Skocz do zawartości
  • Newsy

  • Newman
    Wspólnie dla Zdrowia! Słuchamy, rozmawiamy, działamy to inicjatywa ministra Łukasza Szumowskiego, której celem jest merytoryczna debata wielu środowisk nad kształtem przyszłości zdrowia w Polsce. Ogłoszono ją 18.04.2018 roku na kanwie wywalczonego przez środowisko medyczne wzrostu budżetowych nakładów na ochronę zdrowia jako ogólnonarodową debatę.
    Lektura oświadczeń i prezentacji programu pozwala mieć nadzieję, że na szczytach władzy zauważono w końcu, że zdrowie jest jednym z podstawowych dóbr cenionych w polskim społeczeństwie. Jeśli rząd uświadomił sobie wagę odpowiedzialności za organizację systemu, która na nim spoczywa, to można się tylko cieszyć.
    Jaka jest teraźniejszość? Większości wydaje się, że fatalna. Ale czy to prawda. Może wiele polskich medycznych sukcesów i organizacyjnych pomysłów jest nie zauważone i nie daje się zmierzyć. Kłopot z koordynacją i miarą efektywności jest jednym z głównych punktów poruszanych w debacie.
    Pytania, które stawia Minister są warte podkreślenia
    Jak podzielić, jak najlepiej zainwestować zwiększone wydatki publiczne na ochronę zdrowia Co zrobić, abyśmy jako społeczeństwo i poszczególni obywatele żyli w dobrym zdrowiu jak najdłużej W jaki sposób państwo powinno być odpowiedzialne za zdrowie obywateli i pomagać im w dbaniu o swoje zdrowie. Pierwszym krokiem na drodze do sukcesu ma być coś, co od lat było i jest stawiane jako główna przeszkoda - zwiększenie zbyt niskich środków przeznaczanych corocznie na zdrowie. Rosnąca różnica między kwotami jakie Polacy wydają na zdrowie pośrednio poprzez podatki i składki (proporcjonalnie coraz mniej) i bezpośrednio z własnej kieszeni (proporcjonalnie wzrost) świadczy o niezaspakajaniu potrzeb zdrowotnych przez państwo oraz nieefektywnym wydawaniu środków. Wzrost nakładów do planowanych 6% PKB w 2024 roku daje w ogóle pole do dalszej rozmowy.

    A co dalej?
    Na zdrowie można patrzeć z różnych perspektyw - ekonomicznych, społecznych, socjalnych, epidemiologicznych, komercyjnych - zdrowie, to nie tylko subiektywny stan każdej osoby, ale też integralna część funkcjonowania całej społeczności. Ta różnorodność  znajduje swoje odzwierciedlenie w mnogości zaproszonych do udziału specjalistów i tematyce kolejnych planowanych debat i spotkań. Co warte podkreślenia: harmonogram konferencji zakłada konkretny termin zakończenia debaty z wysunięciem wniosków.

    Wśród zaproszonych do obrad ekspertów znajdziemy osoby ze świata nauki, finansów, zarządzania oraz polityków i epidemiologów. W Radzie Społecznej znaleźli się m.in. Marian Zembala, Marek Balicki, Jarosław Biliński, Maria Ochman, Jacek Fijuth, Bolesław Piecha, Romuald Krajewski czy Konstanty Radziwiłł, a zatem osoby z różnych "stron" środowiska lekarskiego. Niewielu jest na tej liście nie-lekarzy. Trudno stwierdzić dlaczego.
    Jak czytamy w podsumowaniu:

    Mateusz Malik, lekarz
    W opracowaniu korzystałem z materiałów Ministerstwa Zdrowia: https://www.gov.pl/zdrowie/wspolnie-dla-zdrowia

    MedFor.me
    Były groźby o odpracowywaniu studiów i płaceniu za specjalizację. Skończyło się porozumieniem Ministra Zdrowia z lekarzami rezydentami i pozytywną motywacją: zostaniesz po specjalizacji w Polsce, możesz w trakcie całego szkolenia zarobić znacznie więcej. Był kij, jest marchewka. Dziś obietnica nabiera realnych kształtów. W ustawie z dnia 5 lipca 2018 r. o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (załączonej poniżej w formie PDF) znalazło się szeroko dyskutowane stwierdzenie:
    Oznacza to w praktyce... No właśnie, jak to interpretować, przecież każdy przypadek jest inny!? I oto przed Wami szczegółowy poradnik (FAQ) na temat ministerialnego bonu przygotowany na podstawie setek pytań lekarzy z całej Polski...
    Dla ułatwienia 5 kategorii pytań:
    A) PRZED WZIĘCIEM BONU
    B ) W TRAKCIE
    C) ODPRACOWANIE BONU
    D) ZWROT BONU
    E) DLA KOGO I CZY WARTO
    A) PRZED WZIĘCIEM BONU
    1. Czy ustawa o bonie już weszła?
    Tak, prezydent Andrzej Duda podpisał ją 1 sierpnia 2018 roku, 9 sierpnia 2018 roku została opublikowana w Dzienniku Ustaw, a w życie weszła 24 sierpnia 2018.
    2. Jak wygląda ustawa? Gdzie można zobaczyć jej najnowszy projekt?
    Jest załączona pod artykułem.
    3. Skąd wziąć wzór deklaracji? Czy muszę go przygotować sam?
    Oficjalna deklaracja przygotowana przez prawników NIL i zaopiniowana przez MZ jest załączona pod artykułem.
    4. Czy mogę już złożyć deklarację?
    Tak. Jeśli złożysz deklarację między 24 sierpnia a 7 września, otrzymasz wyrównanie pensji wstecznie od 1 lipca 2018 roku.
    5. Chciałbym złożyć jak najszybciej, aby zwiększone wynagrodzenie otrzymać jak najwcześniej.
    Jeśli spełnisz warunki przedstawione w odpowiedzi na pytanie A4, otrzymasz podwyższone wynagrodzenie wraz ze wszystkimi pochodnymi (dyżury, praca nocna, nadgodziny) wstecznie od 1 lipca 2018 roku.
    6. Gdzie należy złożyć deklarację?
    Deklarację składamy do kadr w swoim miejscu pracy. One już przekazują to dalej.
    7. Chcę się jeszcze zastanowić... kiedy muszę złożyć deklarację, jeśli chciałbym otrzymać bon np. od grudnia?
    Deklarację musisz złożyć do ostatniego dnia poprzedniego miesiąca, czyli w Twoim przypadku do 30 listopada.
    8. Skoro wiadomo, że będę pobierać bon przez rok, dlaczego muszę podpisywać deklarację, że odpracuję go przez 2 lata? Nie można wpisać tam realnego okresu, np. 4 miesiące?
    W wersji przygotowanej przez NIL (zajrzyj do działu "Pliki") zaznaczono już, że czas odrabiania bonu skraca się proporcjonalnie. Poza tym pamiętaj, że składając deklarację, opierasz się o ustawę, z której wynika, że czas odpracowania bonu jest proporcjonalny do czasu jego pobierania. Patrz też punkt: C12.
    9. Czy bon jest tylko dla rezydentów, czy też dla lekarzy odbywających specjalizację w trybie pozarezydenckim?
    Niestety, bon jest tylko dla lekarzy rezydentów, ponieważ tylko oni są finansowani przez Państwo.
    10. Jestem aktualnie na ZLA - czy mogę podpisać deklarację o chęci pobierania bonu?
    Jeśli pracowałeś w lipcu - tak. Jeśli zwolnienie trwa długo i obejmuje też lipiec, możesz podpisać deklarację dopiero po powrocie i wtedy dostaniesz zwiększone wynagrodzenie.
    11. Jestem aktualnie na macierzyńskim - czy mogę podpisać deklarację o chęci pobierania bonu?
    Nie, dopiero po powrocie do pracy.
    12. Zmieniam miejsce specjalizacji 1 sierpnia, a chciałabym skorzystać z bonu - do którego zakładu pracy mam dostarczyć deklarację? A może do obu?
    Warto dostarczyć do starego pracodawcy, bo dzięki temu dostaniesz wyrównanie za lipiec. Kadry prześlą Twoją deklarację do wojewody, a wojewoda powinien przekazać jej kopię do nowego pracodawcy. Monitoruj sprawę i najwyżej złóż jeszcze raz, u nowego pracodawcy, jeśli tak się nie stanie.
    13. Zostało mi tylko kilka miesięcy do końca specjalizacji. Czy warto brać bon?
    Tak, ponieważ jego odpracowanie jest proporcjonalnie skrócone - np. pobieranie bonu przez 6 miesięcy z 6-letniej specjalizacji odpracowuje się przez 2 miesiące.
    14. Czy wszyscy muszą składać te deklaracje, czy tylko ci, którzy chcą dostać bon?
    Tylko te osoby, które chcą dostać bon. Jeśli nie chcesz bonu - niczego nie składasz. Pamiętaj jednak o tym, że przy wejściu w życie ustawy otrzymujemy "promocyjny" termin obowiązywania podwyżek - złożenie deklaracji między 24 sierpnia a 7 września spowoduje wzrost wynagrodzenia wstecznie od 1 lipca. Jeśli spóźnisz się i zrobisz to 8 września, wyższe wynagrodzenie dostaniesz dopiero od października.
    15. Pracuję w szpitalu (rezydentura plus dyżury). W innym szpitalu mam dyżurze na kontrakcie. Czy przysługuje mi bon? Słyszałem, że przysługuje tylko tym, którzy pracują w jednym miejscu - prawda to?
    Bon patriotyczny nie ma żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o dodatkową pracę. Możesz we własnym szpitalu pracować 300 godzin, dodatkowo brać 200 godzin dyżurów w innym szpitalu, 100 godzin w karetce i 50 godzin w poradni, aczkolwiek nie polecamy takiego postępowania.
    B ) W TRAKCIE
    1. Czy kwota bonu podana jest brutto czy netto?
    Jest to kwota brutto. 700 zł brutto dla specjalizacji deficytowych i 600 zł brutto dla pozostałych.
    2. Skoro bon dostaję brutto, to ile tak właściwie dostanę na rękę?
    Jeśli zarabiasz tylko podstawę i nie dyżurujesz, Twoja pensja wzrośnie o około 487,66 zł w przypadku specjalizacji deficytowej (bon 700 zł) i około 417,14 zł w przypadku pozostałych specjalizacji (bon 600 zł).
    3. Czy bon będzie wliczany do podstawy?
    Tak. Powiększy on Twoje wynagrodzenie zasadnicze.
    4. Czy bon powiększy kwotę otrzymywaną za dyżury?
    Tak. Wyższe wynagrodzenie zasadnicze, to wyższe wszystkie pochodne - dyżury, średnie dyżurowe, urlopowe, ZLA.
    5. Przerwałem specjalizację w trakcie pobierania bonu. Czy będę musiał zwrócić to, co pobrałem?
    Niestety tak. Będzie to iloczyn miesięcy, przez które pobierałeś bon oraz 75% jego kwoty.
    6. Przerwałem specjalizację z przyczyn zdrowotnych i zmieniłem na inną. Czy mogę nadal dostawać bon?
    Tak, ponieważ zmiana specjalizacji wynikająca z orzeczenia lekarskiego o istnieniu przeciwwskazań do kontynuowania specjalizacji w dotychczasowej dziedzinie, nie jest uważana za zaprzestanie realizacji programu specjalizacji.
    7. Czy jeśli wezmę bon w trakcie rezydentury, a w międzyczasie zmienię specjalizację na inną w trybie pozarezydenckim, czy będę musiał zwrócić pobrane do tej pory pieniądze?
    Tak.
    8. Obecnie jestem w trakcie macierzyńskiego/ZLA/urlopu szkoleniowego/urlopu wypoczynkowego - czy po wzięciu bonu od 1 lipca moja średnia dyżurowa wzrośnie?
    Średnia dyżurowa wypłacana jest w oparciu o dyżury, które już były (np. w kwietniu, maju, czerwcu) i nie da się już podnieść wynagrodzenia, które za nie otrzymałeś.
    Jeśli bon otrzymasz od 1 lipca i już w lipcu będziesz miał jakieś dyżury, pierwszą, nieznacznie podwyższoną średnią dyżurową masz szansę otrzymać w sierpniu.
    9. Za 2 miesiące planuję iść na macierzyński/ZLA. Czy dostanę wyższe wynagrodzenie?
    Tak, ale pamiętaj, że świadczenie jest średnią z ostatnich 12 miesięcy, a Ty tylko przez 2 miesiące będziesz dostawać wyższe wynagrodzenie i jego udział będzie niewielki.
    10. W trakcie specjalizacji zmieniam miejsce jej odbywania. Czy muszę poinformować kogoś o tym, że chcę nadal pobierać bon?
    Nie, ponieważ Twój wojewoda o to zadba. Jeśli zmiana dotyczy tego samego województwa, wojewoda wraz ze skierowaniem do kontynuowania specjalizacji przekaże nowemu pracodawcy kopię Twojej deklaracji. Jeśli przeniesiesz się do innego województwa, wojewoda przekaże oryginał Twojej deklaracji nowemu wojewodzie.
    11. Czy będąc w ciąży na ZLA, a później na urlopie macierzyńskim, również otrzymujemy bon, czy jego wypłacanie jest wówczas wstrzymane?
    ZLA i urlop macierzyński to świadczenia wypłacane przez ZUS, ale liczone w oparciu o zarabiane przez Ciebie pieniądze, a są one większe, ponieważ wcześniej powiększał je bon.
    Tak więc bon nie jest wypłacany w tym momencie, ale wypłacane jest świadczenie, które jest większe, niż gdybyś bonu nie posiadała.
    12. Czy mogę zrezygnować z pobierania bonu w trakcie specjalizacji?
    Tak. Wtedy odrobisz lub oddasz tylko tę część, którą faktycznie pobierałeś.
    C) ODPRACOWANIE BONU
    1. Będę pobierał bon przez całą specjalizację. Ile czasu będę musiał go odrabiać?
    Niezależnie od czasu trwania Twojej specjalizacji, bon odrabia się przez 2 lata. Tak samo jest w przypadku medycyny rodzinnej, neurologii, chirurgii czy ginekologii.
    2. Będę pobierać bon przez 2 lata specjalizacji z 6. Ile czasu będę musiał go odrabiać?
    Czas odrabiania bonu będzie proporcjonalnie skrócony. Jeśli pobierasz go przez 1/3 specjalizacji, odpracowywać go będziesz przez 1/3 wymaganego czasu, czyli przez 8 miesięcy.
    3. Gdzie można pracować, aby odpracować bon?
    Musi być to jednostka, która posiada kontrakt z NFZ. Twoje usługi nie muszą być kontraktowane.
    4. Ile godzin trzeba pracować, aby odrobić bon?
    Ustawa podaje, że musi to być równoważnik jednego etatu przez 2 lata. 1 etat pracownika ochrony zdrowia to średnio ok. 158 godzin 37 minut miesięcznie (w 2018 i 2019 roku).
    5. Czy mogę pracować na pół etatu lub jedną trzecią etatu?
    Tak, jeżeli sumarycznie wypracujesz liczbę godzin odpowiadającą jednemu etatowi przez 2 lata.
    Możesz pracować na pół etatu przez 4 lata lub na 2/5 etatu przez 5 lat.
    Możesz pracować co drugi miesiąc cały etat, a później mieć miesiąc wolnego.
    Wymagana liczba godzin przez 2 lata to około 3822 (suma dni roboczych z roku 2019 i 2020 pomnożona przez 7 godzin i 35 minut pracy dziennie).
    6. Czy pracując na dwa lub trzy etaty, odpracuję bon szybciej?
    Nie, nie odrobisz szybciej. MZ i my tak samo zalecamy pracę w formie etat + dyżury zgodnie z Kodeksem pracy. Więc zapracowanie się na śmierć nie skraca odrabiania bonu.
    7. Czy mogę odpracować bon tylko na dyżurach?
    Ustawa tego wprost nie określa, ale też nie zabrania. Ma zgadzać się liczba godzin i warunek posiadania kontraktu z NFZ przez podmiot zatrudniający.
    8. Czy mogę pracować w kilku miejscach np. pół etatu w szpitalu, 40 godzin w poradni i 48 godzin w wieczorynce?
    Tak, jeżeli suma tych godzin da co najmniej 1 etat przez 2 lata lub cząstkę etatu przez dłuższy czas (patrz punkty: C4 i C5).
    9. Czy można odpracować bon pracując wyłącznie w NPL-u na zlecenie?
    Tak, o ile liczba godzin będzie wystarczająca (patrz punkty: C4 i C5).
    10. Czy trzeba być zatrudnionym na etacie, czy może być to kontrakt?
    Forma zatrudnienia nie ma znaczenia. Istotna jest tylko ilość godzin.
    11. Czy odpracuję bon przyjmując prywatnie?
    Tak, jeśli poradnia, w której przyjmujesz, posiada jakikolwiek kontrakt z NFZ. Ty nie musisz udzielać świadczeń refundowanych. Oczywiście musi zgadzać się wymagana ilość godzin.
    Jeśli nie posiada takiego kontraktu, to niestety nie możesz.
    12. Pobierałem bon przez 2 lata, 7 miesięcy i 13 dni - skąd mam wiedzieć, ile będę musiał odpracować?
    Po zakończeniu specjalizacji zostaniesz poinformowany pisemnie przez wojewodę, który powie Ci dokładnie, ile czasu będziesz musiał pracować, aby odrobić zobowiązanie. Sam nic nie musisz liczyć.
    13. Skąd oni będą wiedzieć, czy odpracowałem bon? Przecież mogę uciec i nigdy mnie nie znajdą!
    Składając deklarację o chęci otrzymywania bonu, zobowiązujesz się jednocześnie do zapłaty ewentualnej kary. Poza tym to Ty musisz, zgodnie z ustawą, po zakończeniu specjalizacji, poinformować wojewodę o miejscu, gdzie będziesz realizował zobowiązanie oraz o każdorazowej jego zmianie. Będziesz musiał też dostarczyć mu potwierdzenie odpracowania czasu w poszczególnych jednostkach, w których będziesz pracować.
    14. Od kiedy właściwie liczy się to 5 lat? Od ostatniego dnia specjalizacji? Od zdania egzaminu?
    5 lat liczy się od dnia uzyskania potwierdzenia zakończenia szkolenia specjalizacyjnego.
    Jest to dzień, w którym wojewoda, po otrzymaniu Twoich dokumentów specjalizacyjnych od konsultanta krajowego, stwierdza, że zakończyłeś specjalizację.
    W praktyce będzie to między 2 a 6 tygodni od złożenia przez Ciebie kompletu dokumentów w Urzędzie Wojewódzkim.
    15. Zamierzam pracować w Polsce - czy bon sam spłaca się z mojej pensji?
    Jeśli spełniasz kryteria odpracowania bonu (praca w jednostce posiadającej kontrakt z NFZ, równoważnik jednego etatu, 2 lata pracy), to właśnie Twoja praca zapewnia odrobienie bonu. Nic nie musisz spłacać i nic nie jest pobierane z Twojej pensji.
    16. Posiadam etat akademicki, a oprócz tego 1/4 etatu szpitalnego. Który z nich liczy się do odpracowania zobowiązania?
    Niestety, praca akademicka nie jest odpracowywaniem bonu. W Twoim przypadku tylko etat szpitalny pozwoli na odpracowanie zobowiązania.
    17. Po zakończeniu specjalizacji zaczynam nową, w placówce posiadającej kontrakt z NFZ, ale odbywam ją w trybie pozarezydenckim. Czy w ten sposób odpracuję bon?
    Tak.
    18. Po zakończeniu specjalizacji zaczynam nową, w placówce posiadającej kontrakt z NFZ, ale odbywam ją w formie wolontariatu. Czy w ten sposób odpracuję bon?
    Tak, aczkolwiek nie polecamy wolontariatów.
    19. Zamierzam odrobić bon pracując na kontrakcie, ale za pośrednictwem firmy zewnętrznej i to ona mnie zatrudnia, a nie bezpośrednio szpital. Czy odpracuję w ten sposób bon?
    Tak.
    20. Jestem w trakcie specjalizacji z radiologii/patomorfologii. W naszej specjalizacji świadczenia rozliczane są zadaniowo, a nie godzinowo - mam płacone od procedury. Da się to jakoś przeliczyć na godziny?
    Tak. Pracodawca zaświadcza, jakiej części etatu odpowiada Twój kontrakt.
    21. Jestem w trakcie specjalizacji stomatologicznej, przez co raczej nie będę w stanie odpracować bonu. Chciałabym go jednak wziąć, aby uzyskać wyższą podstawę i od niej w przyszłości otrzymać wyższe świadczenie chorobowe i macierzyński. Czy wystarczy jak po 5 latach zwrócę bon (wymagane 75% x ilość miesięcy), czy też ZUS dowie się, że nie odpracowałam bonu i może upomnieć się o te pieniądze (różnicę między standardowym wynagrodzeniem a podwyższonym bonem)?
    Ustawa tego nie przewiduje, przez co można powiedzieć: na tę chwilę nie.
    Pamiętaj też, że wystarczy, że jednostka, w której pracujesz, ma chociaż mały kontrakt z NFZ i wtedy jest to miejsce, w którym możesz odpracować bon.
    22. Co w sytuacji, gdy moja specjalizacji wydłuży się np. z powodu macierzyńskiego czy ZLA - czy czas odpracowania się wydłuża?
    Nie, odpracowujesz maksymalnie 2 lata i tylko za okres, kiedy pracowałaś, miałaś urlop wypoczynkowy lub szkoleniowy.
    Urlop macierzyński, ZLA i urlop bezpłatny nie liczą się do tego okresu.
    23. Co w sytuacji, gdy podczas odpracowywania bonu zajdę w ciążę lub zachoruję i nie będę w stanie odpracować bonu w wymaganym terminie? Czy ulegnie on przedłużeniu?
    Ustawa tego nie precyzuje, ale pozostawia furtkę: od zapłaty kary można odwołać się do wojewody. Można mieć nadzieję, że spojrzy przychylnym okiem na młodą mamę.
    Prowadzone są rozmowy PR z MZ: wstępne informacje mówią, że będzie maksymalnie prorodzinnie i prozdrowotnie.
    24. Czy pracodawca, u którego będzie odpracowywało się bon, będzie miał prawo i dostęp do informacji, że zatrudniony w trakcie rezydentury go pobierał?
    Tak.
    25. Czy w założeniu ustawodawcy NFZ będzie wieczny? Co jeśli nastąpi restrukturyzacja i NFZ zniknie? [to jedno z ulubionych pytań redakcji - przyp.red.]
    Chodzi w głównej mierze o publiczne finansowanie. Jak zlikwidują NFZ, to zostaną placówki finansowane ze środków publicznych i "zamienniki" NFZ: kasy chorych czy inne fundusze.
    26. Czy można odpracować bon w czasie dyżurów pod telefonem?
    Tak, ale tylko za godziny pracy, a nie czuwania. W praktyce będzie to zależało od Twojego pracodawcy - jeśli wystawi zaświadczenie, że przepracowałeś określoną część etatu i zaliczy oczekiwanie do czasu pracy, wtedy Urząd Wojewódzki przyjmie taką informację jako odpracowanie bonu.
    27. Czy jeśli będę pobierał bon przez 1 rok, to na odpracowanie mam nadal 5 lat, czy czas ten ulega skróceniu?
    Nadal jest to 5 lat. Skracany jest tylko wymagany czas do odpracowania (np. dla 5-letniej specjalizacji odpracowanie 1 roku pobierania bonu trwa 4,8 miesiąca).
    28. Czy wzięcie bonu wiąże nas terytorialnie z danym województwem, czy można odrobić go w innym?
    Tak, można odrobić w innym. Wojewodowie przekażą sobie stosowne informacje.
    D) ZWROT BONU
    1. Pobierałem bon przez całą specjalizację i nie będę go odpracowywać. Ile muszę oddać?
    Zwracana kwota to iloczyn liczby miesięcy, przez które pobierałeś bon oraz 75% miesięcznej kwoty, tj. 450 zł w przypadku bonu 600 zł lub 525 zł w przypadku bonu 700 zł.
    2. Pobierałem bon przez część specjalizacji i nie będę go odpracowywać. Ile muszę oddać?
    Jak wyżej - pomnóż liczbę miesięcy, przez które pobierałeś bon przez 450 zł lub 525 zł.
    3. Pobierałem bon przez całą specjalizację, ale nie udało mi się go w całości odrobić. Odpracowałem jednak połowę wymaganego czasu. Ile muszę zwrócić?
    Proporcjonalnie. Jeśli pobierałeś przez 6 lat, powinieneś odpracować 2 lata, a odpracowałeś 1 rok (czyli połowę), musisz oddać połowę zobowiązania, czyli za 3 lata. Jak wyżej - mnożysz 36 miesięcy i 450 zł lub 525 zł.
    4. Czy w razie niespełnienia warunków, będę musiał oddać również za zwiększone zarobki za dyżury, pracę nocną, nadgodziny, zwolnienia itd.? Nasze kadry przysłały nam deklarację, z której tak właśnie wynika.
    Nie, oddajemy tylko 75% kwoty bonu, choćbyśmy w czasie pobierania mieli po 15 dyżurów.
    Kadry postępują niezgodnie z ustawą - proponuję poprosić o podstawę prawną.
    5. Do kiedy będę musiał oddać pieniądze? Po 2 czy 3 latach, a może dopiero na koniec okresu?
    Teoretycznie już po 3 latach i 1 dniu niepracowania w Polsce będzie wiadomo, że na pewno nie uda Ci się odpracować bonu i będziesz musiał go zwrócić.
    Zgodnie z ustawą jednak masz 5 lat na realizację zobowiązania, a w ciągu 60 dni od zakończenia odrabiania bonu musisz poinformować o tym wojewodę.
    Jeśli tego nie zrobisz, wojewoda poinformuje Cię o konieczności zapłacenia kary. Od tego momentu masz na to 14 dni. Wygląda więc, że nie będzie to wcześniej, niż po 62,5 miesiąca. Możesz też się odwołać, jeśli uznasz, że kara Ci się nie należy.
    E) DLA KOGO I CZY WARTO
    1. Pracuję w Polsce i zamierzam pracować tu do końca życia - czy warto brać bon?
    Tak, o ile jesteś w stanie go odpracować, tzn. zamierzasz pracować w wymiarze co najmniej jednego etatu przez co najmniej 2 lata w jednostce posiadającej kontrakt z NFZ.
    Jeśli w Twojej specjalizacji nie jest to możliwe (np. medycyna pracy) lub utrudnione (np. stomatologia), musisz się zastanowić (patrz punkt E3).
    2. Pracuję w Polsce i zamierzam pracować tu do końca życia, ale tylko i wyłącznie prywatnie - czy warto brać bon?
    Jeżeli jednostka, w której będziesz pracować prywatnie, posiada jakikolwiek kontrakt z NFZ, być może będziesz w stanie odpracować bon. Jeśli nie, musisz się zastanowić (patrz punkt E3).
    3. Pracuję w Polsce, ale zamierzam wyjechać jak tylko skończę specjalizację - czy warto brać bon?
    Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy wziąć pod uwagę dwie kwoty i dwa fakty.
    Kwota 1: Twoja pensja podstawowa wzrośnie o około 487,66 zł netto, jeśli odbywasz specjalizację deficytową lub o około 417,14 zł netto, jeśli odbywasz specjalizację niedeficytową.
    Kwota 2: jeśli zmuszony będziesz oddać zobowiązanie, w przypadku specjalizacji deficytowej będzie to kwota 525 zł miesięcznie i 450 zł w przypadku specjalizacji niedeficytowej.
    Fakt 1: przez cały okres specjalizacji Twoja pensja będzie powiększona nie tylko w podstawie, ale także o dyżury liczone od niej. Dostaniesz większą średnią dyżurową czy świadczenie chorobowe.
    Fakt 2: w przypadku pobierania samej podstawy (bez dyżurów), miesięcznie stracisz około 37,34 zł w przypadku specjalizacji deficytowej i około 32,86 zł w przypadku specjalizacji niedeficytowej. Zwiększone uposażenie będziesz pobierać przez okres 4-6,5 roku, a zwrócisz dopiero ponad 5 lat później (czyli w najlepszym wypadku 11,5 roku od otrzymania pierwszej wypłaty). Jeśli potraktujemy bon jako pożyczkę, pożyczysz od 20 022,72 zł (4 lata, niedeficytowa) do 38 037,48 zł (6,5 roku, deficytowa), a oddać będziesz musiał odpowiednio: 21 600 zł i 40 950 zł. Różnica to odpowiednio: 1 577,28 zł i 2 912,52 zł. To Twoja opłata za wzięcie tak długiej pożyczki. Jeśli przeliczymy to na oprocentowanie, wychodzi odpowiednio: 7,88% i 7,65% w skali 5 lat. Podzielmy przez 5 lat, mamy: 1,58% i 1,53% rocznie. Zna ktoś tak tani kredyt? W trakcie którego nie trzeba spłacać kapitału, ani nawet odsetek?
    W czasie rezydentury będzie Ci się żyło lepiej o te pieniądze, a później:
    a) jeśli będziesz pracować prywatnie: bez trudu spłacisz zobowiązanie
    b) jeśli będziesz pracować za granicą: bez trudu spłacisz zobowiązanie
    Dodać należy, że jeśli w czasie rezydentury masz dyżury, dostaniesz dużo więcej, a oddać będziesz musiał tyle samo.
    Dlatego według mnie - bon warto brać w każdym przypadku, nawet wtedy, gdy na pewno wiesz, że go nie odpracujesz.
    4. Dlaczego warto brać bon - subiektywne opinie zwolenników:
    - z samych dyżurów dostanę drugie tyle, więc mogę co miesiąc odkładać 500 zł na konto oszczędnościowe i pierwszego dnia po specce oddać całość, a i tak będę 300-500 zł na plus za każdy miesiąc
    - należy też wziąć pod uwagę inflację: dziś za ten bon kupimy 500 bułek, a w momencie, gdy będziemy musieli bon spłacić: 400-450 bułek; za każdy miesiąc jesteśmy bogatsi (i grubsi) o 50-100 bułek
    - jak ktoś nie chce, to ja chętnie wezmę jego bon i odpracuję 4 lata
    5. Dlaczego nie warto brać bonu - subiektywne argumenty przeciwników:
    - w mojej specjalizacji nie będę w stanie go odpracować, ponieważ nie ma w niej pracy na NFZ
    - po specce nie rozdają etatów na prawo i lewo; żeby odpracować tę liczbę godzin, będziecie pracować z 6 lat
    - jest to zobowiązanie do pracy w Polsce, nie wiem na jakich warunkach
    - rząd może zmusić w przyszłości lekarzy do pracy za minimalną krajową w okresie wymaganym do odpracowania bonu i w województwie, gdzie akurat są braki
    - w tym kraju mnie nie zdziwi, gdy okaże się, że odpracowanie bonu będzie bez wynagrodzenia, bo już przecież zostało ono wypłacone w formie bonu właśnie; moim zdaniem te bony to strzał w kolano; w Polsce podpisywać jakąkolwiek lojalkę to ryzyko - gra nie warta świeczki
    - nie chcę się wiązać
    - zaraz po specjalizacji wyjeżdżam do Niemiec
    - mam nadzieję, że nie będziecie brać tego bonu, bo to obniży płace lekarzy po specjalizacji w placówkach NFZ
    - będzie pula osób "uwięzionych" w NFZ - wtedy siłą rzeczy płaca spadnie
    - nie będę się rzucać na takie ochłapy
    - trzeba nie mieć wstydu, żeby zaproponować lekarzom taki ochłap i oczekiwać czegokolwiek w zmian
    - nie składam wniosku, IMHO bardzo słaby deal
    - 2 lata pracy w Polsce i najwyraźniej meldowanie co jakiś czas o pracy, miejscu pracy etc. Raz - pole do nadużyć, a nawet, jeśli nie - są to marne grosze w zamian za ZMUSZENIE do pracy w Polsce, czyli ogólne pozwolenie na niższe stawki za pracę
    - Nawet nie chcę sobie wyobrażać meldowania swoich godzin pracy oraz miejsca urzędasom za jakieś śmieszne 400 zł
    - sorry, wolę być biedniejszy o ekwiwalent 1 dyżuru na 3 miesiące w NPL-u, niż być przywiązany przez jakieś umowy, z których wywiązanie zajmie mi więcej czasu niż w/w dyżur
    - wystarczy mi widzieć na własne oczy, jak NFZ funkcjonuje ze swoimi karami, żeby mieć tyle rozumu w głowie, żeby nie wchodzić w takie umowy, z których wywiązanie może być niemożliwe na kontrakcie
    - po tylu latach edukacji miałem nadzieję zarabiać średnią krajowa, ba, nawet trochę więcej, żebym mógł konkurować z magazynierem w Biedronce, a nie bawić się w lojalki
    Powyższy FAQ opracował Lek. Maciej Tomczak
    w oparciu o pytania i odpowiedzi zadawane i udzielane na grupie fejsbukowej Porozumienia Rezydentów OZZL
    Załączniki:
    OFICJALNA DEKLARACJA DLA REZYDENTA: Wzor-deklaracji-lekarza-rezydenta.doc
    USTAWA (podstawa prawna): USTAWA z dnia 5 lipca 2018 r. o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw.pdf

