Wyobrażenia. Obchód lekarski w białych, wykrochmalonych fartuchach, wszyscy w skupieniu, przechodzimy z sali do sali, od pacjenta do pacjenta - każdego jeden po drugim szczegółowo omawiamy. Wszystko z powagą, niemalże pietyzmem. Pacjenci leżą równo w łóżkach, czekają spokojnie, panuje cisza. W głowie kłębią się poważne koncepcje co do diagnostyki, rozpoznań i leczenia.
Choć tak na prawdę ... 7:15: zaczynamy raport z kończącego się dyżuru. Przyjętych 8 nowych pacjentów, 4 operowanych. Zabiegi skończyły się 3:30 w nocy. Na Izbie praca do rana. Na raporcie 5 specjalistów i 2 rezydentów. Na 2 oddziałach około 30 pacjentów. Zaraz będzie problem. Do obstawienia 3 poradnie, 5 zabiegów na jednym stole i izba przyjęć. Ok, starczyło rąk do podziału, tylko, że na izbę i oddział pozostał jeden młodszy lekarz. Idziemy na obchód, szybko, bo zaraz trzeba ruszyć dalej.
Wyobrażenia. Po obchodzie czas zająć się swoimi pacjentami - każdego zbadać, porozmawiać i napisać zlecenia. W dyżurkach odbywa się szczegółowe planowanie dalszego procesu diagnostyczno-terapeutycznego. Lekarze pracują i planują, w atmosferze owianą przed pacjentami niemalże tajemnicą, dalsze plany. Wszystko po to by móc później odpowiedzieć wyczerpująco na każde pytanie pacjenta i rodziny - lekarz wie wszystko
Choć tak na prawdę ... 7:45 - na oddziale 8 nowych pacjentów z dyżuru, 2 z planowych przyjęć. Kto się kim zajmie? Jeden z kolegów już schodzi do poradni, dwóch biegnie na blok, chwilę później zostaje już całkiem sam. Zaczynam dawać zlecenia. Dzwoni telefon z Izby Przyjęć - Doktorze, przyjechało pogotowia, pacjent z silnymi bólami brzucha - Dobrze, jeśli może, to niech usiądzie w poczekalni, pogotowie proszę odesłać, skończę zlecenia i zejdę, jak coś to proszę dzwonić - Dobra - słyszę ze słuchawki.
Zamiast kolejnego akapitu z serii "Wyobrażenia", czyli jak widzimy pracę lekarza, proszę obejrzeć losowy odcinek dr House'a czy "Na dobre i na złe" (wczoraj była "piękna" akcja ratunkowa przechodniów potrąconych na przystanku - nawet ginekolog odbarczał odmę opłucnową!). Tam z reguły pokazują wszystko dokładnie odwrotnie niż jest na prawdę lub tak, że na prawdę chciałoby się tam pracować.
Choć tak na prawdę ... 8:00: Potrzebuję konsultację ginekologiczną dla jednej z pacjentek, ale ginekologię mamy w innym budynku. Sama nie pójdzie, wózek nie przejedzie. Ok, trzeba wezwać transport pogotowia ... dzwonie ... dzwonie... nikt nie odbiera. Zadzwonie za chwilę, najpierw wypełnię papiery: zlecenie na transport, podbicie 4 kopii, skierowanie na konsultację.... Doktorze, pacjentka z 13-stki (z sali nr 13.) wymiotuje, a lekarz prowadzący dziś po dyżurze. - Dobrze, zaraz podejdę - odpowiadam. Co to ja robiłem? Aaaa, transport... dzwonie... dzwonie.... uff, załatwione. Ledwo odłożyłem telefon, ten zaczyna dzwonić - Doktorze, pacjent na izbie się już niecierpliwi, zejdzie Pan?
Dotarłem na Izbę, 11-latek, od 3 dni wymioty i biegunka, od rana mocno zaczął boleć brzuch. Badam, brzuch zupełnie miękki, niebolesny ... CZEMU WIĘC TRAFIŁ NA CHIRURGIĘ? I w tym momencie przypominam sobie, że "podobno" każdy pacjent z ostrym bólem brzucha, który trafi na oddział pediatryczny jest odbijany najpierw do chirurga. Coś mi się nie chce w to wierzyć, ale tak mówią. Szkoda tylko, że w naszym mieście nigdzie nie ma chirurgii i pediatrii razem i muszę wysłać chłopca do pediatry do innego szpitala. Mama krzywi się, że nie mają jak dojechać, a drugie dziecko zostawiła na chwile z sąsiadką i co ona teraz ma zrobić? Robi mi się przykro, chciałbym jakoś pomóc, ale ... znów telefon - Proszę przyjść na blok, potrzebna 2 asysta do zabiegu, pilne. Kończę kartę informacyjną dla chłopca i lecę na blok.
Napilbym się czegoś, ale nie mam drobnych do automatu, a rano nie zdążyłem nic wziąć... no nic, biegne do zabiegu, później się napiję. - Proszę stanąć od lewej strony i tak złapać hak... nie, nie tak... dobrze... proszę trzymać... - Mija 30 minut, ręka mi cierpnie, boje się ruszyć, walczę sam ze sobą. - Prosiłem Pana żeby trzymał Pan o tak do góry, ja wiem, że ciężko, ale jeszcze chwile - Podtrzymuje sobie rękę drugą ręką. Ale bym się napił kawy. Ciekawe ile pacjentów już czeka na izbie...
I tak latam, biegam do północy i kiedy to próbuję na chwile przymknąć oko... znów telefon i słyszę, że na izbie pojawia się jeszcze 8-latka, która 2 dni temu doznała urazu głowy i zaczęła teraz wymiotować. Niechętnie schodzę do izby - tam spotykam uśmiechniętą i nieco skrępowaną sytuacją i godziną mamę z uroczą córką, która snuje się z kąta w kąt po poczekalni i chyba nie do końca wie po co tu jest. Na szczęście okazuje się, że nic poważnego się nie stało, a "dziewczyny" na odchodne śmieją się, że skoro mogą iść do domu to będą dalej rozpaczać nad NIEWYOBRAŻALNĄ porażką szczypiornistów z Chorwatami. Wszyscy się śmiejemy, żegnamy i tym miłym akcentem kończy się rozwiązywanie problemów na dziś. Wyjątkowo śpię od 1 do 6 rano bez przerw. Luksus
Z mojej kilkuletniej, zawodowej perspektywy, medycyna to jednak nie jest codzienne stawianie spektakularnych diagnoz i wykonywanie heroicznych zabiegów, a wymagająca, ciężka praca u podstaw. Czasem denerwująca, zniechęcająca, a czasem niezwykle przyjemna, satysfakcjonująca i inspirująca. Powyżej chciałem pokazać jak może wyglądać dzień rezydenta czyli młodego lekarza w trakcie specjalizacji. Pacjent, który do mnie przychodzi, chciałby abym oddał mu swoją całą uwagę, zaangażowanie i wiedze - młody lekarz też by tego chciał, tylko w takich dniach jak ten, nie zawsze jest już w stanie.
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.