkowy Rekordzista
    Na to miano zasługuje doktor Maurice Hillerman (1919-2005), wirusolog, który opracował w ciągu swojej kariery 40 szczepionek. Żaden inny naukowiec w historii nie ocalił tylu ludzi przed chorobami i ich następstwami. Hillermanowi zawdzięczamy między innymi szczepionkę przeciwko odrze, śwince, WZW A, WZW B, różyczce, ospie wietrznej i zapaleniu opon mózgowych[3]. Pierwsza szczepionkę opracował na zlecenie amerykańskiej armii w 1944. Walczący w Japonii żołnierze zmagali się z epidemią zachorowań na japońskie zapalenie mózgu. Wynalezienie szczepionki w krótkim czasie wydawało się zajęciem niemożliwym. Podjął się go właśnie dr Hillerman, który wraz ze współpracownikami, w wybudowanym specjalnie do tego celu laboratorium w szopie, dokonywał sekcji myszy, preparował ich mózgi,  rozdrabniał w blendrze i z ich użyciem hodował szczepionkę[4], którą podano tysiącom żołnierzy ratując im życie oraz zdrowie. Kolejny sukces wirusolog odniósł w 1957 roku, kiedy opracował szczepionkę przeciwko azjatyckiej grypie. Lekarza zainspirowały doniesienia w gazetach o epidemii w Hong Kongu. Przypuszczał, iż grypa może pojawić się w USA i również tam zbierać śmiertelne żniwo. Przekonał producentów szczepionek do sfinansowania badań i choć w samych Stanach Zjednoczonych w sezonie 1957/1958 zmarło 700 tysięcy osób, naukowcy nie mają wątpliwości, iż bez szczepionki liczba ofiar byłaby znacznie większa[5]. Przypadek doktora Hillermana obala popularny antyszczepionkowy stereotyp, że lekarze i osoby specjalizujące się w wakcynologii nie szczepią swoich dzieci. Kiedy młodsza córka doktora w 1963 roku zachorowała na świnkę, nie tylko opracował on szczepionkę na podstawie wyizolowanych od niej wirusów, ale również włączył młodszą córkę do pierwszych testów preparatu[6]. Za swoją pracę dr Hillerman otrzymał wiele nagród, między innymi nagrodę Światowej Organizacji zdrowia [7] oraz najważniejsze amerykańskie odznaczenie przyznawane naukowcom National Medal of Science w 1988 roku[8].
    Wątek polski w walce z polio
    Urodzony 102 lata temu w Warszawie profesor Hilary Koprowski (1916-2013) jako pierwszy opracował szczepionkę przeciwko polio. Od wybuchu drugiej wojny światowej przebywał na emigracji - krótko we Włoszech, później w Brazylii, gdzie pracował dla Fundacji Rockefellera, a po zakończeniu wojny wyjechał do USA i zamieszkał w Pearl River, w stanie Nowy Jork. Pionierską dawkę szczepionki przeciw wirusowi polio, w styczniu 1948 roku, Koprowski wypróbował na sobie.  W 1950 roku rozpoczął pilotażowe szczepienia niewielkiej grupy dzieci. Testy kliniczne były bardzo pozytywne, a szczepionka okazała się zarówno bezpieczna, jak i skuteczna. W 1959 roku Koprowski ofiarował Polsce 9 milionów szczepionek przeciwko polio, co pozwoliło na przeprowadzenie systematycznej akcji szczepień i zatrzymanie epidemii tej choroby również w naszym kraju.
    Tu nie koniec związków szczepionki przeciwko polio z Polską: trzech niezależnie pracujących wirusologów - wspomniany już Hilary Koprowski, Jonas Salk oraz Albert Sabin - pracowało wytrwale niemal równocześnie nad szczepionką przeciwko polio. Koprowski pracował dla firmy prywatnej, zaś badania Salka i Sabina były finansowane ze środków pozyskanych od Amerykanów podczas akcji „Marsz dziesięciocentówek”. Wszyscy trzej naukowcy mieli polsko-żydowskie korzenie. Sabin (1906-1993) urodził się w Białymstoku i wyemigrował z rodziną do USA w 1922. Rodzice Jonasa Salka (1914-1995) urodzonego w Nowym Jorku, byli polskimi Żydami. I choć pierwszy skuteczną szczepionkę opracował właśnie Koprowski,  do powszechnego użycia weszły szczepionki Salka i Sabina. Wszystkim trzem naukowcom zawdzięczamy to, że już niedługo, miejmy nadzieję, będziemy mogli mówić o całkowitej eradykacji tej choroby na świecie.  
    INFORMACJE DODATKOWE:
    Zaszczep się wiedzą to akcja informacyjna i edukacyjna prowadzona od 2015 roku. Jest przewodnikiem po wiarygodnych i sprawdzonych informacjach dotyczących szczepień. Rzetelne i sprawdzone informacje na temat szczepień można znaleźć na stronie internetowej www.zaszczepsiewiedza.pl. Osoby stojące przed decyzją: „szczepić, czy nie szczepić?”, znajdą tu źródła wiedzy, sprawdzone przez autorytety wspierające akcję. Są wśród nich uznani eksperci oraz instytucje od lat zajmujące się wakcynologią, czyli nauką dotyczącą szczepień. Akcję „Zaszczep się wiedzą” wspierają: Centrum Zdrowia Dziecka, Fundacja Rozwoju Pediatrii, Krajowy konsultant w dziedzinie neonatologii, Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych, Polskie Towarzystwo Alergologiczne, Centrum Medyczne Damiana, Polskie Towarzystwo Higieniczne, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, Polska Akademia Nauk, Polskie Towarzystwo Oświaty Zdrowotnej, Polskie Towarzystwo Pielęgniarskie, Krajowy konsultant w dziedzinie pediatrii, Ogólnopolski Program Zwalczania Grypy.

