Chyba na każdym oddziale trafia się taka persona, co to dużo gada, dużo wie, zna wszystkie plotki, zna wszystkich dookoła, wszystkiego się dowie, wszystko załatwi, ale żeby pracować... to już nie bardzo. Jest to historia pewnej Pani. Okryjemy ją cichym pseudonimem ‘’Ona”.
Owa Ona jest pielęgniarką. I tego boję się bardzo, że opowiadam historię z innej beczki, a ta beczka może odbić mnie od dna… albo dobić do dna. Ale to nie złośliwość przeze mnie przemawia, a przykład zachowania.
Ona jest postacią niezwykle barwną. Oczywiście swoje waży. Ciuch dobiera dostojny. Włos wyrobiony. Już z daleka słychać, że się zbliża, bo głos ma donośny. Wchodzi do dyżurki i od razu, jakby bryzą po oczach, wszyscy pobudzeni. Na dzień dobry szereg historii: co to się stało, gdy w autobusie do pracy jechała, jaki pani katar miała, jak niegrzeczny był sąsiad, ile pączków kupiła Zosia itd, itp. Oczywiście obowiązkowo pierwsza kawa, zbiór nowych plotek - rozumie się... Ale po kwadransie: "Drogie Panie, pora do pracy się zabrać, pacjenci czekają". Ale Ona - gdzieżby! Jeszcze musi papierosa zapalić, potem oddziałową spotka, to musi pochwalić nową sukienkę, potem idzie na drugi koniec oddziału tylko po to, by z niego zaraz wrócić. W końcu nadchodzi oddziałowe śniadanie. Nasza bohaterka idzie honorowo pomóc, pacjentom w karmieniu. Konkretnie jednemu.
Do zastrzyków, wkłuć i kroplówek się nie bierze, bo wzrok już jej na to nie pozwala. Biedni Ci zakłuci przez nią: durszlak z ręki gwarantowany. Kroplówkę jeszcze podłączy. Ale żeby pompę infuzyjną podłączyć, EKG zrobić… Cóż. Te nowoczesne sprzęty nie dla niej. To ona po krew pójdzie. Może jej nie być nawet pół dnia i ktoś inny tak czy owak musi pójść. Ona wraca i nagłe olśnienie: przypomina sobie, że po krew szła. I wtedy potrafi wyjść z oddziału po raz kolejny. Raporty odbiera. Tylko potem trzeba poprawiać, na nowo przepisywać. Ale wtedy wielkie biurowe okulary na nos zakłada, siada przy głównym panelu pielęgniarskim i jak dostojnik z Watykanu wita przybyłych odwiedzających.
Do tego jest sławna za sprawą ciętego języka. Nie zwraca uwagi do kogo i co mówi: ważne żeby wyrazić to, co obecnie ma na myśli. Nie jeden pacjent zostanie skarcony, nie jeden odwiedzający wyleci za drzwi, a nawet lekarzowi się oberwie, bo tak krzywo napisał, że ona nie widzi albo że krytykuje jej palenie papierosów.
Ona: osoba barwna, żywiołowa. Nikt z nią pracować nie chce, każdy boi się wspólnego dyżuru, ale kto jej czego odmówi? Niby krzyczymy, niby się buntujemy, a ona i tak dalej z nami. No bo co by było bez niej? Kto by głupie żarty przytaczał? Kto by jak z rękawa sypał opowieściami. A jej historie zawsze wyjątkowo barwne. Jedna, mrożąca krew w żyłach, istna z piekła rodem: gdy poszła karmić staruszkę i wkłada owsiankę do ust, znów wkłada, a babcinka nie je. No to Ona zdenerwowana odeszła, pod nosem swoje nagadała, a okazało się, że babulka... umarła, dlatego jeść nie chciała. Albo co to było, jak ona została pielęgniarką i kurczaka piekła w urządzeniu do dezynfekcji. A ile to razy pacjent chciał ją pobić! Nie mówiąc już o tym, że oczywiście ona najmniej ze wszystkich zarabia. Taki staż, tyle dodatków, tyle dyplomów, ale ona ma wciąż mało.
Tylko co ten oddział zrobiłby bez niej? Byłby szary, cichy i nudny…
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.