    MedFor.me
    Praca lekarza i personelu medycznego jest bardzo odpowiedzialna, ciężka i wymaga nieustannej kosztownej autodydaktyki. Niestety, prestiż, obowiązki i pieniądze nie zawsze idą w parze, wynagrodzenie w polskiej medycynie często nie należy do najwyższych, dlatego postanowiliśmy pomóc lekarzom w znalezieniu pracy w Niemczech, zaproponowaniu im alternatywnych form i miejsc pracy, niezależnie od wieku i stopnia zaawansowania specjalizacji lekarskiej.
    Staramy się, by lekarzy i personel medyczny dotykało absolutne minimum formalności, a docelowa praca spełniała ich oczekiwania i nie tylko te finansowe. Do współpracy zapraszamy lekarzy wszystkich specjalizacji oraz szeroką grupę personelu medycznego: pielęgniarki, położne, ratowników i opiekunów.
    Nim zwiążesz się zawodowo z Polską "służbą" zdrowia i podpiszesz lojalnościowy bon rozważ swoją przyszłość...

    Profesjonalna koleżeńska bezpłatna oferta dla Lekarzy z Polski.
    Zero biurokracji, maksymalne zaoszczędzenie w czasie, wygodnie, bo online.
    Wiek, specjalizacja są bez znaczenia! Zertifikat B-2 to koniczność!
    Podejmij decyzję, zaufaj nam, sprawdź nas!
    Inni już to zrobili, nie zwlekaj!
    https://konsultant24.pl/
    Praca w Niemczech dla Lekarzy, bundesweit, ab SOFORT! Profesjonalna koleżeńska bezpłatna oferta dla Lekarzy z Polski. Die gesamte Bürokratie, der Approbationsantrag werden komplett von uns übernommen! Wiek, stopień zaawansowania i rodzaj specjalizacji, bez znaczenia! Zertifikat B-2 muss sein!   PODEJMIJ DECYZJĘ!   KONTAKT - mówimy po polsku. POLSKA - Katarzyna GRUCA, All Medical.pl - 44 68 22 333 NIEMCY - Facharzt für Urologie Richard@Tomalka.com www.ArztFestanstellung.de Handy: + 49 (0) 171 28 65 123       ANMELDUNG über die www.HonorarArzt.de Lekarzy Ratownkow w Niemczech zapraszamy na www.HonorarNOTARZT.de

    Newman
    Nie tylko w światku medycznym, ale powszechnie w społeczeństwie za sprawą licznych doniesień medialnych trwa dyskusja na tematy onkologiczne. Raz, że sprawa dotyka praktycznie każdą rodzinę w Polsce, dwa - tematy okołonowotworowe są intrygujące i wzbudzają lęk jednocześnie, co sprawia, że stają się częstym tematem rozmów, a roli onko-celebrytów tłumaczyć raczej nie trzeba.
    Jak wyleczyć raka? Co ma większe znaczenie z perspektywy zwalczania nowotworów - profilaktyka czy leczenie? Czy prawdą jest, że chemioterapia odchodzi do lamusa? Kiedy i u kogo można stosować leki "celowane", immunologiczne czy hormonalne? Na te i inne pytania odpowiedzi w cyklu artykułów "A.B.C. onkologii"...
    Fascynuje sama idea raka, jako choroby tajemniczej i trudnej, a czasem niemożliwej do zwalczenia, ale i wokół leczenia narasta wiele kontrowersji. Słyszy się, że najnowsze leki z onkologicznego portfolio są już dostępne w Polsce w ramach programów terapeutycznych, co rodzi nowe nadzieje. Rodzi to wśród pacjentów i rodzin pytania o ich zastosowanie w leczeniu w danym przypadku oraz możliwość wyleczenia w przypadku, który kiedyś byłby "beznadziejny". Cierpliwie tłumaczymy naszym pacjentom zawiłości strategii onkologicznych. A temat jest jeszcze bardziej złożony. Onkologia jest dziedziną tak dynamiczną, że za najnowszą wiedzą ledwie nadążają sami onkolodzy. Cóż mają powiedzieć pacjenci? A co, gdy nieznane wcześniej skutki uboczne nowych metod terapii trafiają wraz z pacjentami do powiatowych szpitali i przychodni POZ  - tam włosy dęba staja na głowie niejednemu doświadczonemu lekarzowi.
    Współczesna onkologia A.D. 2018 to właściwie dziedzina zupełnie inna niż onkologia w roku 1988, 1998 czy 2008, ale wiadomo wiadomo już dziś, że "najnowsza" onkologiczna wiedza i praktyka już dziś jest dalece nieaktualna na przykład z perspektywy roku 2048. Wynika to z szybkiego postępu nauk przyrodniczych, technicznych i informatycznych, obniżana kosztów technologii medycznych oraz z tego, że państwa narodowe i instytucje międzynarodowe przeznaczają na badania w onkologii coraz więcej środków. Coraz lepiej rozumiemy proces powstawania nowotworu i jego rozwoju, ale jednocześnie - nie obawiam się tego powiedzieć - więcej nie wiemy niż wiemy.
    Skoro tak wiele jest pytań - czas na odpowiedzi.
    Czy innowacyjne terapie onkologiczne wyparły już chemioterapię?
    Po pierwsze: chemioterapia, czyli leki cytostatyczne (niewybiórczo blokujące podziały komórkowe) wcale nie wybiera się na śmietnik historii. Świadczy o tym choćby fakt, że tworzy się współcześnie i bada w praktyce innowacyjne... cytostatyki. Przykładem jest nab-paclitaxel (Abraxane), lek zarejestrowany do leczenia raka przez FDA po raz pierwszy w 2013 roku! Lek jest dziełem firmy prowadzonej przez amerykańskietgo chirurga, miliardera i wizjonera chińskiego pochodzenia, urodzonego w RPA: Patricka Soon-Shiong. Nab-paclitaxel, który jest połączeniem jednego z najstarszych cytostatyków - paklitakselu (alkaloidu pierwotnie pozyskiwanego z kory cisu krótkolistnego) z mikrocząsteczką albuminy miał być przełomem m.in. w leczeniu raka trzustki. Przełomu nie było, ale postęp owszem i dzięki temu zwiększył się arsenał leków w przerzutowym raku piersi, płuca czy trzustki.
    Cytostatyki w terapii nowotworów złośliwych będą w użyciu prawdopodobnie już zawsze. Zmieniać będzie się jedynie ich rola, tak jak ma to miejsce współcześnie - pojawiają się nowe wskazania, a niektóre się dezaktualizują. Tylko kilka, kilkanaście leków z kręgu chemioterapii stosowanych niegdyś powszechnie wycofano z użycia i to głównie z powodu ich toksyczności, nie zaś nieskuteczności. WIĘKSZOŚCI cytostatyków używa się nadal, a niektóre nawet odkrywane są "na nowo". Na przykład zsyntezowana w 1963 w NRD przez Ożegowskiego i Krebsa bendamustyna, lek szeroko stosowany w hematologii w leczeniu chłoniaków, białaczek i szpiczaka przeżywa obecnie swoisty renesans. Doczekała się w 2008 r. rejestracji w USA, a obecnie bada się jej rolę m.in. w terapii mięsaków.
    Warto wiedzieć, że jeden z pierwszych w historii chemioterapeutyków - metotreksat jest po dziś dzień z powodzeniem stosowany w leczeniu wielu nowotworów litych i hematologicznych. Dzięki powracającej do łask idei "chemioterapii metronomicznej" czyli podawanej najchętniej doustnie, w mikrodawkach, ale za to częściej (nawet codziennie), "stary" lek metotreksat daje szansę na bezpieczne i skuteczne leczenie zaawansowanego raka piersi u starszych, obciążonych internistycznie pacjentek.
    Wciąż istnieją takie typy nowotworów złośliwych, które leczy się niemal wyłącznie chemioterapią (niektóre białaczki, chłoniaki, przerzutowe nowotwory germinalne, zaawansowany rak Belliniego), choć prawdopodobnie ten stan rzeczy będzie ulegał zmianie.
    Z drugiej strony są nowotwory, w których cytostatyków właściwie się już nie stosuje. Wśród nich na wyobraźnię onkologów najbardziej działają czerniaki oraz rak nerki. Te silnie immunogenne (wpływające na układ odporności) choroby stały się sztandarowym przykładem przełomowych metod leczenia systemowego. Przerzutowego, nieoperacyjnego czerniaka w ciągu kilkunastu lat z nowotworu rokującego fatalnie (mediana przeżycia* ok 6 miesięcy) udało się dzięki serii odkryć i badań naukowych zmienić w niektórych grupach pacjentów w chorobę niemal przewlekłą (mediana przeżyć w badaniach klinicznych >37 miesięcy i dalej rośnie). Za sprawą coraz powszechniej stosowanej immunoterapii nowotworów w wybranych przypadkach dochodzi nawet do całkowitych wyleczeń. Diametralnie zmieniło się też oblicze raka nerkowokomórkowego z przerzutami, który był i jest oporny na chemioterapię. Jeśli tylko pacjent znajduje się przynajmniej w pośredniej grupie rokowniczej jest kwalifikowany do terapii inhibitorami kinaz tyrozynowych, co daje szansę na wieloletnie przeżycie. To wszystko bez użycia chemioterapii.