    Biuro prasowe „Zaszczep się wiedzą”
    Karolina Zioło
    e-mail: karolina.ziolo@msg.biz.pl
    Piśmiennictwo:
    [1] https://cfmedicine.nlm.nih.gov/physicians/biography_78.html
    [2] http://szczepienia.pzh.gov.pl/szczepionki/krztusiec/6/#jak-szczepionka-przeciw-krztuscowi-byla-stosowana-w-przeszlosci
    [3] https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC557162/
    [4] https://www.smithsonianmag.com/smithsonian-institution/you-should-thank-maurice-hilleman-helping-you-live-past-age-10-180965369/
    [5] https://www.smithsonianmag.com/smithsonian-institution/you-should-thank-maurice-hilleman-helping-you-live-past-age-10-180965369
    [6] https://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736(05)66536-1/fulltext
    [7] https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC557162/
    [8] https://www.nationalmedals.org/laureates/maurice-r-hilleman#

    MedFor.me
    Społeczeństwo na świecie, a tym samym również w Polsce coraz bardziej się starzeje. Jest to bardzo niepokojący trend, albowiem oznacza wiele rozmaitych wyzwań, z którymi nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia w aż tak dużej skali. Według prognoz Głównego Urzędu Statystycznego w 2035 roku osoby starsze będą stanowiły aż 20% społeczeństwa polskiego.
    W Polsce jest już ponad milion osób starszych, co jest skutkiem spowolnienia rozwoju demograficznego, z to powoduje zmiany w strukturze wieku mieszkańców. Proces starzenia się społeczeństwa jest wynikiem korzystnego zjawiska - wydłużania się trwania życia oraz niekorzystnego - niskiego poziomu dzietności.
    Wiek senioralny przesuwa się, a medycyna stale się rozwija, ale nie zmienia to faktu, że stan zdrowia seniorów pogarsza się z wiekiem. Aby ludziom starszym żyło się lepiej - bezpieczniej i stabilniej - powstały różnego rodzaju domy opieki. Te nastawione są na pomoc seniorom w zakresie zdrowotnym, rehabilitacyjnym, jak i rozrywkowym.
    Dotychczas bardzo sprawnie funkcjonował trend zajmowania się starszymi osobami przez członków rodziny. Jednak czasy w jakich żyjemy, średnia wieku społeczeństwa oraz pogoń za pieniądzem sprawiła, że osoby starsze coraz częściej zamieszkują domy opieki. Profesjonalna opieka nad seniorami zyskuje na znaczeniu i zaufaniu. Do wzmocnienia systemu opieki nad osobami starszymi niezbędna jest nowoczesna technologia. Wprowadzenie innowacyjnych rozwiązań pozwoli poprawić jakość życia osób korzystających z tych usług.
    Polski Instytut Rozwoju Biznesu postanowił przybliżyć tematykę opieki nad seniorami i zwrócić szczególną uwagę na kwestie szeroko rozumianego bezpieczeństwa, zdrowia, aktywnego uczestnictwa w życiu społecznym, a także potrzeby dostosowania infrastruktury, systemu służby zdrowia czy rynku pracy do potrzeb i możliwości osób starszych. Konferencja 27 września 2018 pełni rolę platformy do wymiany poglądów i doświadczeń. W konferencji weźmie udział 80 osób.
    Redakcja MedFor.me objęła patronatem tę konferencję.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

By using this site, you agree to our Warunki użytkowania.