Kontakt z pacjentem - super!
Szczerze mówiąc po skończeniu studiów trochę inaczej wyobrażałem sobie jak wygląda nasz zawód. Owszem, jak każdy student brałem udzial w praktykach, potem stażu, ale... dopiero teraz, gdy jestem dzień po dniu, tydzień po tygodniu na jednym oddziale udało mi się poznać lepiej prawdziwe oblicze zawodu lekarza.
Heh, na pewno będę je poznawał przez wszystkie kolejne lata swojej pracy, ale już tych naszych realiów chyba trochę liznąłem Rozwlekam ten wstęp celowo. Chciałbym choć trochę uzmysłowić być może czytającym to studentom, że czymś całkiem innym jest przypatrywanie się z boku czy nawet uczestniczenie w procedurach tak z doskoku jak ma to miejsce choćby na praktykach, a czymś innym przejęcie obowiązków lekarza-pracownika oddziału. Tak z perspektywy czasu żałuję, że wtedy kiedy jeszcze mogłem łazić za lekarzem, przypatrywać się, i analizować jego decyzje bez konieczności podejmowania samemu decyzji, nie robiłem tego dużo, dużo częściej
A teraz? Jednego dnia byłem jeszcze stażystą, a niemalże drugiego sam musiałem przyjmować, diagnozować i leczyć - BOMBA! Taka bardzo pozytywna bomba ale i też wyzwanie, bo nagle się okazuje, że podanie dziecku zwykłego leku przeciwbólowego wymaga rozważenia preparatu, dawki, przeciwwskazań, drogi podania itp, itd No, ale takie podobno są początki.
Idziemy dalej! Nasz zawód jest wspaniały, nawet u nas w kraju! Swojego czasu usłyszałem cytat z wywiadu z Profesorem Religą, w którym Profesor mówił, że:
[...] jedynie osoba dojrzała emocjonalnie potrafi ocenić, czy chce poświęcić życie praktyce lekarskiej. [...] Kiedy lekarz dostaje dyplom i decyduje się wykonywać ten zawód, musi podporządkować całe swoje życie ratowaniu życia innych ludzi. Medycyna to służba ludziom, którym lekarz w żadnej sytuacji nie może odmówić pomocy. W tym sensie lekarz nigdy nie kończy pracy, ponieważ zawsze musi być do dyspozycji. Poza tym wychodząc ze szpitala opuszcza swoich pacjentów tylko fizycznie, bo zabiera ich problemy ze sobą.
Z moją dojrzałością emocjonalną na pewno mogę dyskutować. Podporządkowywanie całego życia dla pomocy innym ludziom też brzmi dość idyllicznie. Powiem Wam jednak jaką drogę do tej pory przeszedłem aby w cytacie Pana Profesora odnaleźć swoje miejsce.
Tak jak już wspomniałem, kiedy taki żółtodziub jak ja przychodzi do pracy wcale nie wie co tak na prawdę go czeka. A tu odprawa, obchód, zlecenia, zabiegi, status, przebiegi, skierowania, wypis, rozliczenie, wypis, rozliczenie, wypis, rozliczenie, wypis, wypis, dobra .. na rozliczenia nie mam już dziś sił. Która godzina? 17?
Trzeba zbadać pacjentów i trochę z nimi w końcu porozmawiać!
U pacjentów wszystko w porządku, dowiedujesz się przy okazji kto jaki film ostatnio oglądał i czemu w szkole nie ma już ocen tylko uśmieszki, słoneczka i inne znaczki. Jest 17:10, a po wyjściu od pacjentów nie pamiętam już o całej górze wypełnionych wcześniej papierów.
Trudno, skoro u nas w kraju póki co musi ich tyle być żeby wykonywać ten zawód to "let it be" Jak dla mnie, te kilka chwil w ciągu dnia przy pacjencie rekompensuje wszystko. Wracając jeszcze do słów Pana Profesora - gdyby od samego początku liczyć na regularną pracę "od do" i wysokie zarobki można bardzo łatwo ulec frustracji. Kiedy dostrzeżemy, że istotą naszej pracy jest pacjent, okaże się że nie będziemy chcieli zamienić naszego zawodu na żaden inny.
To takie moje przemyślenia po kilku miesiącach pracy - czekam na Wasze komentarze!
8 Comments
Recommended Comments