    Krótko wyjaśnię powyższy metaforyczny, wojenny slajd z jednej z prezentacji nt. farmakoterapii zaawansowanego czerniaka. W sposób uproszczony pokazuje niespecyficzną i uderzającej zarówno w zdrowe, jak i chore komórki chemioterapię jako działo (moździerz RAK konkretnie), trafiającą w konkretnie miejsce szlaku komórkowego w nowotworze terapię celowaną przeciw kinazom BRAF/MEK jako snajpera, a tzw. inhibitory punktów kontrolnych mobilizujące własne siły układu immunologicznego do walki z nowotworem jako pobór do wojska. Warto pamiętać, że gdzie wojna, tam i ofiary, ale poważne działania niepożądanie wszystkich powyższych metod to konieczna cena, jaką organizm płaci za zwycięstwo w bitwie/wojnie z nowotworem.
    Innowacyjne terapie onkologiczne niejedno mają imię.  W tym pojęciowym "worku" mieszczą się:
    nowe techniki chirurgiczne (leczenie oszczędzające, procedura węzła wartowniczego, laparoskopia, chirurgia robotowa, terapie miejscowe zmian w wątrobie) oszczędzające narząd zabiegi endoskopowe w wysokiej precyzji (głównie przewodu pokarmowego i układu moczowo-płciowego) zabiegi z zakresu radiologii zabiegowej (embolizacja guza, podawanie leków dotętniczo, do guza) nowoczesne technologie i strategie leczenia promieniowaniem jonizującym (radioterapia stereotaktyczna, terapia protonami, IMRT, VMAT, radiochirurgia, np. nóż gamma, alfa-rad) leki ukierunkowane molekularnie (inhibitory kinaz tyrozynowych, inhibitory cyklin, przeciwciała monoklonalne skierowane przeciwko określonym receptorom i miejscom w komórkach, fuzja p/ciała z cytostatykiem) immunoterapia nowotworów (inhibitory punktów kontrolnych, szczepionki p/nowotworowe). Trudno wskazać pojęcie, które najlepiej oddaje idealną terapię u chorego na nowotwór. Może być to terapia skojarzona (wykorzystująca łącznie różne metody i techniki onkologiczne), ale nie jest ona zawsze niezbędna, może lepszym określeniem jest podejście multidyscyplinarne, w którym analizę danego przypadku na wczesnym etapie leczenia przeprowadza konsyliarnie zespół złożony ze specjalistów różnych dziedzin, jest wreszcie coś takiego jak onkologia spersonalizowana, a zatem leczenie ma być "skrojone" na potrzeby konkretnego pacjenta i uwzględniać profil molekularny jego choroby.
    Jak to wszystko wygląda w Polsce?
    Największe wyzwanie stanowi tak naprawdę koordynacja terapii onkologicznej. Mamy znakomite kliniki chirurgiczne i wyposażone bloki operacyjne, najnowsze maszyny do radioterapii, świetne laboratoria genetyczne, wiele innowacyjnych leków dostępnych od ręki. Cóż z tego, jeśli brakuje techników, lekarzy, fizyków, którzy wszystko to ogarniają, brakuje realnej geograficznej oceny popytu i podaży, tak że ośrodki bywają absurdalnie rozrzucone w różnych powiatach, brakuje w centrach onkologii ośrodków wyspecjalizowanych w danej wąskiej dziedzinie (tzw. unit), nie ma środków na diagnostykę genetyczną, a nade wszystko nie ma obiektywnych narzędzi oceny efektów leczenia - każdy ośrodek myśli, że jest najlepszy na świecie, a pacjent kładąc się na stół operacyjny nie wie, czy będzie operował go raczej wirtuoz, czy raczej rakarz.
    Pewną wartość stanowi to wprowadzenie pakietu DILO, ale nie wszędzie w Polsce skraca on czas od podejrzenia do rozpoznania, bo nawet najlepsze programy ani pakiety nie pomogą, jeśli brakuje elementarnej czujności onkologicznej. Mowa tu raczej o skróceniu czasu od rozpoznania do rozpoczęcia leczenia. Tu karta diagnostyki i leczenia onkologicznego ma swoje zasługi i jest grupa pacjentów którzy szczególnie zyskują dzięki wprowadzeniu obowiązkowego konsylium (które jest areną wymiany wiedzy, poglądów, czasem sporu między lekarzami różnych specjalności) oraz na szybkiej ścieżce do rozpoczęcia leczenia, gdy jego odroczenie z powodów czysto administracyjnych może być brzemienne w skutkach.
    Jak naprawdę wygląda dostępność nowoczesnych leków onkologicznych w Polsce?
    Zależy z kim się chcemy porównać - dużo gorzej niż w Niemczech, dużo lepiej niż na Ukrainie.
    Warto pamiętać, że niektóre leki onkologia wykorzystuje w leczeniu radykalnym (przed chirurgią lub po chirurgii), aby ułatwić operację albo znacząco zmniejszyć ryzyko nawrotu i w ich przypadku szczególnie jest się o co bić, bo pacjenci po takim leczeniu z założenia powinni żyć kilka dekad aż do śmierci z przyczyn naturalnych. Tutaj sztandarowym przykładem jest trastuzumab (Herceptyna) wykorzystywany w leczeniu okołooperacyjnym HER2-dodatniego raka piersi. Nadekspresja receptora HER2 na komórkach raka jest związana z gorszym rokowaniem dla pacjenta, a użycie p/ciała monoklonalnego diametralnie zmienia sytuację, bo rak jest bardzo wrażliwy na blokadę (lek "pasuje" do receptora jak klucz do dziurki), guz zmniejsza się przed operacją, a nawrotów/przerzutów po leczeniu oszczędzającym/mastektomii jest znacząco mniej. Brakuje wciąż w Polsce refundacji drugiego "blokera" HER-2 czyli pertuzumabu w terapii neoadiuwantowej. Być może zmieni to nadchodząca konkurencja na rynku - pojawiają się właśnie pierwsze oficjalne "podróbki" trastuzumabu. Nie mamy też w Polsce dostępu do wielu leków immunologicznych stosowanych coraz powszechniej w leczeniu uzupełniającym - np. po radykalnym leczeniu raka płuca, czerniaka w wysokim ryzyku nawrotu.
    Druga, ogromna grupa innowacyjnych leków to substancje używane w leczeniu paliatywnym - wtedy, gdy szansa na wyleczenie z choroby jest bardzo niska lub żadna. W puli hemato-onkologicznych programów terapeutycznych leki te stanowią absolutną większość. Różnią się między sobą nie tylko mechanizmem działania, drogą podania (dożylne, doustne, podskórne), stosowaniem samodzielnym lub łącznie z chemioterapią oraz ceną, ale i skutecznością, o czym poniżej. Dla przykładu, spośród blisko 60 nowych leków hemato-onkologicznych, które w latach 2011-2017 weszły do praktyki klinicznej w Niemczech, w Polsce w roku 2018 mamy do dyspozycji (choć i tak ze sporymi ograniczeniami) około 25. Polska procedura refundacyjna należy do jednej najdłuższych i najbardziej skrupulatnych w Europie. Na szczęście polski monopolistyczny płatnik (NFZ) stara się być "w miarę" na bieżąco z lekami, które przyniosły onkologii największy przełom. Jednak, pomimo, że w latach 2014-2018 liczba leków dostępnych w programach lekowych praktycznie się podwoiła, to wciąż liczne "nowinki" omijają szerokim łukiem polskiego pacjenta, jeśli akurat nie ma kilkuset tysięcy złotych na samodzielny zakup. W tym miejscu warto wspomnieć, że miesięczny koszt większości nowoczesnych terapii raczej nie schodzi poniżej 10 tys zł, a bardzo często przekracza 30 tysięcy. Tu prym wiodą i epicko rozbijają bank światowej onkologii leki z grupy inhibitorów punktów kontrolnych: dynamicznie rośnie liczba wskazań do stosowania immunoterapii i liczba samych substancji. Mamy już w Polsce ipilimumab (anty-CTLA-4), nivolumab i pembrolizuab (anty-PD-1), lada chwila pojawią się kolejne: durwalumab, atezolizumab czy awelumab. Ich wyjątkowy mechanizm działania polegający na odblokowaniu zahamowanego przez obecność nowotworu układu odporności przyniósł tak wielki przełom, że badania kliniczne z tego typu lekami trwają praktycznie we wszystkich możliwych nowotworach. W leczeniu paliatywnym ostatecznie chodzi o to, by przedłużyć życie pacjenta z nieuleczalną chorobą. Zazwyczaj taki innowacyjny lek w badaniu klinicznym przedłuża medianę czasu przeżycia o kilka miesięcy w porównaniu ze standardowa terapią. Może wydawać się to niewiele, ale warto pamiętać, że posługujemy się statystyką. W praktyce jeden pacjent może z terapii nic nie uzyskać i umrzeć na początku leczenia, ale inny odnieść długotrwałą korzyść i żyć z chorobą kilka lat ciesząc się ze ślubu córki czy narodzin prawnuka. I o to chodzi w całej onkologii klinicznej.
    Czy na wprowadzeniu innowacyjnych terapii zyskuje każdy polski chory nowotworowy?
    Nie. Sądzę, że mniej niż połowa. Z jednej strony tylko niektórzy pacjenci w ogóle kwalifikują się do stosowania inhibitorów czy przeciwciał z uwagi na różne kryteria (stan sprawności, budowa histologiczna nowotworu, wyniki badań krwi, wcześniejsze zastosowanie tego lub innego nowoczesnego leku, a nade wszystko określony czynnik predykcyjny czyli przewidujący możliwość reakcji na leczenia lub jej brak). Z drugiej strony są pacjenci, którzy na leczenie w ogóle nie zareagują - choroba będzie i tak postępować. Różne leki wykazały w badaniach różny odsetek pacjentów, którzy uzyskują z terapii wyraźna korzyść - najbardziej spektakularnych i szybkich odpowiedzi (częściowych lub całkowitych) onkolodzy oczekują przy terapii takimi lekami jak doustne inhibitory kinaz BRAF i MEK w terapii czerniaka z mutacją BRAF (dabrafenib+trametynib lub wemurafenib+kobimetynib), terapia skojarzona immunochemioterapią trastuzumab+pertuzumab+docetaksel w przerzutowym HER2-dodatnim raku piersi czy monoterapii anty-ALK (kryzotynib) u wąskiej grupy pacjentów z rakiem płuca z mutacją ALK.
    Ale w leczeniu paliatywnym chodzi głównie o to, by u pacjenta choroba stanęła w miejscu i nie postępowała przy akceptowalnej jakości życia. I taka strategia przyświeca leczeniu wieloma innymi lekami. Warto tu wspomnieć "lek Kory" czyli olaparyb, który opóźnia wystąpienie progresji raka jajnika po zakończeniu etapu chemioterapii. Wielu uważa, że powstanie programu terapeutycznego Polki zawdzięczają własnie walecznej piosenkarce.
    Podsumowując
    Innowacyjne terapie onkologiczne nie wyparły i nie wyprą chemioterapii, ale znakomicie z nią współpracują. Są nowotwory, gdzie w leczeniu wykorzystuje się wyłącznie leki, które z cytostatykami nie mają nic wspólnego. Wszystkie są bardzo drogie i stosowane w ramach tzw. programów terapeutycznych NFZ. Coraz więcej leków wykorzystuje zasadę "klucz do zamka" - można je stosować tylko u grupy chorych, którzy mają też "zamek".
    Mateusz Malik, lekarz.
    Zobacz inne artykuły z serii: A.B.C. ONKOLOGII
    *) mediana czasu przeżycia to moment na osi czasu, w którym nie żyje połowa obserwowanych pacjentów, którzy chorują/leczą się na daną chorobę

    Kot
    Zapraszamy na trzecią edycję naszego kursu!
    Jedyny w Polsce survivalowy kurs przygotowujący do pracy na SOR.
    + spotkasz doświadczonych lekarzy, którzy od wielu lat pracują na SOR
    + odkryjesz praktyczne algorytmy, wskazówki, triki jak radzić sobie w najczęstszych przypadłościach
    + poznasz aspekty prawne, organizacyjne i specyfikę pracy lekarza na SOR
    + dowiesz się jak uniknąć najczęstszych pułapek
    + nie popełnisz błędów, które popełnili inni
    + SOR przestanie już Cię przerażać

    Wiedza i umiejętności, które pozyskasz na naszym kursie przydadzą się także:
    > w POZ i NPL
    > na oddziale szpitalnym
    > w pogotowiu ratunkowym
    > na obstawach i podczas transportów medycznych
     
    Kiedy: 6-7 października
    Gdzie: Warszawa
    Ile: 1000 zł.   
    Możliwość wpłat ratalnych. 500 zł w ciągu 5 dni od rejestracji, 500 zł do 29 września.
     Zapisy: https://kursdantego3.konfeo.com/pl/groups
    Zapraszamy również na nasz fanpage na FB: https://www.facebook.com/kursyDantego/


    dr Mateusz Palczewski
    Od kilku dni w rodzinach, wśród znajomych i w pracy rozmawiamy o sytuacji małego Alfie Evansa. Po długim czasie u chłopca zakończono mechaniczne wspomaganie oddechu i mimo ciężkiej, choć nie do końca zdiagnozowanej choroby neurodegeneracyjnej nie doszło do niewydolności oddechowej, a chłopiec nadal żyje.
    Nadzieję daje możliwość przeniesienia Chłopca do Włoch, a ogromne wrażenie robi włączenie się w sprawę Papieża Franciszka. Entuzjazm i nadzieja są wielkie, ale i ogromna jest panująca złość.
    Co wiemy o chorobie i stanie Alfiego? Czy naprawdę można lekarzy i sędziów z UK podejrzewać o złą wolę? Chyba cały świat obecnie życzy Alfiemu zdrowia. Tylko jakie jest dla niego obecnie najlepsze wyjście? Wydaje mi się, że trudno nam to oceniać z takiej odległości. W poszukiwaniu medycznych danych o stanie i o chorobie Alfiego znalazłem informację, że jego mózg doznał katastrofalnego uszkodzenia tkanki mózgowej (portal Express.co.uk - trudno mi ocenić wiarygodność). Nadal niewiele, choć brzmi bardzo poważnie.
     
     
    Nigdy nie zapomnę przypadku ciężarnej Pacjentki, u której nienarodzonego jeszcze dziecka wykryto rozległe zmiany w śródmózgowiu. Rokowania dla dziecka były bardzo poważne. Kobieta usłyszała wszystkie możliwe scenariusze i propozycje dalszego postępowania: przerwanie ciąży lub poród wraz z terapią wszystkimi dostępnymi metodami, a także poród i obserwacja czy dziecko podejmie wolę walki, czy będzie miało choćby odruch samodzielnego oddychania. Samo wysłuchanie przez Pacjentkę tych alternatyw było dla niej ciężkie i okraszone potokiem łez. Decyzja jeszcze trudniejsza. Wyglądało jednak, że Pani zaznała krzty spokoju w ostatnim wyjściu - dziecko miało się urodzić i zacząć oddychać lub odejść w spokoju i komforcie.
    Które rozwiązanie wybrano dla Alfiego? Intuicja podpowiada mi, że to trzecie. A może jednak pierwsze i wybrano dla niego śmierć, choć nie była ona konieczna? Nie wiem. A czy Wy wiecie?
     
