Zabiegowo...
Wczorajszy wpis był raczej nieplanowany.
Dziś wracam do swojego schemaciku.
Tydzień zamykam z około 7h dodatkowych zabiegów.
Pierwszych w karierze. Zabiegi rutynowe, hemodynamiczne.
Więc te kilka godzinek w zbroi godnej Zbyszka z Bogdańca, przestane.
Weszło trochę w plecy.
Ale "no pain, no gain" a tu "gain" był bardzo znaczny.
Nie, nie mówię tu o promieniowaniu choć tego pewnie się trochę uzbierało. (nikt nie narzekał jednak ,że nadmiernie świecę [głupotą] więc źle nie jest).
Chodzi walory dydaktyczne! W końcu te bochenkowe odgałęzienia przydały się na coś! eSeFA też nie jest już obcym pojęciem! (klinicyści robią wszystko po swojemu, nawet anatomię!). Dziwię się też ,że studentów nie przyuczają do takich arteriogramów od początku. No może coś w atlasie się gratisowo pojawi, ale omówienie? Już nie.
Porzucając rozważania dt. dydaktyki (kim ja jestem żeby kwestionować programy uczelni narzucone pewnie w jakiś sposób przez MZ...), przejdę do własnych obserwacji. Ciekawe toto jest niesamowicie! Nie bez powodu porównywane jest do nawlekania igły na nitkę, którą to igłę trzyma się na wysięgniku (majtającym się bardzo, jeśli chodzi o zabiegi dokonywane przez wkłucie podobojczykowe). Bardzo ważne jest również odpowiednie ustawienie lampy. Żeby czasem w nią głową nie przydzwonić odchylając się od krwistej szprycy prosto w oko.
Oprócz bólu w krzyżu wyniosłem z zabiegów też przekonanie o nieograniczonych możliwościach tej metody jeśli chodzi o kosmetykę tętnic. No oczywiście jeśli nam całkowicie nie zarosną. Bo inaczej to tylko pod nóż.
Nauczyłem się również myśleć. No bo dlaczego wkłucia dokonywać pod lewą pachą (ręka L była w tym przypadku tą bolesną) a nie pod prawą (teoretycznie zdrową) ?
Nie będę streszczał tutaj zabiegów. Bo po co... Choć mogę nadmienić iż jeden z nich miał trwać mniej niż 1h, stoper zatrzymał się dobre 1,5 później, i 2 stenty za daleko . No cóż NFZ zapłaci [raczej] za to...
Nie były to operacje z lejącą się krwią i biegającymi na lewo i prawo chirurgami, lecz taniec narzędzi prowadzonych przez dziurkę od klucza...
Ale imo, to chyba jest TO!
Wracając do normalnego świata. I Polskiej Reprezentacji (z wielkiej ze względu na szacunek do słowa, nie dla drużyny...). Krótko. Żenada. PPV? Za nasze dobro narodowe? Czy to reprezentacja leśnych dziadów z PZPN czy Nasza? Odpowiedzcie sobie sami...
3 Comments
Recommended Comments