Rezydencja tu, rezydencja tam! Witamy.
Trzej przyszli zabiegowcy witają na wspólnym blogu! Autorzy Mateusz, Szymon i Mateusz w skrócie MSM (choć absolutnie nie ma to nic wspólnego ze znaczeniem tego skrótu w chociażby chorobach zakaźnych, a wręcz przeciwnie!) co jakiś czas zaproszą do przeczytania medycznego tekstu z tematów na których się znają, a przynajmniej chcą się znać!
Można do nas dotrzeć też na skróty wchodząc przez adres www.Zabiegowcy.medfor.me
I przechodząc do pierwszego tematu, który poruszymy... Rezydencja tu, rezydencja tam!
Niestety wcale nie mam na myśli tego, że miejsca rezydenckie każdej specjalności leżą i czekają na nas z wyczekiwaniem. Bynajmniej nie mam na myśli też tego, że jak już na nich będziemy to od razu pełnym pędem zostaniemy kształceni na chociażby przyszłych chirurgów.
Moim marzeniem, jak i zapewne wielu z Was, jest możliwość praktycznego wykorzystywania zdobytej wiedzy czy też mówiąc prościej "robienia czegoś" na zajęciach, praktykach, a potem czegoś więcej na stażu i specjalizacji. Przez te niemalże już 6 lat moich studiów zdołałem zauważyć, że system rezydencki w przypadku chirurgii pozostawia wiele do życzenia. Mam tu głównie na myśli fakt, że na oddziałach zabiegowych, młodych lekarzy chcących się nauczyć jest więcej niż ilość zabiegów by na to pozwalała i sprzyjała. Kwestią dyskusyjną jest też to czy bardziej doświadczeni lekarze i szefowie specjalizacji chcą młodszych uczyć. Żyję cały czas w przekonaniu, że chcą, a kilka przypadków, które znam to tylko wyjątki.
Nie ma jednak co narzekać, takie mamy realia, taką przeszłość miał nasz kraj - z czasem musi być tylko lepiej! A jak chcemy żeby było? No i właśnie o tym głównie chciałem napisać przedstawiając jak wygląda rezydentura z chiurgii w USA. Temat rzeka, ale i bajka bo ... kto by tak nie chciał "ja się pytam"!?
Co nieco na temat tej bajki miałem okazję dowiedzieć się podczas moich dwóch wyjazdów do Cleveland Clinic Foundation w Ohio.
Wyobraźcie sobie, że kończy się tydzień, jest piątek i macie przed sobą plan zabiegów na przyszły tydzień. Wyszukujesz zabiegi, które Cię interesują i zapisujesz się do nich - w przyszłym tygodniu będziesz je przeprowadzał pod okiem wyspecjalizowanego lekarza. Jak to? Sam? To dopiero początek mojej rezydentury, a mam już pełnić rolę operatora? Jeśli posiadłeś już podstawy chirurgii to oczywiście. Normalnym jest, że rezydenci na 1-2 roku swojego kształcenia zaczynają przeprowadzać sami zabiegi. Nadzorujący lekarz jest z Tobą, umyty do zabiegu i w razie czego pomoże. Co więcej taki młody adept ma pierwszeństwo przed lekarzami będącymi na fellowshipie*. Jeśli rezydent zacznie odczuwać, że utrudnia mu się dostęp do operowania, może to zgłosić do odpowiedniego zewnętrznego organu i sytuacja wraca do normy. Musicie przyznać, że taki układ sprzyja "wyoperowaniu" się i nabrania wprawy. Wiadomo jednak, że są także słabsze strony. Dzień w szpitalu dla rezydenta zaczyna się o 4-5 rano i trwa do 18-19. Damy rade? Ja czuję się chyba podstępnie zdyskwalifikowany
Do tego dochodzą "Journal Clubs", "Visiting professors lectures" itd., czyli szeroko rozumiane spotkania edukacyjne. Niewątpliwie fajna sprawa, bo odbywają się na ogół w całkiem (lub skrajnie:) ) wykwintnych miejscach i można naukę połączyć z dobrym (lub skrajnie dobrym!) jedzeniem. Jakby jednak nie patrzeć na życie pozaszpitalne pozostaje mało czasu. Chociaż brzmi to może dość kosmicznie, przebywając w bardzo podobnych okolicznościach przez kilka miesięcy muszę przyznać, że pracuje się z przyjemnością i atmosfera sprzyja.
Ale co ja mogę powiedzieć skoro wstawałem tylko o 7 ![]()
* - fellowship to rodzaj nadspecjalizacji, np. ortopeda, który robi fellowship z "kręgosłupa".
Pozdrawiam!
Następnym razem jeszcze kilka słów o zarobkach.
PS. Szymon jeszcze nie wie czy chce być zabiegowcem, ale go przygarnęliśmy! ![]()
Rekomendowane komentarze