     
     
    Wydaje mi się, że to co na pewno możemy zrobić to modlić się o najlepsze dla Chłopca rozwiązanie. Zdecydowanie mniej pewny jestem czy możemy  negatywnie ocenić lekarzy zajmujących się nim. Czy oby na pewno chcą dla niego źle? Tylko dlaczego Alfie nie jest żywiony? Czy nie poddano się zbyt łatwo? Co czują Rodzice? Czy powinni dostać szansę próby leczenia dziecka poza Anglią? Czy jest szansa na cud? Może zawsze w takich sytuacjach powinniśmy na niego liczyć? Czy tu w ogóle są jakieś łatwe i pewne odpowiedzi?
    Bądźmy razem z Alfiem! Niech stanie się dla niego to co najlepsze!
    Czytelników, szczególnie Lekarzy, ale i wszystkich Medyków, zachęcam do rzeczowej dyskusji poniżej. Obyśmy potrafili coś dobrego wynieść z tej jakże trudnej lekcji.
    Mateusz Palczewski, lekarz

    Newman
    Agresja słowna.
    Agresja fizyczna.
    Groźby i zastraszanie.
    Ignorowanie zasad.
    Utrudnianie wykonywania obowiązków służbowych.
    Oczernianie i budowanie negatywnego wizerunku.
    Brak okazywania elementarnego szacunku.
    To tylko niektóre ze zjawisk, które dotykają lekarzy ze strony... pacjentów. Nie będzie nic fałszywego w tezie, że problem niewłaściwego traktowania pracowników ochrony zdrowia przez jej beneficjentów nasila się z roku na rok.
    Tło dramatu
    Żyjemy w dobie doktora Google i głębokiej dewaluacji instytucji lekarza w społeczeństwie. Jesteśmy świadkami cywilnego „polowania” na błędy medyczne, nie tak dawno także rządowej nagonki na „doktora-śmierć”, a o medykach można wyrazić subiektywną opinię nie tylko znajomemu przed gabinetem, ale też całkowicie anonimowo za pośrednictwem portali typu znany lekarz.
    Ciekawe zjawisko następuje na styku zarówno pokoleń polskich lekarzy, jak i pokoleń polskich pacjentów:
     
    Powojenne pokolenie lekarzy przekazało adeptom medycyny szczególny etos: szacunek dla mistrzów i ich spuścizny, silną hierarchię, potrzebę bezinteresowności i wysoce etyczny kodeks zachowania wobec pacjenta. Tak edukowane drugie pokolenie przeszło z gospodarki niedoborowej i centralnie sterowanej w erę finansowych reform, a zderzenie z nimi okazało się dla wielu bolesne. Trzeciemu pokoleniu wskazało zatem w dużym stopniu egoizm jako drogę do zawodowej realizacji (na czele z emigracją zarobkową). Obecnie medyczne pokolenie aktywnie korzystające z rewolucji cyfrowej i głośno, w sposób zorganizowany domagające się zmian jest też pokoleniem które przedkłada zespół ponad hierarchię oraz nie ma problemu z tym, że praca w medycynie służy do zarobkowania.
    Zdumienie budzi też ewolucja stosunku pacjentów do lekarzy. Powojenne pokolenie wyrosło w głębokim szacunku dla przedstawicieli „białych zawodów”, a w niektórych miejscach Polski wciąż lekarz rodzinny oprócz proboszcza i wójta jest jednym z autorytetów. Pokolenie dzieci PRL wzrastało w czasach wszechobecnej korupcji, traktowania pacjentów i ich rodzin z góry (patrz słynna scena z Pora umierać), a reformatorski zapał polityków lat 90-tych dodał tylko poczucia nieprzewidywalności. Pokolenie pacjentów współczesnych 20-, 30-latków, co potwierdzi każdy praktykujący współcześnie właściciel PWZ lekarza czy pielęgniarki, to jedna z najbardziej roszczeniowych grup w Polsce (tzw. „bomisie”, od powtarzanego wciąż „bo mi się należy...”).
    Akt I. Kim jest lekarz, kim jest pacjent?
    Stoimy przed dokonanym faktem: państwo przewartościowało sztukę lekarską i abstrahując od szczególnej relacji terapeutycznej nazywa w ustawie lekarza świadczeniodawcą, a pacjenta świadczeniobiorcą, sprowadzając zakłady opieki zdrowotnej do roli punktów usługowych. Niejako potwierdzeniem takiego stanu rzeczy jest galopująca komercjalizacja medycyny, do której przyczynia się duży popyt starzejącego się społeczeństwa, rosnąca świadomość obywateli, postęp techniczny, trudności z finansowaniem zdrowia przez państwa narodowe, ale też opisywana wyżej zmiana mentalności białego personelu i pacjentów.
    Akt II. Prawo do zdrowia.
    Konstytucyjne prawo Polków do ochrony zdrowia (Art. 68) jest przez polityków rozumiane opacznie i w związku z tym Polacy mają prawo na papierze, a nie w rzeczywistości. Ta konfrontacja już rodzi konflikt. Pacjenci nie mają wiedzy, gdzie i jak swoich praw się domagać (NFZ i Ministerstwo Zdrowia nie są bynajmniej zasypywane tonami listów ze skargami i roszczeniami pacjentów).
    Kwiatkiem do kożucha w całej tej sytuacji jest specyficzna dla Polski instytucja Rzecznika Praw Pacjenta, który ma być na poziomie centralnym, regionalnym, jak i większości dużych ośrodków zdrowia (Pełnomocnik ds Pacjentów) adresatem wyrazów niezadowolenia i obrońcą leczącej się jednostki przed trybami bezdusznego systemu. Czy tak się dzieje w praktyce?
     
     
     
    Państwo polskie stworzyło sytuację, w której szpitale, aby przetrwać (niestety nie, aby się rozwijać) konkurują między sobą o wybrane grupy pacjentów. Konkurują na szczęście coraz częściej jakością, ale wciąż do klasycznych sposobów należy polityczne pompowanie środków dla „swoich”, odbieranie jednym, a dawanie innym procedur przez nieprzychylnych konsultantów, blokowanie miejsc szkoleniowych, podbieranie pracowników czy tworzenie czarnego PR w mediach. Smutna rzeczywistość.
    Rzecznik/Pełnomocnik jest więc często listkiem figowym przykrywającym niedobory kadrowe, atmosferę pośpiechu, brak umiejętności miękkich pracowników stykających się na co dzień z pacjentami, brak przejrzystej informacji czy wreszcie brak środków na podstawowe procedury i w konsekwencji kolejki. Dodatkowo naturalny stres wynikający z zagrożenia dobrostanu/ zdrowia/ życia zaognia każdy problem, a to już prosta droga do „eksplozji”.
    Akt III. Kulminacja emocji.
    Sytuacja autentyczna, jakich wiele: Pracownia USG w wojewódzkim szpitalu. Lekarka przeprowadza jedno z 20 planowych tego dnia badań. W ciągu zmiany powinno się robić 18 badań, ale w rejestracji dopisano „ekstra” 2 pilne osoby. Po zakończeniu jednego z badań, do gabinetu wchodzi około 50-letni mężczyzna i oświadcza, że już od 40 minut czeka na swoje badanie. Lekarka informuje, że czas przeznaczony na badanie jednego pacjenta jest z założenia niewystarczający, że wszyscy zaplanowani pacjenci zostaną przyjęci według kolejności z tzw. wokandy i prosi o cierpliwość oraz pozostawienie w skierowania na badanie u pani rejestratorki. Pacjent oświadcza, że nie ma skierowania, bo nie dostał. Lekarka pyta, skąd był kierowany na badanie i dowiaduje się, że z przyszpitalnej poradni. Mówi, że nie może wykonać badania bez skierowania, bo szpital za taka procedurę nie dostanie środków, nawet pomimo że mężczyzna jest na liście. Ale aby podszedł do poradni, która go kierowała i poprosił o ponowne wystawienie skierowania. Pacjent, podwójnie zirytowany, ewidentnie nie mając ochoty na wycieczkę do poradni pyta „Więc nie zrobi mi Pani tego badania?” Lekarka zgodnie z prawdą odpowiada, że nie ma takiej możliwości. Mężczyzna bez słowa wychodzi, trzaskając drzwiami.
    Specjalnie nie podaję tu skrajnej historii (z pobiciem czy wyzwiskami), ale taką wersje niby-lite. Nie ulega wątpliwości skandaliczne i absurdalne zachowanie pacjenta (o tym niżej). Skupię się jednak na sytuacji, w jakiej znajduje się nasza lekarka. Wobec kogo pani doktor ma w całej tej sytuacji zachować się nie w porządku? (pytanie retoryczne wielokrotnego wyboru):
    Wobec pozostałych czekających w kolejce pacjentów? (bo przedłużająca się rozmowa zabiera innym pozostały czas badanie) Wobec rzeczonego pacjenta? (bez tłumaczenia wypraszając go z gabinetu) Wobec swojej rodziny? (siedząc po pracy 45 minut dłużej niż wynika to z jej zatrudnienia) Wobec swojego pracodawcy? (wysyłając pacjenta do dyrekcji z tekstem - „może pan napisać skargę”) Odpłacić się swoim kolegom, którzy nie dopilnowali skierowania i nie poinstruowali właściwie pacjenta? (sugerując pacjentowi niekompetencję lub zaniedbanie lekarza z poradni) A może wobec siebie samej? Albo badając pacjenta bez skierowania dla tymczasowego „świętego spokoju” lub w dobrej wierze, albo robiąc wszystkie badania w przewidzianym grafikiem czasie, czyli szybko i niedbale? Przed takim "dylematem" staje codziennie wielu z nas.
    Pacjent w omawianej sytuacji pokazał, jaki ma stosunek do przyjmującej w gabinecie absolwentki sześcioletnich studiów, doświadczonej i z ukończonym kursem w zakresie ultrasonografii, przedstawicielki zawodu zaufania publicznego i osoby, która może mu pomóc być zdrowszym. Potraktował panią doktor z pogardą, opryskliwie, jak parobka. Czy postąpiłby podobnie w Urzędzie Skarbowym czy na komisariacie? Śmiem wątpić. 
     
     
     
     
     
     
    To właśnie przedstawiciele zawodów medycznych są świadkami nieproporcjonalnych, przyprawiających o zdumienie reakcji pacjentów. Może jest tak, że skumulowane emocje przelewają się właśnie na lekarza i personel pielęgniarski, jako ostatnie ogniwo szpitalnego lub poradnianego łańcucha (portiernia -> szatnia -> rejestracja -> laboratoria, pracownie diagnostyczne -> odległe wędrówki po korytarzach). Ale to nie tłumaczy żadnych skandalicznych zachowań.
    Znamienne są sytuacje, gdy bierna agresja przybiera formę "sprawdzę go/ją": Pacjenci świadomie nie dostarczają wcześniejszych wyników badań, dokumentów, nośników z danymi medycznymi, bo sądzą, że lekarz zasugeruje się nimi czy "ściągnie" z poprzedniego opisu. Absurdalne podejście niesie negatywne konsekwencje dla samego pacjenta (niewłaściwa diagnoza, niepewność), jak i dla systemu (konieczność powtarzania badań), ale przede wszystkim jest dowodem dramatycznego spadku zaufania.
     
     
     
    Zarówno lekarz, jak i pacjent są ludźmi, mają swoje emocje i prawo do nich. Ale umowa społeczna zakłada, że ludzie między sobą nie powinni używać agresji i nawet w sytuacji konfliktowej załatwiać sprawy z należnym sobie szacunkiem, zgodnie z zasadą „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Co zatem sprawia, że tyle negatywnych zachowań wymienionych w pierwszym akapicie ma miejsce w placówkach ochrony zdrowia?
    Akt IV. Upadek.
    Zawód lekarza przeszedł niesłychaną wręcz przemianę wizerunkową. „Bogowie” w ciągu kilku dekad stali się chłopcami i dziewczynkami do bicia. Wiele czynników złożyło się na ten anty-awans społeczny. Doza ludzkiej zazdrości i powszechnego dziś anonimowego hejtu, kilka kompromitujących afer z kręgu korupcji i oraz żerowania na ludzkim nieszczęściu, w które zamieszani byli ludzie ze świata medycyny, narastające rozwarstwienie finansowe i rozdźwięk między dostępnością świadczeń a wynagrodzeniem garstki najlepiej zarabiających lekarzy-biznesmenów, brak rzeczowej informacji o medycynie (szczepienia, badania kliniczne, zdrowie reprodukcyjne) w środkach komunikacji społecznej, negatywny przekaz ze strony polityków, niedobór skutecznych szkoleń dla lekarzy w zakresie komunikacji z pacjentami i reagowania w sytuacjach stresowych. Do tego czarno-biały przekaz medialny, szczególnie w mediach brukowych, gdzie lekarze albo są wybitni i kochani albo są ostatnimi konowałami i traktują ludzi jak zwierzęta. Tertium non datur.
    Nade wszystko dezorganizacja systemu ochrony zdrowia powoduje, że pacjencji z lekkimi lub średnio poważnymi przypadłościami zamiast do Podstawowej Opieki Zdrowotnej trafiają od razu na „Ostry dyżur”, który w wersji SOR lub NPL jest areną najbardziej spektakularnych przykładów agresywnych zachowań wobec medyków.
    Akt V. Na ratunek.
    Mało kto wie, że w 2010 roku w Naczelnej Izbie Lekarskiej utworzone zostało Biuro Praw Lekarza. Podstawowym zadaniem Rzecznika Praw Lekarza jest występowanie w obronie godności zawodu lekarza i obrona zbiorowych interesów lekarzy. W każdej okręgowej izbie jest także rzecznik okręgowy, którego rolą jest pomoc w indywidualnych przypadkach. Na stronie NIL można odnaleźć wzory pism takich jak zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa wobec lekarza korzystającego z ochrony właściwej dla funkcjonariusza publicznego oraz prywatnego aktu oskarżenia (dot. zniesławienia) czy zgłoszenia nadużycia na portalu internetowym oraz żądania usunięcia wpisu zamieszczonego na stronie internetowej.
    Szanowne koleżanki i koledzy - mamy nawet coś takiego jak System MAWOZ (Monitorowanie agresji w ochronie zdrowia), który został utworzony przez Naczelną Izbę Lekarską i Naczelną Izbę Pielęgniarek i Położnych w celu umożliwienia lekarzom i pielęgniarkom zgłaszania przypadków agresji w miejscach pracy.
     
     
    Gdyby lekarze częściej korzystali z tych narzędzi z pewnością wpłynęłoby to przynajmniej na część nazbyt krewkich pacjentów (jak mandaty w pewnym stopniu ograniczają agresję na drogach). Oczywistym jest, że systematyczne i systemowe rozwiązywanie problemów systemu ochrony zdrowia będzie fundamentalnie ograniczać przyczyny agresji.
    Jednak to także od nas samych, lekarzy, trzeba zaczynać zmiany na lepsze. Nie tylko poprzez budowę prawdziwego i pozytywnego przekazu medialnego, co ma miejsce za sprawą wyjścia z ukrycia tysięcy młodych ludzi zwanych rezydentami. O naszej gotowości do zmierzenia się z agresją w ochronie zdrowia będzie świadczyć liczba chętnych na kursy i warsztaty w zakresie komunikacji interpersonalnej organizowane przez lekarzy dla lekarzy. Przed nami jeszcze wiele pracy.
    Mateusz Malik, lekarz


    Kot

    Kurs Dantego - druga edycja!

    Przez Kot, w Patronaty,

    Jest mi niezmiernie miło poinformować, że uruchamiamy drugą edycję Kursu Dantego - kursu przygotowującego do pracy w SOR.
    Kiedy?: 9 - 10 czerwca 2018 (sobota-niedziela) - Początek o 9:00 w sobotę, koniec około godziny 18-19 w niedzielę.
    Miejsce: Centrum Konferencyjne Golden-Floor w budynku Millenium Plaza al. Jerozolimskie 123A na 26 piętrze.
    Zapisy na stronie: https://kursdantego2.konfeo.com/pl/groups
    Zapraszamy również na naszą stronę na FB: https://www.facebook.com/kursyDantego/
    Cena: 1000 zł
    Dlaczego tak drogo?
    Ponieważ w cenie kursu dostajecie:
    1) certyfikat z punktami edukacyjnymi 2) materiały kursowe (wydrukowane prezentacje, algorytmy praktyczne, spis literatury, opisy zabiegów) 3) nielimitowane przerwy kawowe (woda, soki, kawa, ciastka) 4) obiad w sobotę i niedzielę 5) przestronną, nowoczesną i kompleksowo wyposażoną salę z pięknym widokiem 6) opiekę merytoryczną naszych instruktorów. Przez rok po kursie przez 24h/7 dni w tygodniu. Jeśli na dyżurze natraficie na problem z pacjentem to będziecie mogli uzyskać poradę przez telefon. 7) I najważniejsze! Kurs zostanie rozszerzony o warsztaty praktyczne. Będziecie mogli przećwiczyć umiejętności, które naszym zdaniem są na SOR niezbędne: a) intubacja, maska krtaniowa, rurka nosowo-gardłowa - ćwiczenia na fantomie;
    b ) pokaz mechanizmu powstawania odmy prężnej na preparacie odzwierzęcym, odbarczenie odmy opłucnowej na fantomie oraz pokaz jedynych skutecznych opatrunków wentylowych;
    c) zastosowanie materaca próżniowego, deski i kołnierza, czy zawsze są niezbędne?;
    d) konikotomia ratunkowa - ćwiczenia na preparatach odzwierzęcych;
    e) szybkie badanie urazowe;
     f) bezpieczna defibrylacja z minimalizowaniem przerw w uciskaniu klatki piersiowej;
     g) ćwiczenia z użycia opaski uciskowej (stazy taktycznej);
     h) tamowanie krwotoku metodą wound packingu.


    Nefer
    Coraz więcej słońca, rozkwitające pierwiosnki i krokusy... Wiosna. A mnie wczesnowiosenna aura skłoniła do refleksji nad ubiorem kolegów i koleżanek po fachu. Wiem, że będąc lekarzem nie wypada interesować się modą. Rozumiem, że nie ma czasu na zgłębianie trendów i dopasowywanie koloru apaszki do paska od zegarka. Tylko dlaczego zapominamy o elementarnych zasadach dotyczących wyglądu?
    O ile wśród kolegów po fachu nie jest jeszcze najgorzej, to doświadczenia z wyglądem studentów medycyny mam jak najgorsze. Jeśli chodzi i znajomość zasad estetycznego wyglądu wśród studentów medycyny chyba osiągnęliśmy dno. Ściślej rzecz biorąc - mam nadzieję, że gorzej już być nie może.
    Skąd u mnie tak jednoznacznie negatywne opinie? Z doświadczenia. Jedna dziewucha (przepraszam za zgrubienie) potrafi popsuć wizerunek całej grupy studenckiej, a nawet całego wydziału. Czyja to wina? Nasza - starszych kolegów i prowadzących zajęcia? Pamiętam z czasów studiów jak profesor wyrzucał z zajęć za zbyt ozdobne kolczyki lub brak elementarnej higieny. A obecnie? Nie wyrzuciłam z zajęć dziewczyny z brudnymi, pokrytymi resztkami lakieru paznokciami u stóp, w podartych klapkach. Nie wyrzuciłam z zaliczenia studenta w poszarpanych jeansach do kolan, mimo negatywnych komentarzy ze strony uczestniczących w zaliczeniu pacjentów.
    W moim głębokim przekonaniu student medycyny powinien dowiedzieć się w domu rodzinnym jak powinno się schludnie wyglądać i dbać o higienę. Dlaczego tego nie wie? Tu pojawić się może wywód z pogranicza socjologii, etyki i filozofii. Pójdę jednak na skróty...

    Poradnik stylu dla lekarzy i studentów medycyny.
    Dla studenta i medyka - zasady ogólne
    Na zajęcia (do szpitala) przychodzimy zawsze umyci i po użyciu dezodorantu. Czyste muszą być włosy, zęby i paznokcie. Co ważne zęby wyleczone - bo i z tym bywa różnie. Widoczne braki w uzębieniu u młodego adepta sztuki medycznej? Niedopuszczalne!
    Perfumy: jak najbardziej na tak, jednak małe ilości (jeden „psik”) oraz koniecznie zapachy o małej projekcji i bez tzw. „ogona”.
    Włosy: muszą być uczesane i spięte. Fryzura „na topielicę”, tak obecnie modna wśród dziewcząt nie jest odpowiednia do szpitala. Polecam wszelkie upięcia i warkocze. Ładne to, praktyczne i jakże dziewczęce.
    Zarówno włosy jak i zarost u panów muszą być zadbane, przycięte. Wysoce niewskazane są wszelkie ekstrawagancje. Nigdy nie będzie wyglądał elegancko i profesjonalnie medyk z zielonymi włosami lub ogoloną połową głowy. Fryzury wybieramy klasyczne, kolor włosów możliwie naturalny. Zarówno mężczyzna i kobieta z bardzo długimi włosami nie będzie wyglądać schludnie.
    Paznokcie: obcięte krótko; zabronione hybrydy i inne wynalazki. Są inne zawody pozwalające na emanację swojej osobowości na płytkach paznokci - zawsze można z bycia lekarzem zrezygnować
    Makijaż: podkład, puder, tusz do rzęs, ewentualnie mało widoczna szminka są jak najbardziej dopuszczalne. Studentki z wulgarnymi czerwonymi lub czarnymi ustami na zajęciach? Nie do przyjęcia.
    Strój „prywatny” - czyli to co pod fartuchem lub poza zajęciami klinicznymi: ubranie czyste, uprasowane, dostosowane rozmiarem oraz do pory roku (bose stopy w zimie naprawdę nie wyglądają dobrze). Ideałem jest strój możliwie uproszczony, bez koronek, aplikacji, falban czy przetarć.
    Ważny szczegół - skarpety: w neutralnym dopasowanym do spodni kolorze. Do jasnego stroju szpitalnego mogą być białe, gładkie, nierzucające się w oczy. Nie zakładamy frotowych skarpet w pieski i świnki. Kabaretki także nie pasują do wizerunku lekarki.
    Fartuch: czysty, biały, uprasowany. Obuwie: czyste, neutralny kolor bez widocznych oznak zniszczenia.
    Biżuteria: na rękach jedynie zegarek, kolczyki przy uchu, dopuszczalne są niewielkie naszyjniki. Zawsze lepiej wygląda biżuteria szlachetna, ewentualnie małe perełki. Duże bransolety, pierścionki, wielkie wisiory oraz kolczyki w innych częściach ciała niż uszy - zostawiamy na inne okazje.
    Niedopuszczalne są tatuaże w widocznych miejscach, strój wyzywający, wulgarny, podarty, zawierający kontrowersyjne treści czy obrazy.
    * Nie nosimy do szpitala koszulek z wielkim nadrukiem „trupiej czaszki”pod rozpiętym fartuchem (prawdziwy przykład 37-letniej pani doktor, internistki z doktoratem pracującej w szpitalu klinicznym).
    Strój na egzamin/zaliczenie
    Mężczyźni: garnitur + biała koszula. Krawat, kamizelka lub mucha nie są konieczne. Dopuszczalne są spodnie od garnituru i koszula. Buty czyste - półbuty w kolorze czarnym. Czarne skarpetki! Zabronione jest obuwie czy strój sportowy.
    Kobiety: spodnie, spódnica lub sukienka - nie krótsze niż do kolana w ciemnym kolorze. Biała bluzka. Generalnie paleta dopuszczalnych barw jest dość szeroka - czarny, granat, szarości, biele a nawet błękity czy beże. Strój nie może być prześwitujący, odkrywający bieliznę, posiadający duży dekolt. Konieczne są cieliste rajstopy i zakryte buty (nie mają tu prawa bytu sandały, klapki czy adidasy). Dopuszcza się pantofle bez pięty. Raczej niski obcas niż szpilki lub koturny.
    Zasady dotyczące makijażu, fryzury i biżuterii jak wyżej.
    Do stroju na zaliczenie kobieta powinna dobrać odpowiednią torebkę - małą lub średnią, ze skóry. Nie pasuje tutaj podarty płócienny worek z naszywkami pamiętający czasy nastoletniego buntu właściciela.
    Strój do szpitala - konkrety
    Jeśli chodzi o praktyczne przykłady to studentkę widzę na zajęciach klinicznych w długich dopasowanych spodniach lub spódnicy do kolan, do tego bluzka z materiału (nie T-shirt) najlepiej z krótkimi rękawami. Wygodnym rozwiązaniem jest też sukienka rozszerzana do kolan. Na to biały fartuch do kolan (nie bluza) oraz białe skórzane klapki lub baletki. Dobrze wyglądają także długie spodnie od fartucha (białe, błękitne, zielone, różowe) i biały krótszy fartuch. Spodnie można zastąpić białą prostą spódnicą „fartuchową” do kolan.
    Student powinien zakładać gładkie spodnie (jeśli jeansy to bez dziur, ściągaczy itp., możliwie jak najprostsze), bluzka gładka lub koszula (tutaj dobrze wygląda biały gładki T-shirt). Fartuch i obuwie szpitalne - zasady jak u koleżanek. Generalnie pod fartuch polecam gładkie jasne stroje, bo prześwitujące spod fartucha wielobarwne wzory psują wrażenie czystości i schludności. W mojej opinii wszelkie scrubsy w kwiatki, ptaszki i motylki nie nadają się dla studenta na zajęcia. Pasują tylko chirurgowi dziecięcemu, ale to subiektywna i mało popularna opinia.

    W obronie białego fartucha.
    Ze zdziwieniem obserwuję jak lekarze rezygnują z atrybutu swojego zawodu. Wybierają odzież chirurgiczną lub fartuchy w kolorze szarym, granatowym lub fioletowym. Ja noszę zawsze biały fartuch i tak zostanie. Dlaczego?
    Po pierwsze, jak wspomniałam, jest to atrybut lekarza. Pełni już nie tylko funkcję odzieży ochronnej która, w pierwotnym założeniu, miała chronić prywatny strój lekarza przed zabrudzeniem wydzielinami oraz kontaminacją drobnoustrojami. Odróżnia nas od innych zawodów w tym medycznych (np. ratowników) oraz od pacjentów. Jest to swego rodzaju uniform, nadający nam powagi. Biały fartuch wygląda schludnie, profesjonalnie, elegancko. Biel kojarzy się z czystością, uczciwością, prawością. Na białym fartuchu widać najmniejsze zabrudzenie co wymusza jego częstą zmianę i pranie.
    Innym powodem są względy praktyczne - podczas badania przedmiotowego w świetle dziennym, różowy lub granatowy strój lekarza rzuca poświatę - odblask na skórę pacjenta, co może zakłócić właściwą ocenę np. zmian skórnych.
    Na koniec usprawiedliwienie: powyższy poradnik jest czysto subiektywny. Wykorzystuję tylko częściowo zasady dotyczące stroju formalnego, możliwie upraszczając dobór stroju zarówno zapracowanemu lekarzowi jak i niewyspanemu studentowi. Pamiętajmy tylko, że w szpitalu jesteśmy stale obserwowani przez innych lekarzy, ale przede wszystkim przez pacjentów. Lekarz to w pewnym sensie, eksponowane stanowisko, dlatego nie zaniedbujmy, proszę, naszego wizerunku.
    PS. Ostatnio modne stroje sprzed lat wracają do łask, kto wie... 

    Lek. Beata Tomaszewska, specjalista chorób wewnętrznych

    Kot
    Szpitalny Oddział Ratunkowy jest przez wielu lekarzy postrzegany jako piekło. Najcięższy oddział, natłok pacjentów, ciągłe konflikty, konieczność podejmowania szybkich i trafnych decyzji, wymagających wielospecjalistycznej wiedzy, dużo stresu, awantury, agresja to tylko niektóre z długiej listy minusów tego miejsca.
    Wielokrotnie spotykam się z opiniami lekarzy, że nikt nie chce pracować na SOR. Wielu moich znajomych powtarza, że nigdy w życiu tam nie pójdzie do pracy.
    Przez wiele lat pracowałem na SOR i znam go od podszewki. Zdobyłem unikalną wiedzę i doświadczenia. Teraz chcę podzielić się nimi z innymi lekarzami. Dlatego opracowałem jedyny w Polsce, unikalny, survivalowy kurs przygotowujący do pracy na SOR.
    Na Kursie Dantego:
    + spotkasz doświadczonych lekarzy, którzy od wielu lat pracują na SOR
    + odkryjesz praktyczne algorytmy, wskazówki, triki jak radzić sobie w najczęstszych przypadłościach
    + poznasz aspekty prawne, organizacyjne i specyfikę pracy lekarza na SOR
    + dowiesz się jak uniknąć najczęstszych pułapek
    + nie popełnisz błędów, które popełnili inni
    + SOR przestanie już Cię przerażać
    Kiedy: 12-13 maja - dwa dni intensywnych zajęć
    Gdzie: UWAGA! ZMIANA MIEJSCA KURSU: nowe miejsce to Centrum Konferencyjne Golden-Floor w budynku Millenium Plaza al. Jerozolimskie 123A na 26 piętrze. http://www.goldenfloor.pl/centrum/golden-floor-plaza/
    Koszt: 600 zł
    Formularz zgłoszeniowy: https://kursdantego.konfeo.com/pl/groups
    Znajdziesz nas również na Facebooku!
    Wiedza i umiejętności, które poruszamy przydadzą się także:
    > w POZ i NPL
    > na oddziale szpitalnym
    > w pogotowiu ratunkowym
    > na obstawach i podczas transportów medycznych
    Program szkolenia:
    SOBOTA 12 maja 2018 roku
    9:00 Rejestracja, powitanie, przygotowanie, sprawy organizacyjne
    1) SORowiec idealny - jaki powinien być każdy lekarz pracujący na SOR
    2) Prawne i organizacyjne aspekty pracy w SOR - jak to wszystko działa?
    3) Specyfika lekarskiej pracy w SOR - czym różni się od pracy na zwykłym oddziale?
    4) "Życie na zderzaku" – konflikty w SOR
    5) Choroby kardiologiczne cz I
    6) Choroby kardiologiczne cz II
    7) Duszność + Infekcje
    LUNCH
    8) Ból brzucha - prosty algorytm postępowania
    9) Zasłabnięcie, utrata przytomności
    10) Alkohol i zatrucia czyli codzienność każdego lekarza SOR
    11) Zaburzenia neurologiczne - od udaru mózgu do rwy kulszowej
    20:00 Koniec pierwszego dnia, sprawy organizacyjne

    NIEDZIELA 13 maja 2018 roku
    9:00 Początek kursu
    1) Resuscytacja w SOR - niezbędna umiejętność
    2) Stary człowiek na SORze + Kobieta w ciąży
    3) Krwawienie z przewodu pokarmowego - ulubione rozpoznanie ZRM
    4) Mała chirurgia
    5) Urazy głowy, klatki piersiowej, brzucha i kończyn cz I
    6) Urazy głowy, klatki piersiowej, brzucha, kończyn cz II
    LUNCH
    7) Uraz wielonarządowy - jak robią to wojskowi?
    16:00 Zakończenie kursu, rozdanie certyfikatów, sprawy organizacyjne

    Newman
    Czas się skonsultować z chirurgiem z pobliskiego szpitala, a telefon w dyżurce nie odpowiada. Co robisz? Dzwonisz z prywatnej komórki na prywatny numer... Albo: pokazujesz rodzinie zdjęcia na smartfonie: tu ciocia, tam babcia z wnukiem, wyjazd nad morze, piesek sąsiadów, ... martwica stopy u twojego pacjenta... o, przepraszam, to z pracy.
    Czy tak musi wyglądać medyczna rzeczywistość?
    Era powszechnych telefonów komórkowych (nie chce się wierzyć) to raptem ostatnie 15 lat, a smartfon w kieszeni przeciętnych Polki i Polaka to dzieło ostatnich niecałych 10 lat! Nikt społeczeństwa wcześniej nie przygotował na błyskawiczny dostęp do aparatu, kamery, dyktafony, telefonu, kalendarza, komunikatora tekstowego, całej sieci Internet, bankowości, odtwarzacza wszelakich mediów, map, bogatej oferty rozrywki w jednym urządzeniu, które można w każdej chwili wyciągnąć z kieszeni. To się po prostu wydarzyło, a ludzkość odkrywa wciąż mniej lub bardziej rozsądne metody używania telefonów komórkowych. I różnie radzi sobie z kontrolowaniem bezpieczeństwa informacji. Problem dotyczy właściwie każdej grupy zawodowej, bo jedynie w kilku branżach posiadanie prywatnego smartfona w pracy jest zakazane lub ograniczone.
    Nie będzie to artykuł o scrollowaniu fejsa za plecami pracodawcy. Proponuję raczej refleksję nad tym, do czego posuwamy się korzystając z prywatnego urządzenia w miejscu pracy i jakie to niesie dla nas zagrożenie.
    1. Rozmowy (nie)kontrolowane.
    Niegdyś było normą, że jakiekolwiek połączenie wychodzące z firmy wykonywało się telefonem stacjonarnym, a biling był niezawodnym sposobem kontroli i weryfikacji kto, jak długo i do kogo dzwonił. Do dziś na szczęście instytucje publiczne są najlepiej stelefonizowanymi miejscami, aby obywatel mógł sobie wykręcić jakiś numer. Normą w przedsiębiorstwach usługowych staje się jednak obecność służbowych komórek, czego w Polskich szpitalach jakoś wciąż nie widać (poza anestezjologiem, gońcem i czasem lekarzem SOR). Tym sposobem właściwie każdy pracownik szpitala wykonuje dziennie od kilku do kilkuset służbowych połączeń prywatnym telefonem. Robi to z wygody? lenistwa? konieczności? - przyczyny są różne, ale trudno nazwać to zjawiskiem normalnym. Poza tym jest jeszcze prawny aspekt: udokumentowany w szpitalnym rejestrze połączeń kontakt z pacjentem, jogo rodziną czy ośrodkiem referencyjnym może być istotny w procesie.
    Czy zastanowiło Cię kiedyś ile środków podarowałeś swojemu pracodawcy korzystając ze swojego abonamentu/pakietu minut? A może prosiłeś kiedyś o służbowy telefon? Nie? No tak, przecież służbowy trzeba zawsze odbierać...
    2. "Pracowy WhatsApp".
    Zjawisko kilku ostatnich lat: Nic tak dobrze nie ułatwia i przyspiesza komunikacji w zespole, który pracuje w różnych miejscach szpitala jak grupa "Praca", "Oddział" czy inne tam "Złote misie" w aplikacji WhatsApp, do której dołączone są numery kom. całego zespołu. Czasem służy wyłącznie celom informacyjnym, ale ma też wybitną wartość integracyjną i wzmacnia więzy międzyludzkie dzięki wrzucaniu memów, przemyśleń czy zabawnych aluzji. A są także miejsca, gdzie WhatsApp stanowi podstawowe forum komunikacji w takich sprawach jak ustalanie grafiku na kolejny miesiąc czy wzajemne konsultacje... Problem pojawia się, gdy lekarz/pielęgniarka wraca do domu, a wraz z nimi praca zaklęta w nawrotowych... powiadomieniach. Potrafi to nieźle wkurzać.
    Twój psychiatra radzi: zostawiaj pracę w pracy
    3. Ciekawy przypadek medyczny - zróbmy fotkę...
    Zmora lekarskich smartfonów. Galeria zdjęć, a tam wśród portretów żony, męża, dziecka spotkać można: otwarte złamania, pięknie zszyte rany, ropiejące guzy piersi, nietypowe przerzuty, kiłową zmianę pierwotną, dermatologiczne cacka, zdjęcie zdjęcia TK z guzem mózgu, czyjeś niekompletne wnętrzności i inne warte uwiecznienia "unikalne przypadki medyczne". Pół biedy, gdy jest to plan amerykański z niepowtarzalnym tuptusiem z SOR idealny na mema czy też selfie z zakrwawionym kolegą z pracy, ale prezentowanie (nawet przypadkowe) służbowych zdjęć przy rodzinnym obiedzie jest po prostu niesmaczne. Jest tez aspekt prawny i etyczny fotografowania pacjentów za pomocą prywatnego aparatu - wynoszenie takich zdjęć poza szpital jest lekceważeniem ochrony danych pacjenta i jego prywatności.
    Nie polecamy, nawet jeśli masz iPhona8 i jesteś niespełnionym portrecistą. Zmuś swego pracodawcę, by zainwestował w oddziałowy aparat lub tablet. Pamiętaj: happens in Vegas, stays in Vegas.
    4. "Doktorze, da mi Pan swój numer. Mi żaden profesor nigdy nie odmówił..."
    Zasada jest prosta - prywatnego numeru telefonu pacjentom się nie podaje. Kto tak robi, jest bezmyślny i nieodpowiedzialny. Do chorych nie dzwoni się z prywatnego telefonu, chyba, że numer jest zastrzeżony. A co jeśli ktoś prowadzi prywatną praktykę, wizyty domowe, pracuje w hospicjum? Powinien mieć drugi numer lub kartę SIM. A gdy "uprzejmy" kolega przekaże numer pacjentowi. który chce się "pilnie" skontaktować? Kończy się to tym, że najbardziej upierdliwi i bezczelni  potrafią wydzwaniać na urlopie, w nocy,  po dyżurze.
    Są też tak absurdalne i tupeciarskie zachowania, jak to, gdy "pacjent ważniak" lub "pacjentka VIPoma" próbuje szantażować i wymusić kontakt różnymi metodami, np. powołując się na znajomość z innymi lekarzami, nawet Twoimi przełożonymi. Nie daj się. Chcesz mieć prywatne życie - miej prywatny numer.
    5. Zakażenie odsmartfonowe
    Pytanie z mikrobiologii: "Jaka komórka odpowiada za zakażenia wirusowe i bakteryjne". Odpowiedź brzmi: "Twoja". Ile razy w ostatnim miesiącu zdarzyło Ci się zdezynfekować smartfon po powrocie z pracy? Jeśli się nie zdarzyło, to zdaje się, że życzysz wszystkiego najlepszego z głębi agarowego żelu swoim najbliższym: Twojemu dziecku, które nieraz poliże telefon, partnerowi, który chwyci go przy porannej kawie i innym. Wyobraź sobie, że ktoś z Twojej rodziny nieświadomie dotyka (i to bez rękawiczki) tego wszystkiego, czego Ty w swojej pracy przez cały dzień...
    I jest to najmniejszy problem, bo nawet szpitalne, antybiotykooporne szczepy są dla Twoich zdrowych domowników niewielkim zagrożeniem. Ale co powiesz na przenoszenie zakażeń szpitalnych z jednej sali chorych do drugiej, z pracowni gastroskopii do USG, z Oddziału na Oddział... a to wszystko za pomocą "nieodłącznego narzędzia pracy". Twój Galaxy/LG/iPhone/Huawei/Lumia/Xperia/itepe nie nosi lateksowych rękawiczek...
    ***
    Bez wątpienia "moja komórka" pozostanie już na zawsze nieocenionym źródłem szybkiej informacji, pomocą naukową, czasem rozrywką z przerwie czy na dyżurze, a nade wszystko sposobem kontaktu ze światem. Ale warto zawalczyć o swoją prywatność. Im bardziej życie osobiste i zawodowe zlewają się w jedno, tym większe ryzyko przewlekłego stresu czy zespołu wypalenia zawodowego.
    Masz wybór. To Ty decydujesz o tym, kiedy jest czas na kontakt z pracą.
    Mateusz Malik, lekarz

    MedFor.me
    Dzisiejsze nadzwyczajne spotkanie przedstawicieli Porozumienia Rezydentów OZZL z Ministrem Zdrowia przyniosło wymierne skutki. Po 29 dniach głodówki oraz ogólnopolskiej akcji #1lekarz1etat (polegającej na pracy zgodnie z postanowieniami Kodeksu Pracy do granicy 48 godz./tydzień) udało uzyskać się dobrze rokujące na przyszłość porozumienie.
    Jak mówi lek. Mateusz Latek z władz Porozumienia Rezydentów OZZL:
    Podpisane dziś Porozumienie ma charakter swoistego zawieszenia broni. Rezydenci zobowiązali się do nieeskalowania konfliktu w zamian za wprowadzenie niezbędnych reform w ochronie zdrowia oraz zobowiązanie się do dalszej współpracy w atmosferze dialogu.
    Ilość znaczących zmian jest pokaźna, jak udało nam się dowiedzieć wśród nich odnajdujemy m.in.:
    Kwota 2,13 mld zł więcej #NaZdrowie już w 2018 roku. Niemal 16 mld zł więcej #NaZdrowie do końca 2024 roku. Wyeliminowanie klauzuli opt-out do 2028 roku. Podwyżki pensji rezydentów niezależnie od daty rozpoczęcia specjalizacji (koniec tzw. „dwutabelkowości”. Dla specjalizacji niedeficytowych (niezależnie od daty rozpoczęcia specjalizacji):
    4000 zł brutto od pierwszego roku
    4500zł brutto po drugim roku szkolenia
    + opcjonalne 600 zł brutto wliczane do podstawy w przypadku deklaracji chęci pozostania w Polsce po ukończeniu specjalizacji
    Dla specjalizacji deficytowych (niezależnie od daty rozpoczęcia specjalizacji):
    4700 zł brutto od pierwszego roku
    5300 zł brutto po drugim roku szkolenia
    + opcjonalne 700 zł brutto wliczane do podstawy w przypadku deklaracji chęci pozostania w Polsce po ukończeniu specjalizacji
    A ponadto:
    Podwyżka dla lekarzy specjalistów zatrudnionych na podstawie stosunku pracy, ich wynagrodzenie wyniesie min. 6750 zł brutto miesięcznie. Wprowadzenie obowiązku zatrudnienia sekretarek medycznych przez podmioty posiadające kontrakt z NFZ Wprowadzenia rozwiązań z dziedziny e-zdrowia (e-ZLA, e-recepty, e-zlecenia i e-skierowania) do końca roku 2019. Dodatkowe 6 dni płatnego urlopu szkoleniowego na udział w kursach, konferencjach i szkoleniach dla lekarzy w ciągu roku. Wprowadzenie przepisów zdejmujących z lekarza konieczność określania poziomu refundacji leku na recepcie do końca 2018 roku. Uregulowanie kwestii dyżurów medycznych. Ochrona właściwa dla funkcjonariusza publicznego dla lekarza pracującego w publicznej służbie zdrowia w czasie udzielania przez niego świadczeń zdrowotnych. Jak dodaje doktor Mateusz Latek:
    Wg ostatniego raportu EHCI Polska nadal plasuje się bliżej końca niż początku stawki. Czy teraz stanie się nowymi Czechami, Słowacją czy Serbią ochrony zdrowia? Czas pokaże.

    Redakcja MedFor.me

    duch
    Złe samopoczucie, dolegliwości, a w końcu podejrzenie i rozpoznanie najcięższego kalibru - nowotwór złośliwy. Nikt nie chciałby tego przechodzić.
    Skierowanie do szpitala, przyjęcie, a potem ... wszystko jak należy, krok po kroku, bez przytłaczających kolejek, na spokojnie i skutecznie.
    Tak wygląda scenariusz wielu pacjentów leczonych w Centrum Onkologii w Bydgoszczy. Przez wielu, ten szpital jest oceniany jako najlepszy w Polsce.
    Życzymy sobie aby takich przykładów było jak najwięcej.
    Zapraszamy na materiał TVN24 Czarno na białym: https://www.tvn24.pl/czarno-na-bialym,42,m/czarno-na-bialym-dwa-swiaty,807015.html#autoplay

    hypersonic
    Dziś w ramach rekonstrukcji rządu Premiera Mateusza Morawieckiego doszło do zmian kadrowych.
    Na stanowisko Ministra Zdrowia wybrany został prof. Łukasz Szumowski.
    Nowy minister jest 46-letnim kardiologiem, wieloletnim kierownikiem Kliniki Zaburzeń Rytmu Serca w Instytucie Kardiologi przy ul. Alpejskiej w Warszawie. Od 2016 roku pełnił on funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
    Środowisko medyczne patrzy z głęboką nadzieją na kroki jakie podejmie nowy minister, logicznym mogłoby wydawać się że w tak gorącym dla ochrony zdrowia okresie nikt nie podjąłby się roli kierowania tym resortem bez uzyskania zapewnienia wzrostu finansowania. Profesor Szumowski jako człowiek nauki bez wątpienia rozumie powagę sytuacji, a jako członek wielu międzynarodowych towarzystw może mieć to, czego zabrakło doktorowi Radziwiłłowi, a mianowicie zdolność perswazji - źródła rządowe donoszą, że poprzedni minister nie starał się przekonać m.in resortu finansów do przesunięcia środków budżetowych na zdrowie.
    Czy Prof. Szumowski wprowadzi nową jakość w polski system opieki medycznej, czy też zmiana ta miała wprowadzić jedynie zawirowanie i mówiąc kolokwialnie "kupić trochę czasu"? 
    Na to pytanie odpowiedź przyniosą najbliższe dni, dziś nie pozostaje nic innego jak patrzeć z nadzieją w przyszłość i życzyć nowemu Ministrowi rozwagi i pokory.
    hypersonic

    Newman
    Medycyna była i jest apolityczna. Tymczasem o kształcie i funkcji ochrony zdrowia w większości krajów decydują politycy. Nikogo nie dziwi ta asymetria. A może powinna…
    Czy to możliwe, że na polskiej scenie politycznej dobiega końca era dominacji socjologów, politologów, prawników, historyków, „opozycjonistów” i „zawodowych polityków”? Może to już czas, aby prym zaczęli wieść eksperci takich dziedzin jak matematyka, fizyka czy medycyna. W całej ponad siedemdziesięcioletniej historii PRL i III RP „przytrafiło” się nam wśród łącznie 25 premierów: 5 ekonomistów, 2 absolwentów politechnik, 1 fizyk i 1 lekarka. Warto zaznaczyć, że w całym tym mniej lub bardziej zacnym gronie znajdziemy 3 doktorów nauk, 1 doktor habilitowaną i 3 profesorów. Nie rzuca to na kolana i chciałoby się więcej.
    Wydaje się, że tytułowym tezom przeczy historia 28 lat resortu zdrowia (i opieki społecznej). Niemal wszyscy ministrowie zdrowia wolnej Polski byli lub są lekarzami. Chlubne, co warto podkreślić, wyjątki stanowiła czwórka nie-medyków (władających łącznie przez 21 miesięcy): Cegielska, Rudnicki, Hausner, Czekański, ze szczególnym naciskiem na zmarłą przedwcześnie mgr Franciszkę Cegielską.
    Powszechnie sądzi się, że nikt nie zadba o dobro pacjentów i systemu ochrony zdrowia lepiej niż lekarz czy pielęgniarka. Wszak cechuje ich często zawodowa empatia, znają problemy branży, mają znajomości w środowisku, są ekspertami w swoich dziedzinach… Nic bardziej mylnego. Który z wymienionych przymiotów faktycznie przydaje się w pracy menedżera ochrony zdrowia? Empatia może przeszkadzać w rozsądnym ekonomicznym rachunku, znajomość faktycznych problemów ochrony zdrowia jest równoważona przez szereg zawodowych i towarzyskich powiązań, które są najczęściej kulą u nogi, a wiedza w zakresie hipertensjologii w niczym nie pomaga w biurowej pracy. (No, może poza sytuacją, gdy wszystkim na zebraniu skoczy ciśnienie…) I tak: wielu ordynatorów nie radzi sobie z zarządzaniem oddziałami i klinikami, dyrektorzy szpitali z wykształceniem ekonomicznym i menedżerskim są znacznie lepiej oceniani niż absolwenci medycyny, a do pracy w resorcie zapraszani są albo lekarze-politycy ze ślubowaniem „Nie podwyższę składki zdrowotnej” na ustach, albo wybitne osobowości świata medycyny bez żadnej siły przebicia. A gdy w końcu trafią się energiczni eksperci pokroju Krzysztofa Łandy, szybko wylatują pod byle pretekstem za sprawą nacisku medycznych grup interesów.
    Z radością i entuzjazmem witamy każdego kolejnego ministra zdrowia, choć trudno spodziewać się, że lekarza Szumowskiego zastąpi ktoś inny niż kolejny lekarz rekrutujący się bądź z szeregów partii, bądź też z kręgu nomen omen znajomych królika. Można się domyślać, że tak jak rządy premierów Tuska i Kopacz oznaczały dla ochrony zdrowia groźny dryf w kierunku komercjalizacji, tak też każdy rząd koalicji Kaczyński-Gowin-Ziobro będzie z entuzjazmem wpychał polską medycynę w erę Siemaszki, długów i „bomisiów”.
    Czy zatem receptą może być powołanie do istnienia partii politycznej? Partii złożonej z pacjentów, lekarzy, pielęgniarek, byłych związkowców, przedstawicieli izb lekarskich i pielęgniarskich, pracowników innych zawodów medycznych. Być może w kraju, gdzie przymiotnik „polityczny” jest słowem nacechowanym negatywnie, jedynym sposobem na „apolityczną” realizację ważnych społecznie postulatów, jest założenie partii i przekroczenie progu wyborczego…
    Doświadczenie minionych 28 lat III RP pokazuje, że im dalej w las, tym więcej drzew. Tak jak dla pierwszych rządów po 1989 roku przełomowe reformy były koniecznością, tak dla kolejnych wprowadzanie tzw. systemowych zmian przychodziło z ogromną trudnością, a dla niektórych było kamieniem u szyi i politycznym samobójstwem. Rozwój polskiej medycyny na przykład w zakresie rozbudowy ośrodków akademickich, tworzenia pionierskich ośrodków leczniczych czy boomu w sektorze prywatnym, postępował raczej wbrew działaniom kolejnych ministrów zdrowia, a nie dzięki nim.
    Postulaty, o których usłyszała Polska w październiku 2017 dzięki głodówce lekarzy rezydentów, czyli zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia do poziomu nie niższego niż 6,8 PKB w ciągu trzech lat, likwidacja kolejek, rozwiązanie problemu braku personelu medycznego, likwidacja biurokracji w ochronie zdrowia, poprawa warunków pracy i płacy w ochronie zdrowia mają charakter ewidentnie społeczny i płacowy, choć tak łatwo przyklejano im łatkę „politycznych”, a protest próbowano w mediach zdyskredytować nadając mu antyrządowy charakter.
    Czy presja wywierana przez młodych lekarzy na parlamentarzystów, ministrów, premiera czy prezydenta przyniosła oczekiwany skutek? Można mówić o małych sukcesach, ale ani rządowa ustawa o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia, ani powoływanie kolejnych roboczych zespołów, ani wreszcie rządowy projekt wzrostu nakładów na zdrowie do 6% PKB w 2025 roku nie usatysfakcjonuje protestujących lekarzy i całego Porozumienia Zawodów Medycznych. Ostatnie głośne spotkania przedstawicieli lekarzy i pacjentów z politykami pokazują dobitnie, że obywatele są w tym układzie uciążliwym petentem, a nie suwerenem.
    Resorty finansów i zdrowia w rękach ludzi, którzy traktują pieniądze przeznaczone na medycynę jak wyrzucone w błoto nigdy nie staną się reprezentacją społeczności pacjentów, a tym bardziej pracowników ochrony zdrowia. Finansową i kadrową fikcję, która uderza coraz mocniej w pacjentów, a którą obnaża akcja #1lekarz1etat można zakończyć wyłącznie dzięki fundamentalnej zmianie priorytetów całego rządu.
    A postulatów „zdrowotnych” do dyskusji i realizacji jest znacznie więcej: dobrowolne, dodatkowe ubezpieczenia, współpłacenie, informatyzacja i jednolity system informacji o pacjentach, odbudowa zaufania społecznego do publicznej służby zdrowia, walka z nikotynizmem wśród najmłodszych, walka z otyłością, walka z alkoholizmem, realne działania antysmogowe i antyspalinowe, medyczna marihuana i rozsądna debata nt. narkotyków, poprawa edukacji i zdrowia seksualnego Polaków, profilaktyka i wzrost świadomości zdrowotnej do poziomu europejskiego, promowanie szczepień ochronnych, intensywne wsparcie finansowe dla medycznych badań naukowych, poprawa systemu raportowania i zgłaszania chorób, wprowadzenie rejestru zakażeń szpitalnych z prawdziwego zdarzenia i mądra polityka antybiotykowa, polskie badania epidemiologiczne na szeroką skalę, wdrażanie sprawdzonych rozwiązań społecznych tj. sorry works w przypadku błędów medycznych czy edukacja zdrowotna rodziców poprzez dzieci, realizacja polskiego Cancer Plan, dostosowanie studiów medycznych do potrzeb współczesności i reforma kształcenia podyplomowego. Zagadnień wystarczy na wiele kadencji.
    Do głosu w III Rzeczpospolitej dochodzi zuchwałe pokolenie... jej rówieśników. Młodzi ludzie z tzw. generacji Y pozbawieni piętna PRL, którzy chcą się uczyć, odnajdują się w świecie cyfryzacji i wolnego rynku, swobodnie podróżują po zjednoczonej Europie i całej globalnej wiosce, a nade wszystko cenią wywalczoną przez dziadków i rodziców wolność, ale nie zgadzają się na zastaną rzeczywistość. Mówią głośne NIE bylejakości, wyzyskowi, imposybilizmowi i bezczynności władzy. Dorastali w świecie bez monopolu jednej partii, strachu przed represjami, cenzury. Obce jest im poczucie niskiej wartości, mówią i piszą, co myślą, są przekonani, że mogą osiągnąć każdy cel, a świat powinno się zmieniać, a nie akceptować.
    To właśnie pokolenie lekarzy urodzonych u schyłku żelaznej kurtyny i po jej upadku potrafiło przełamać impas, zjednoczyć się, wskazać cele i systematycznie je realizować. Poprzez merytoryczną dyskusję, konsekwentną edukację społeczeństwa i jego politycznych reprezentantów, skuteczny przekaz medialny, pokojowe manifestacje i wymaganie przestrzegania prawa. Czasem nawet kosztem siebie i swojego prywatnego czasu. Cechuje ich wyjątkowe poczucie odpowiedzialności za państwo.
    Może więc znajdzie się grupa zapaleńców, która powoła partię polityczną, zaprosi do niej ekspertów ds. zarządzania w ochronie zdrowia, przedstawicieli organizacji pacjenckich, wybitnych samorządowców, związkowców, chętnych do współpracy członków towarzystw lekarskich i wywalczy szerokie poparcie społeczne. Kto w Polsce nie zagłosowałby na Partię Zdrowie? Nie chodzi o ty, by wygrywać wybory. Partia z takim zapleczem byłaby naturalnym koalicjantem dla każdego zwycięzcy - zarówno z prawicy, lewicy, jak i z centrum, a dzięki politycznej sile proponowałaby swojego ministra zdrowa - oczywiście nie lekarza. Warunkiem uzyskania stabilnej większości dla koalicjantów byłaby gwarancja wystarczających budżetowych środków na zdrowie i realizacji kluczowych postulatów. Setki tysięcy podpisów pod ostatnimi obywatelskimi projektami ustaw „medycznych” są dowodem na to, że taki apolityczny projekt uzyskałby społeczne poparcie. A, jak wiadomo, każda polska dyskusja zaczyna się od zdrowia, a kończy na polityce.
    Byliśmy dumni z orlików budowanych 6-7 lat temu, a dziś z dumą patrzymy na reprezentację Polski w piłce nożnej, czego nikt się przed dekadą nie spodziewał. Była wola polityczna, były pieniądze, stworzono infrastrukturę, wdrożono system kształcenia, zadbano o medialny przekaz i już są efekty.
    Da się? Da się! Także z medycyną!
    Mateusz Malik, lekarz
    Zdjęcia: M.Malik, M. Latek

    hypersonic
    Początek nowego roku zapowiada trudny sprawdzian dla polskiej ochrony zdrowia. Tysiące polskich lekarzy pod wpływem iskry, która rozbłysła w Porozumieniu Rezydentów OZZL zamierza w nowym roku pracować zgodnie z literą prawa.
    Jak wielokrotnie pisaliśmy, zakończenie głodówki nie było równoznaczne z porzuceniem walki o wzrost nakładów na ochronę zdrowia. Akcja została przetransformowana w działania pod hasłami “Stawiamy na jakość” oraz “Jeden lekarz jeden etat”.
    Co oznacza praca zgodna z kodeksem pracy?
    Przepisy jasno definiują, iż tydzień pracy nie może przekraczać 48 godzin, co przy codziennym wymiarze pracy w wysokości siedmiu godzin trzydziestu pięciu minut umożliwia pełnienie średnio jednego dyżuru w tygodniu.
    Drugą bardzo ważnym frontem w wojnie o praworządność jest walka z podwójnymi umowami. Tegoroczny wyrok Sadu Najwyższego (Sygn. akt I UK 182/16) jasno wskazuje, że zawieranie umów kontraktowych na dyżury w szpitalu, z którym łączy nas stosunek pracy, to nieakceptowany sposób obchodzenia prawa pracy. Kontrakt taki nosi znamiona umowy o pracę, a więc ZUS słusznie może domagać się oskładkowania dochodów z niego na zasadach mających zastosowanie przy mowie o pracę.
    Wypowiedzenie tysięcy klauzul opt-out oraz umów cywilnoprawnych na rzecz pracy w bezpiecznym wymiarze godzin zostało dostrzeżone przez resort zdrowia. Jednak sposób w jaki zareagowało MZ dowodzi jedynie ignorancji, z jaką rząd podchodzi do bezpieczeństwa zdrowotnego Polaków.
    Pomysłem na wyjście z kadrowego impasu ma być wg resoru z ul. Miodowej "bilokacja lekarzy" oraz uzupełnienie luki pracownikami z europy wschodniej. W zaprezentowanym we wtorek do ekspresowych (trzydniowych) konsultacji społecznych rozporządzeniu możemy przeczytać propozycje łączenia przez jednego lekarza dyżurów w kilku oddziałach i ambulatoriach jednocześnie.
    Według wizji wynikającej z tego aktu niczym nadzwyczajnym nie jest stan, kiedy oddział chirurgii, ginekologi, interny oraz NPL będzie miał pod opieką jeden psychiatra lub adept rehabilitacji medycznej (nie jest to oczywiście przytyk do którejś z tych specjalizacji), co stanowi ewidentne zagrożenie bezpieczeństwa pacjentów.
    Nie pozostaje mi nic innego jak w Nowym Roku życzyć (z jeszcze większym naciskiem) dużo zdrowia, bo dostępność do świadczeń może być utrudniona.
    Marzenie o realnie dostępnej medycynie na wysokim poziomie oprócz woli medyków do realizacji wymaga również rozsądku rządzących, którego jak widać, na razie brakuje.
    Zdrowia , zdrowia i jeszcze raz zdrowia
    hypersonic

    Newman

    Medykom Zdrowych Świąt!

    Przez Newman, w Weekend For.me,

    Kto się bardziej zna na zdrowiu niż medycy? Oby zdrowy duch w narodzie nie gasł i przynosił na Boże Narodzenie i Nowy Rok szczęście i pomyślność. Niech cały 2018 będzie w całej ochronie zdrowia rokiem czasu dla najbliższych, rokiem uzdrawiania relacji, rokiem supremacji odpoczynku i jakości naszej pracy. A jeśli aniołki pod choinkę sypną groszem, to się chyba nikt nie obrazi
    Jest taki dzień bardzo ciepły, choć grudniowy;
    dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory.
    Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich.
    Dzień, który już każdy z nas zna od kołyski..
    Niebo ziemi, niebu ziemia,
    wszyscy wszystkim ślą życzenia.
    Drzewa ptakom, ptaki drzewom.
    W wiewie wiatru płatkom śniegu.
    Jest taki dzień, tylko jeden raz do roku;
    Dzień, zwykły dzień, który liczy się od zmroku.
    Jest taki dzień, gdy jesteśmy wszyscy razem.
    Dzień, piękny dzień, dziś nam rok go składa w darze.
    Niebo ziemi, niebu ziemia,
    wszyscy wszystkim ślą życzenia.
    A gdy wszyscy usną wreszcie
    moc igliwia zapach niesie.

                 Seweryn Krajewski
    Serdeczności od Redakcji MedFor.me!

    Newman
    Premier Mateusz Morawiecki dostał od koalicjantów do dyspozycji identyczny zestaw osób do współpracy. Wymiana premiera nie była okazją, by pozbyć się z Rządu skonfliktowanego ze środowiskami medycznymi Konstantego Radziwiłła. Praca w resorcie byłego członka Najwyższej Izby Lekarskiej była i będzie oceniana różnie, ale Radziwiłł ma jeszcze szanse na poprawę swego wizerunku.
    Oczekując na kolejnego ministra zdrowia, prawdopodobnie w styczniu 2018 możemy być pewni, że lekarza Radziwiłła zastąpi kolejny lekarz rekrutujący się bądź z szeregów partii, bądź też z kręgu nomen omen znajomych królika. Nie ma znaczenia, czy będzie to ideolog prof. Bogdan Chazan, zgrany polityk Bolesław Piecha czy kardiolog/generał/dyrektor Grzegorz Gielerak - nie są to ludzie, w których ambicją jest cywilizacyjny skok polskiej medycyny.
    Może w przyszłości premier zaskoczy nas nominacją typu Andrzej Sośnierz (rzadkie połączenie lekarza i dobrego menedżera) lub inna osoba znająca sie na zarządzaniu ochrona zdrowia, co nie zmienia faktu, że każdy narodowosocjalistyczny rząd koalicji KACZYŃSKI-Gowin-Ziobro będzie zapewne dalej pchał polską medycynę w kierunku Siemaszki, długów i ekspansji „bomisiów”.
    Życzymy nowemu ministrowi powodzenia, zdolności słuchania i siły przebicia u chimery premiera-ministra finansów-ministra rozwoju w jednym.
    Mateusz Malik, lekarz

    hypersonic
    Dnia 5.12.2017 w kancelarii Sejmu RP złożono podpisy pod obywatelskim projektem ustawy która gwarantuje wzrost publicznych nakładów na ochronę zdrowia do poziomu nie niższego niż 6,8% PKB - informacje o ustawie.
    Skrócenie okresu zbiórki podyktowane było dynamiką pracy nad projektem rządowym (zobacz tutaj), który wzrost do raptem 6% (poziomu dawno przekroczonego przez większość krajów unijnych) zakłada dopiero w roku 2025.
    Tak wolne tempo zwiększania nakładów oraz niedostateczny poziom docelowy nie koresponduje z powagą takich problemów, jak niekorzystne zmiany demograficznie czy bardzo wysoki poziom zadłużenia placówek ochrony zdrowia, który nierzadko wymusza zadłużanie się w parabankach.
    Pomimo zdecydowanie krótszego czasu zbiórki medykom bez problemu udało się przekroczyć barierę 100 tysięcy podpisów (zebrano blisko 157,5 tysiąca podpisów poparcia). Tak szybka zbiórka była możliwa dzięki wysokiemu poparciu społecznemu dla proponowanego kierunku zmian. Polacy są świadomi, że pomimo wysokiej efektywności polskiej ochrony zdrowia (o czym świadczy np. współczynnik bloomberg healthcare efficiency index) czynnikiem limitującym są rażąco niskie nakłady, w myśl znanego powiedzenia: "Z pustego i Salomon nie naleje".
    hypersonic


    hypersonic
    Publikujemy w całości list otwarty przewodniczącego Porozumienia Rezydentów OZZL lek. Krzysztofa Hałabuza na temat zbliżającego się kolejnego etapu protestu środowisk medycznych w Polsce.
    Szanowni Państwo,
    2 listopada bieżącego roku, po 28 dniach głodówki, która nie zakończyła się wspólnymi ustaleniami zbliżającymi nas do realnej poprawy systemu ochrony zdrowia w Polsce, przeszliśmy do kolejnego etapu protestu #stawiamynajakość.
    Jako lekarze i lekarze PR OZZL zadeklarowaliśmy, że będziemy wypowiadać klauzule opt-out a co za tym idzie pracować zgodnie z kodeksem pracy co zapewni lepsze bezpieczeństwo i lekarzowi i pacjentowi.
    Już na początku listopada Porozumienie Rezydentów we współpracy z OZZL oraz Naczelną Izbą Lekarską zwróciło się do lekarzy w całej Polsce z prośbą o rozpoczęcie przestrzegania prawa pracy, czyli normy maksymalnego czasu pracy w wysokości 48h tygodniowo. Odbyło się ponad 50 spotkań w szpitalach w całym kraju, gdzie rozmawiano o wypowiadaniu klauzuli opt-out, która od 10 lat zezwala na pracę ponad limit czasowy określony w kodeksie pracy. Została ona wprowadzona po wejściu Polski do UE na czas uzupełnienia liczby lekarzy do niezbędnego minimum pozwalającego obsadzić wszystkie wymagane etaty w placówkach publicznych. Niedobór kadry medycznej, a przede wszystkim lekarzy powoduje, że aby zapewnić ciągłość opieki nad chorymi, od lat dzięki tej klauzuli prawo pracy jest omijane, a rządzący nie wprowadzają skutecznych zmian pozwalających zmienić taki stan rzeczy. Nadal obserwujemy emigrację zewnętrzną i wewnętrzną lekarzy (zmiana zawodu).
    Do końca listopada wg raportu lekarzy skupionych w Porozumieniu Rezydentów w całym kraju klauzule opt-out wypowiedziało lub nie podpisało ponad 3000 lekarzy, co oznacza, że od 1.01.2018 r. będą oni pracować nie więcej niż średnio 48 godzin tygodniowo w 1-3- miesięcznym okresie rozliczeniowym. Dotychczas system pracy dyżurowej opierał się na tym, że lekarze rezydenci wykonywali znacznie więcej pracy w godzinach nocnych niż to wynika z programu szkolenia specjalizacyjnego.
    W ramach realizacji hasła #stawimynajakość - rozpoczęliśmy akcję #1lekarz1etat, której celem jest zrezygnowanie z dodatkowych form zatrudnienia poza podstawowym miejscem pracy i skupienie się na jak najlepszej opiece nad chorymi na swoich oddziałach.
    W szpitalach, gdzie lekarze zadeklarowali chęć udziału w akcji "Jeden lekarz- jeden etat" deklaracje pracy wg norm zapisanych Kodeksie Pracy podpisało znacznie powyżej 50%. Wg naszej wiedzy na dzień dzisiejszy jest to kilkadziesiąt szpitali.
    Akcja kontynuowana będzie w grudniu i kolejnych miesiącach. Widzimy, że do lekarzy rezydentów dołączają już dziś lekarze specjaliści.
    Zwracamy się po raz kolejny do rządu o wyznaczenie planu szybkiego podniesienia nakładów na system opieki zdrowotnej w Polsce do wymaganego 6,8% PKB, które WHO określa jako minimum potrzebne do zabezpieczenia bezpieczeństwa obywatelom naszego kraju. Pozostałe postulaty pozostają niezmienne w stosunku do protestu głodowego, który miał miejsce w październiku 2017r. Chcemy zmniejszenia kolejek, biurokracji oraz godziwych warunków pracy i płacy.
    Pani Premier, Panowie Ministrowie zapraszamy do rozmów w imię dobra polskiego pacjenta i lepszej przyszłości systemu ochrony zdrowia w Polsce. Wg obietnicy Pani Premier Rząd do 15 grudnia miał przygotować rozwiązania pod warunkiem zakończenia protestu głodowego. Czekamy na nie z niecierpliwością.
    Przewodniczący PR OZZL Krzysztof Hałabuz


    MedFor.me
    Na prośbę redakcji MedFor.me News ostatnie wydarzenia w obszarze ochrony zdrowia, dialogu społecznego i rynku pracy skomentowała dla nas pani Henryka Bochniarz, doktor nauk ekonomicznych, prezydent Konfederacji Lewiatan, była minister przemysłu i do niedawna przewodnicząca Rady Dialogu Społecznego z ramienia strony pracodawców.
     
    MedFor.me: Rada Dialogu Społecznego ma już 2 lata i czas na rządowe przewodnictwo w dialogu społecznym. Jak ocenia Pani miniony rok funkcjonowania Rady? Trzy największe sukcesy.
    Henryka Bochniarz: RDS w obecnej formule instytucjonalnie dostosował się do konieczności zwiększenia zaangażowania i odpowiedzialności partnerów społecznych (np. poprzez rotacyjne przewodnictwo), a jednocześnie wyrównał szanse na równe traktowanie ze stroną rządową. Niestety, dialog wciąż nie zawsze jest traktowany w kategoriach wartości, a czasami wręcz jako przeszkoda. Jest też często pomijany w konsultacjach projektów legislacyjnych poprzez nadużywanie ścieżki poselskiej.
    Rok temu obejmując przewodnictwo deklarowałam, że jestem zwolenniczką dialogu i po roku przewodniczenia RDS dalej uważam, że jest on kluczowy dla poprawy jakości stanowienia prawa, choć bywa frustrujący. Efekty często są niewspółmierne do włożonego czasu i wysiłku. Po roku przewodniczenia, mimo przeświadczenia o wadze dialogu, chętnie przekazałam przewodnictwo minister Elżbiecie Rafalskiej, ponieważ obecnie prowadzenie dialogu to praca u podstaw. To na pewno uczy pokory, ale i odpowiedzialności w postawach, bo dziś niektórzy niezwykle lekko niweczą, czasem ogromny wysiłek.
    W kilku kluczowych sprawach, jak: sposób przyjęcia ustawy budżetowej na 2017 r., czy kontrowersyjne propozycje zmiany w sądach, udało się porozumieć wszystkim partnerom oprócz Solidarności, która głośno oponowała. Podobnie było z próbami wystąpienia z wnioskiem o wysłuchanie publiczne np. w sprawie ochrony zdrowia. Ogromną przeszkodą w dialogu był też brak czasu i możliwości przerobowych.
    Natomiast udało się porozumieć w kwestii np. wynagrodzeń minimalnych, dokonać przeglądu istniejących rozwiązań i przygotować nową ustawę o radzie dialogu, która została złożona na ręce pana prezydenta i czeka na dalsze kroki. Udało się też wprowadzić koncepcję dialogu społecznego do szerszej świadomości społecznej i spopularyzować działalność RDS oraz - przede wszystkim - usprawnić funkcjonowanie i finansowanie wojewódzkich rad dialogu społecznego, co było wynikiem moich odwiedzin i rozmów w niemal wszystkich województwach.
    Przed nami kolejny rok pracy nad rozwijaniem dialogu społecznego. To zadanie trudne, ale konieczne, bo dialog jest wartością samą w sobie. Bez rozmowy nie ma szans na porozumienie. Przejęcie przewodnictwa przez rząd będzie prawdziwym testem na podejście rządzących do dialogu.
    Lekarze rezydenci 30.11.2017 zakończyli protest głodowy, którego postulatem był systematyczny wzrost nakładów na ochronę zdrowia w Polsce do co najmniej 6,8% PKB w ciągu 3 lat. Postulat nie został zrealizowany, a rząd zapowiedział wzrost nakładów do 6% PKB w perspektywie 8 lat, co nie jest do zaakceptowania przez Porozumienie Zawodów Medycznych, które w czasie protestu wypowiadało się w imieniu pracowników sektora zdrowia, ale też w imieniu pacjentów. Obecnie protest całego środowiska medycznego ma przyjąć formę "normalizacji czasu pracy" - powrót do zasad pracy zgodnych z Kodeksem Pracy tj. maksymalnie 48 godzin tygodniowo i zgodnie z zasadą 1 lekarz=1 etat, co w dużym stopniu zdezorganizuje pracę placówek ochrony zdrowia i obnaży niedobory kadrowe, a pośrednio uderzy w pracodawców ochrony zdrowia.
    Prawdą jest, że protestujący zmienili formułę strajku na mniej zagrażającą ich życiu, ale nie zmienili postanowienia co do tego, że dalej będą walczyć o realizację swoich postulatów. Miesięczny radykalny protest głodowy był wycieńczający dla ich organizmów, a nie przyniósł oczekiwanych rezultatów poza faktycznym wprowadzeniem problematyki do dyskursu publicznego. Wydaje mi się, że forma pracy zgodnej z Kodeksem Pracy dokładnie wskaże wyraźne braki na rynku. I, tak jak Konfederacja Lewiatan od dłuższego czasu wskazuje, to nie sieć szpitali czy inne niekonwencjonalne lub wręcz egzotyczne pomysły będą gwoździem do trumny systemu opieki zdrowotnej, ale właśnie braki kadrowe wśród lekarzy i pielęgniarek.
    Po zakończeniu protestu głodowego weszło w życie rozporządzenie Ministra Zdrowia K. Radziwiłła interpretujące "Tzw. Ustawę o minimalnych płacach w ochronie zdrowa" na korzyść lekarzy rezydentów, choć w stopniu wciąż niezadowalającym strony pracowników. Poza podwyżką o średnio ok. 450 zł brutto dla już pracujących lekarzy rezydentów i o 1200 zł brutto dla deficytowych specjalizacji, które rozpoczną pracę od przyszłego roku w rozporządzeniu znalazł się zapis, który przenosi ciężar finansowania rezydentur ze środków Funduszu Pracy na budżet państwa w ciągu 2 lat.
    Warto sobie na początek uświadomić, że rozporządzenie wydano zupełnie arbitralnie, wbrew protestującym i bez jakichkolwiek form dialogu czy konsultacji społecznych. W zakresie źródła finansowania, od początku wraz z innymi partnerami społecznymi reprezentowanymi w Radzie Dialogu Społecznego wskazywaliśmy, że jest to kuriozalny pomysł. Fundusz pracy powstał w zupełnie innym celu i środki w nim zgromadzone nie powinny być przeznaczane na kształcenie. To z resztą miało być jednorazowe działanie. Mam nadzieje, że tym razem tak właśnie będzie.
    ***
    Polecamy także lekturę wywiadu z Henryką Bochniarz:
    "Personel szpitali to współcześni siłacze i siłaczki. Cały system jest przeciwko nim, a oni próbują pomóc pacjentom"

    dr Mateusz Palczewski
    W czasie gdy informacje ze świata atakują nas z każdej strony, z dużą częstotliwością i w znakomitej większości polegamy na "pierwszym wrażeniu", przekazie tytułu czy wstępu, opublikowany został spot Ministerstwa Zdrowia pt. "Króliczki – Narodowy Program Zdrowia". Do odbioru każdej treści, rozważny odbiorca, powinien jednak podejść z rezerwą i podjęć się obiektywnej oceny. Czy taka obiektywna ocena w tym wypadku może jednak być pozytywna?
    Redakcja MedFor.me zapytała kilka osób. "Czy to jest na prawdę spot MZ?", "Nie wierzę, że wydano na to niemal 3 mln złotych", "Nie rozumiem jak to ma nas zachęcić do prokreacji" - to kilka z odpowiedzi jakie uzyskaliśmy od wczoraj.
    Króliczki są ładne, film jest profesjonalnie zmontowany, na końcu pojawia się powszechnie lubiany i uśmiechający się aktor. Ale więcej pozytywów chyba znaleźć się nie da - no bo spróbujmy sobie odpowiedzieć czym ten klip miałby nas zachęcić do powiększania rodziny? Trudno znaleźć na to odpowiedź - chyba, że ma on nas skierować na przypomnienie o prorodzinnej strategii rządu (np. na program 500+).
    Skoro więc atuty tego filmu są tak wątpliwe powstaje pytanie. Jak można było wydać na niego 2,7 miliona PLN? Czy stać nas na to? Kto jest odpowiedzialny za taką decyzję? I pytanie na dziś - czy ten film nie został przypadkiem już usunięty z oficjalnego źródła? Dziś nie można już znaleźć wzmianki o nim na stronach MZ, a w dziennikach, które donosiły o klipie wczoraj link jest nieaktywny (youtube: Film jest nieaktywny)


    hypersonic

    #StawiamyNaJakość

    Przez hypersonic, w News,

    Walka medyków o dobro polskiej medycyny nie zakończyła się wraz z przerwaniem protestu głodowego, trwa nadal i trwać będzie tak długo, jak bezpieczeństwo zdrowotne polaków nie będzie im zagwarantowane.
    Medycy z Porozumienia Zawodów Medycznych od początku zaznaczali, że ich walka nie jest akcją antyrządową, a jedynie formą wywarcia nacisku, by zdrowie było priorytetem.
    Rozwinięciem tej myśli jest akcja #StawiamyNaJakość czyli przeciwstawienie się sugerowanemu przez NFZ odhumanizowanemu i maszynowemu podejściu do pacjentów.
    Lekarze zamierzają pracować mniej, aby byli bardziej wypoczęci (a przez to bardziej skupieni i empatyczni) i by móc poświecić więcej czasu na edukację. W ramach akcji tej zamierzają wypowiedzieć klauzule opt-out, które umożliwiają pracownikowi etatowemu pracować ponad 48 godzin tygodniowo (taką normę narzuca UE), a które miały być wprowadzone jedynie tymczasowo na czas uzupełnienia niedoborów lekarzy.
    Pacjencie! - Ty też możesz sprawić, by zdrowie stało się priorytetem. Poprzyj ideę wzrostu nakładów na ochronę zdrowia i podpisz się pod Obywatelskim projektem ustawy o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych - ma ona na celu szybkie i wyraźne zwiększenie nakładów na zdrowie Polaków do min. 6,8% produktu krajowego brutto w ciągu 3 lat.
    USTAWA-INFORMACJE - tu znajdziesz treść ustawy zwiększającej nakłady do poziomu zapewniającego stabilność polskiego sektora ochrony zdrowia.
    Wydrukuj i zbierz podpisy również wśród najbliższych...
    hypersonic

    Newman
    "Nie szarpiemy się o dodatkową dychę do pensji. To nie jest protest części środowiska medycznego.
    To powinien być protest wszystkich Polaków. O to, by miał ich kto leczyć".
    9.10.2017 - Dzień 8
    W Sejmie zwołano specjalne posiedzenie Komisji Zdrowia. Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL, który z wykształcenia także jest lekarzem ganił rządzących: „Wygraliście wybory, bierzecie 100% odpowiedzialności. Przyszli do was ludzie zdesperowani, którzy poświęcili swoje urlopy wypoczynkowe. Upominają się nie tylko o własne zarobki”. W obecności przedstawicieli lekarzy rezydentów głos zabierali inni politycy, w tym minister zdrowia. Podkreślał, że roku 2017 na ochronę zdrowia w Polsce rząd przeznaczy ponad 4,7% PKB. Na zarzut wiceprzewodniczącego Porozumienia Rezydentów OZZL J. Bilińskiego, że po rządowych reformach wydłużają się kolejki w służbie zdrowia K. Radziwiłł odpowiedział, że niektóre się nie zmniejszają, a inne owszem. Zdaniem szefa resortu zdrowia liczba lekarzy w Polsce rośnie. To powtarzane w mediach i na posiedzeniu zdanie wzbudza wciąż w świadomych lekarzach zdumienie i śmiech. Tym większe, że to Radziwiłł zarzucał mediom kreowanie wirtualnej rzeczywistości oderwanej od tego, co w służbie zdrowia się dzieje. W trakcie przemówienia ministra zdrowia zemdlała lek. K. Pikulska, będąca jedną z głodujących, o której Polska miała jeszcze usłyszeć… (o czym w kolejnych odcinkach).

    Lekarze rezydenci mówią, że ich głodówkę mogłoby zakończyć spotkanie z premier Beatą Szydło. Tymczasem do protestu odniosła się sama premier i podkreśliła: „Do porozumienia dochodzi wtedy, kiedy obydwie strony chcą porozumienia, więc myślę, że ten dialog zakończy się sukcesem. Po specjalnym posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia, dotyczącemu protestowi młodych lekarzy, na środę zaplanowano nadzwyczajne posiedzenie Rady Dialogu Społecznego, które w całości ma być poświęcone problemom służby zdrowia. Wieczorem doszło do kolejnego spotkania protestujących rezydentów z ministrem zdrowia, ale strony rozeszły się bez porozumienia.
    Wartym podkreślenia jest sposób, w jaki całe wydarzenie komentowały media publiczne. Administratorzy serwisu TVP Info usunęli znaczną część wpisów popierających postulaty rezydentów i uniemożliwili użytkownikom komentowanie tekstów blokując ich konta. Po tygodniowym milczeniu materiał przygotowały też Wiadomości TVP1 - publiczny program informacyjny o najwyższej oglądalności. W programie  zaprezentowano urywki z posiedzenia Sejmowej Komisji Zdrowia, wypowiedź dwóch osób z Ministerstwa Zdrowia, a w żaden adekwatny sposób nie pokazano motywów lekarzy.
    A są one ekstremalnie proste. Anonimowo, jeden z młodych lekarzy powiedział o nich: „Nie szarpiemy się o dodatkową dychę do pensji. To nie jest protest części środowiska medycznego. To powinien być protest wszystkich Polaków. O to, by miał ich kto leczyć. O to, by ich lekarz nie był na skraju wycieńczenia. O to, by ich lekarz problemów i frustracji z pracy nie musiał zapijać. O to, by byli leczeni przez dobrze wykształconych specjalistów. Mało kto to rozumie”.
    Mateusz Malik, lekarz, FOTO: Wprost
    Wszystkie artykuły z cyklu znajdziesz TUTAJ

    Newman
    Rezydentura jest umową o pracę, którą lekarz podejmujący specjalizację podpisuje ze szpitalem, ale jego pensja wypłacana jest z budżetu państwa. Jest to umowa na czas określony - na okres szkolenia specjalizacyjnego, który wynosi od 4 do 6 lat, w zależności od programu danej specjalizacji. Jednak wybór jednostki macierzystej jest ograniczony do wolnych miejsc szkoleniowych w placówkach posiadających akredytację. Nie każdy szpital może kształcić młodego lekarza. Liczba miejsc szkoleniowych, jak i rezydenckich, jest ograniczona i często nie pokrywa się z zapotrzebowaniem na specjalistów. Pensja lekarza rezydenta waha się od 2200 do 2570 zł netto w zależności od tego, czy lekarz wybrał specjalizację zwykłą czy deficytową (listę specjalizacji deficytowych określa rozporządzenie ministra zdrowia - obecnie znajdują się na niej m.in. pediatria, onkologia kliniczna, anestezjologia czy medycyna rodzinna. (ze strony rezydenci.org.pl)
    8.10.2017 - Dzień 7
    Minęła 150 godzina protestu głodowego. Wśród aktywnych około 20 osób są takie, które od samego początku są jedynie na wodzie i elektrolitach. Wielu z spośród protestujących w oczach środowiska urasta do roli bohaterów, którzy na swoje barki biorą brzemię całego „wygłodzonego” pokolenia.

    Sami głodujący zachęcali do przyjeżdżania do Warszawy i wsparcia. Niedziela była okazją do przypomnienia rysunkowego filmu informacyjnego na temat pracy i problemów młodych medyków:
    Spokojny w sumie dzień jest okazją do chwili wytchnienia po głośnej sobocie, a także zebrania sił przed poniedziałkiem w Sejmie, gdzie odbyć się ma specjalne posiedzenie Sejmowej Komisji Zdrowia.
    W czasie meczu reprezentacji Polski w piłce nożnej na Stadionie Narodowym w Warszawie grupy młodych medyków (zarówno obstawy medycznej, jak i kibiców) wyrażali swoje poparcie poprzez okolicznościowe koszulki i banery.
    Mateusz Malik, lekarz
    Wszystkie artykuły z cyklu znajdziesz TUTAJ

    Newman
    Przedstawiciele Porozumienia Rezydentów traktują aktualne działania rządzących jak ruchy pozorne, których celem jest odsunięcie problemów w czasie. A na to, jak podkreślają, czas już się skończył.
    7.10.2017 - Dzień 6
    W pierwszym dniu wolnym od pracy od początku protestu, w godzinach 15-18 przed siedzibą Ministerstwa Zdrowia przy ul. Miodowej w Warszawie odbyła się pikieta poparcia.
    Grupy młodych medyków oraz ich rodzin wyszły na ulice Warszawy, aby zamanifestować solidarność z głodującymi. Wiele osób przyszło z dziećmi. Dołączyli też pacjenci. Protestujący byli ubrani w białe koszulki z napisem: "Popieram protest głodowy lekarzy". Część osób trzymała transparenty z napisami: "Kolejka poniża pacjenta", "Czekamy na spełnienie obietnicy wyborczej 6,8 proc. PKB na służbę zdrowia", "Przepracowany lekarz naraża życie pacjenta" "Czas na zdrowie: lepsze warunki zatrudnienia, pracy i leczenia". Skandowali także hasła: "Chcemy leczyć w Polsce", "Zdrowie Polaka w cenie Tik Taka". Co pewien czas pikietujący puszczali z głośników dźwięk syren karetki pogotowia.

    Spotkanie otworzyła przewodnicząca protestu głodowego lek. Katarzyna Pikulska. Protestujący uzyskali Poparcie Związku Zawodowego Dietetyków. Lek. Krzysztof Henryk Hałabuz przypomniał historię reaktywowanego Porozumienia Rezydentów i Porozumienia Zawodów Medycznych. Lek. Filip Dąbrowski zaznaczył dramatyczną sytuację polskich pacjentów. Lek. Krzysztof Bukiel, szef OZZL przypomniał rządzącym, aby byli ludźmi sumienia. Jeden z głodujących, którzy musieli zakończyć protest - lek. Damian Patecki, były przewodniczący PR zabrał głos w imieniu wszystkich głodujących. Dr Krzysztof Gojdź wspominał, że gdy kilkanaście lat temu kończył studia, sytuacja była podobnie zła - na ówczesne czasy zarobki były śmieszną jałmużną. Występowali też przedstawiciele dietetyków klinicznych, studentów medycyny, ratownicy medyczni i inni.
    Sami głodujący podkreślają, że chcą trafić z postulatami do pacjentów. Narzekają też, że traktowani są często jak „stażyści, którzy snują się za prawdziwym lekarzem”, a przecież są już pełnoprawnymi lekarzami. Strajkujący od pięciu dni piją tylko wodę, kawę i soki pomidorowe plus mieszanki elektrolitowe, aby nie doprowadzić do odwodnienia. Lekarzy odwiedzają koledzy po fachu, by wesprzeć psychicznie, zająć rozmową i sprawdzać ich parametry życiowe. W odwiedziny przybywają też ludzie świata kultury, mediów, polityki - nikt nie jest oficjalnie zapraszany, ale też przed nikim głodujący nie zamykają drzwi. Lekarze rezydenci podkreślają, że już w sumie od dwóch lat czekają na spotkanie z premier Beatą Szydło, do której wielokrotnie wysyłano listy z postulatami.
    Na stronie Ministerstwa Zdrowia pojawił się wpis komentujący każdy z postulatów protestujących. Przedstawiciele Porozumienia Rezydentów traktują jednak aktualne działania rządzących jak ruchy pozorne, których celem jest odsunięcie problemów w czasie. A na to, jak podkreślają, czas już się skończył.
    Mateusz Malik, lekarz. Foto: Gazeta Lekarska
    Wszystkie artykuły z cyklu znajdziesz TUTAJ

    Newman
    Świadomość społeczna co do roli w systemie pracowników innych niż lekarze i pielęgniarki jest znikoma - protest i prace Porozumienia Zawodów Medycznych mają szansa to zmienić.
    6.10.2017 - Dzień 5
    Głodujących odwiedził prezes Naczelnej Rady Lekarskiej dr Maciej Hamankiewicz. Na konferencji prasowej lek. Jarosław Biliński z PR w obecności dra Hamankiewicza oraz Adama Piechnika, koordynatora Protestu Ratowników Medycznych przypomnieli słowa wszystkich ważnych osób z obecnego Rządu wypowiadane w kampanii wyborczej o lekarzach, ich zarobkach i skonfrontowali je z aktualnym stanowiskiem władz centralnych.
    Podkreślili, że pracownicy ochrony zdrowia nie zgadzają się na niegodnie traktowanie polskich pacjentów. Prosili o podjęcie radykalnych kroków. Dr Hamankiewicz przypomniał, że polscy lekarze walczą o poprawę warunków opieki w Polsce od wielu lat. Potwierdził pełną solidarność polskiej medycyny z protestującymi. Zaznaczył, że z 27% lekarzy do 10.2017 osiągnęło już wiek emerytalny! Zapewnił, że NRL negatywnie zaopiniowała projekt rozporządzenia ministerstwa ws. wynagrodzeń rezydentów.
    Adam Piechnik ze związku zawodowego ratowników medycznych wyjaśnił, że choć reprezentuje inne zawody medyczne, to czuje się zobowiązany poprzeć protest, gdyż dotyczy on wszystkich medyków. Argumentował, że w znakomitej części Polski ratownicy są  zmuszani do pracy jako jednoosobowe firmy, a przez państwo i społeczeństwo sprowadzani są do funkcji laweciarzy, którzy odholowują ludzi z miejsca wypadku.
    Faktycznie, świadomość społeczna co do roli w systemie pracowników innych niż lekarze i pielęgniarki jest znikoma - protest i prace Porozumienia Zawodów Medycznych mają szansa to zmienić.
    Do głodujących w Warszawie przyjechał „lekarz gwiazd” Krzysztof Gójdź. Z każdej strony Polski płyną słowa poparcia. Coś, co wydawało się niemożliwe - poparcie dla „bogatych lekarzy” ze strony mediów - ma miejsce każdego dnia. Dziennikarze podchodzą do ematu z coraz większym zrozumieniem. Wyraźny wyłom stanowi relacja mediów publicznych, gdzie widzowie są informowani, że „Początkujący lekarze żądają miliardów złotych”, a protest wciąż sprowadzany jest do walki o wyższe zarobki, a nie mówi się o najważniejszych postulatach…

    Z powodów zdrowotnych (hiperbilirubinemia) z protestu został zdyskwalifikowany jeden z lekarzy. Głoduje około 20 osób.
    Mateusz Malik, lekarz; FOTO: M.Latek

    Newman
    "Wiele osób uważa, że jest beznadziejnie, ale nic się nie zmieni i lepiej się nie wychylać. Zacisnąć zęby, a jak się da, to wyjechać za granicę. Ja chcę uświadomić kolegów i koleżanki, że warto coś robić." Olga Pietrzak i inni głodujący to pokazują.
    5.10.2017 - Dzień 4
    Z całej Polski spływają słowa i zdjęcia pełne poparcia ze strony różnych środowisk medycznych. Są wśród nich m.in. Lekarze Rodzinni z Federacji Porozumienie Zielonogórskie, studenci z IFMSA-Poland, Fundacja MY Pacjenci, World Medical Association, wszystkie polskie Izby Lekarskie oraz od niektóre partie polityczne.
    W tym dniu do protestujących Rezydentów wystosował pismo Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz. Pisał m.in.: „Samorząd lekarski od lat żąda wzrostu poziomu PKB na zdrowie w Polsce do przynajmniej 6%. Do rządu wraz z nami zaapelowało o to w czerwcu 2017 roku ponad sto organizacji, w tym organizacji pacjentów i lekarzy skupionych w różnych towarzystwach naukowych. W kwestii określenia poziomu minimalnych wynagrodzeń wypowiedział się dwukrotnie Krajowy Zjazd Lekarzy – po raz pierwszy w 2006 roku, a następnie w maju 2016 roku. W tym roku Wy, młodzi lekarze rezydenci, postanowiliście o to zawalczyć w formie, jaką wybrał Wasz związek zawodowy. Dziękuję Wam za zwrócenie uwagi społeczeństwa na tę kwestię. (…) Rozumiem ten Wasz protest tym bardziej, że przeanalizowałem, ilu lekarzy w dniu 1 października przekroczyło wiek emerytalny. W pediatrii - ponad 40% kobiet lekarek, ponad 20% mężczyzn, podobnie w położnictwie i ginekologii oraz chirurgii ogólnej.
    Oficjalne poparcie ze strony NIL stanowiło jeden z momentów zwrotnych protestu, bo zaangażowało także wielu starszych lekarzy (specjalistów, nauczycieli akademickich, działaczy izb lekarskich).
    Do ponad dwudziestu protestujących w kolejce ustawiają się dziennikarze, by zapytać o powody radykalnej formy protestu i przedstawić światu racje młodych medyków z całej Polski, którzy odmawiają jedzenia w słusznej sprawie.
    30-letnia Olga Pietrzak z Łodzi, jedna z głodujących, w wywiadzie dla oko.press stwierdziła, że „trzeba działać radykalnie - dlatego zdecydowałam się na strajk głodowy. Wiele osób uważa, że jest beznadziejnie, ale nic się nie zmieni i lepiej się nie wychylać. Zacisnąć zęby, a jak się da, to wyjechać za granicę. Ja chcę uświadomić kolegów i koleżanki, że warto coś robić. Strajk w szpitalu, gdzie pracujemy, nic by nie dał, bo rezydentom płaci ministerstwo. Taki protest nie doszedłby nawet do uszu ministra Radziwiłła. Dlatego przyjechaliśmy”.
    Zdzisław Szramik, wiceprzewodniczący Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy na pytanie dziennikarza „Naszego Dziennika” o to, co zmusza młodych lekarzy do tak radykalnych kroków odpowiedział: „Zmusza ich do tego - każdego indywidualnie - trudna sytuacja życiowa, a w sensie zbiorowym ciężka sytuacja w ochronie zdrowia. Pomimo deklarowanego rozwoju polskiej gospodarki, zwiększonych wpływów z VAT i w ogóle z uszczelnienia systemu podatkowego niestety ochrona zdrowia nie doczekała się dobrej zmiany i lepszych czasów. Konstanty Radziwiłł, minister zdrowia, który jeszcze nie tak dawno był naszym kolegą lekarzem i związkowcem, dzisiaj wypowiada się niczym ktoś z księżyca. Nie mówi językiem zrozumiałym, ale powtarza slogany podobne do tych, które wygłaszali jego poprzednicy. Ten sposób porozumiewania się min. Radziwiłła wywołuje jeszcze większe niezadowolenie środowiska.
    Wśród osób popierających protest młodych lekarzy w przestrzeni publicznej pojawiły się osobistości świata mediów, aktorzy, dziennikarze.
    Mateusz Malik, lekarz; FOTO: M.Latek

    Newman
    "W ocenie OZZL minister zdrowia świadomie i celowo wprowadza w błąd społeczeństwo co do faktycznych żądań protestujących, żeby ich zohydzić w oczach zwykłych ludzi i uciec od odpowiedzi na niewygodne dla siebie postulaty". Młodzi medycy dopiero się rozkręcają, choć niektórzy już przypłacili protest zdrowiem...
    4.10.2017 - Dzień 3
    Protestujący medycy uzyskali entuzjastyczne wsparcie od studentów medycyny oraz władz i nauczycieli akademickich WUM, którzy licznie zgromadzili się w SPDSK w ramach akcji wsparcia: „WUM na głodówce PR OZZL”. Swojego poparcia dla protestujących udzieliły Okręgowe Rady Lekarskie, m.in. Warmińsko-Mazurska.
    W niektórych mediach pojawiła się informacja inspirowana przez stronę rządową jakoby cały protest służył wyłącznie wyższym pensjom lekarzy. ‘W ocenie OZZL minister zdrowia świadomie i celowo wprowadza w błąd społeczeństwo co do faktycznych żądań protestujących, żeby ich zohydzić w oczach zwykłych ludzi i uciec od odpowiedzi na niewygodne dla siebie postulaty. Jeśli premier rządu RP w ocenie publicznej ochrony zdrowia opiera się jedynie na słowach ministra Radziwiłła, to obawiamy się, że nie ma świadomości, jak zła jest sytuacja w tej dziedzinie i jak pozorne są reformy wprowadzone przez ministra.’ Słowa z profilu PR OZZL nie były bezpodstawne, bo powtarzane od wielu miesięcy apele o spotkanie z premier Beatą Szydło pozostawały bez odpowiedzi.
    W siedzibie Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog" minister zdrowia Konstanty Radziwiłł wraz ze swoją zastępczynią spotkali się dziś ponownie z protestującymi rezydentami. W spotkaniu w Centrum "Dialog" brał też udział przedstawiciel ministerstwa finansów i KPRM - Paweł Szrot. Spotkanie nie przyniosło jednak porozumienia. Strona resortu zdrowia zaprosiła przedstawicieli PR OZZL na kolejne spotkanie w Centrum. Zaproszenie zostało oczywiście przyjęte. Ze strony K. Radziwiłła pojawiła się propozycja dołączenia kolejnych trzech specjalności do grupy sześciu „deficytowych” i dodatkowo finansowanych, ale nie spełnia to podstawowego postulatu protestujących, więc skutkuje dalszą głodówką. Według lek. Joanny Mateckiej z PR, propozycje ministra Konstantego Radziwiłła nie są proporcjonalnie rozdysponowane i podzielą środowisko.
    Na wieczornym briefingu Ł. Jankowski i J. Biliński poinformowali o konieczności wycofania się z powodów zdrowotnych z głodówki kolejnej osoby i odnieśli się do słów Ministra Zdrowia ze spotkania z przedstawicielem Kancelarii Premiera RP jakoby postulat 6,8% PKB na zdrowie to propozycja nierealna. Lekarze podkreślili, że protest dotyczy każdego pacjenta i wzrost nakładów na ochronę zdrowia stanowi inwestycję w zdrowie każdego obywatela. Zaapelowali tym samym do Polaków o poparcie protestu i pokazanie władzom, że zdrowie obywateli ma być priorytetem.

    Mateusz Malik, lekarz; FOTO: M. Latek

    hypersonic

    Staż dobrej czy złej zmiany?

    Przez hypersonic, w News,

    Dnia 18.10.2017 do konsultacji społecznych trafił projekt nowego rozporządzenia MZ dotyczącego stażu podyplomowego.
    Z uwagi na uchwaloną latem tego roku ustawę o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne zatrudnionych w podmiotach leczniczych, o której wielokrotnie już pisaliśmy (1, 2) oraz wzrost pensji minimalnej nowe rozporządzenie musiało uwzględnić wzrost wynagrodzeń lekarzy stażystów. Jak się jednak można było spodziewać proponowane stawki są niewiele wyższe od wymaganych prawnie .
    Proponowane rozporządzenie modeluje  też w sposób znaczący program stażu:
    - Staż w dziedzinie chorób wewnętrznych ulega skróceniu o 2 tygodnie: do tej pory było to 9 tygodni i 4 dni w Oddziale Internistycznym, 1 dzień kursu zakresu profilaktyki zakażeń HIV oraz 1 tydzień kursu z zakresu transfuzjologii (łącznie 11 tygodni). W nowym programie ma być to 7 tygodni i 4 dni w Oddziale Internistycznym, 1 dzień nowego kursu -  profilaktyka onkologiczna i leczenie bólu oraz 1 tydzień kursu z transfuzjologii (łącznie 9 tygodni). 
    - Staż w zakresie pediatrii pozostaje w niezmienionej formie: 6 tygodni pediatrii, 2 tygodnie neonatologii
    - Staż cząstkowy w dziedzinie chirurgii ogólnej zostaje zredukowany o tydzień: z 8 tygodni (w tym 2 tyg. chirurgii urazowej) do 7 tygodni (w tym 2 tyg. chirurgii urazowej)
    - Staż w zakresie ginekologii i położnictwa uległ prawie dwukrotnemu skróceniu:  z 7 tygodni do 4 tygodni. 
    - Staż w zakresie medycyny ratunkowej nie uległ modyfikacji:  3 tygodnie łącznie tj. 2 tygodnie i 3 dni w Oddziale, 2 dni kursu z zakresu ratownictwa medycznego
    - Staż w dziedzinie psychiatrii: pozostanie w dotychczasowej długości 4 tygodni, jednak został z niego wydzielony tygodniowy kurs dotyczący komunikacji z pacjentami (3 tygodnie w Oddziale, 1 tydzień kursu)
    - Staż w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii (dotychczas 3 tygodnie) zostanie całkowicie zlikwidowany. 
    - Staż w zakresie medycyny rodzinnej ulegnie znaczącemu przedłużeniu (ponad dwukrotnie): z 6 do 14 tygodni. 
    Jak widać proponowane zmiany korespondują z całokształtem polityki MZ (wyraźne położenie akcentu na staż z medycyny rodzinnej) oraz próbują wprowadzić powiew nowoczesności (kurs komunikacji z pacjentem, kurs z problematyki leczenia bólu). Próżno jednak szukać tu zmian o jakie najgłośniej postuluje środowisko np. wydzielenie czasu na staż fakultatywny (na wybranym przez stażystę Oddziale), a usunięcie stażu z anestezjologii może utrudnić wybieranie tej priorytetowej przecież specjalizacji.
    A wy co sądzicie o projekcie rozporządzenia ?
    hypersonic
    Projekt rozporządzenia

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

By using this site, you agree to our Warunki użytkowania.